Urban: W Hiszpanii myśleli, że pobiłem się z prezesem
Po dwóch latach dominacji selekcjonerów reprezentacji Polski tytuł Trenera Roku przyznaliśmy szkoleniowcowi, który w grudniu stracił posadę. Nie zmienia to faktu, że w roku 2013 zespół warszawskiej Legii, przynajmniej na krajowych boiskach, nie miał sobie równych.
ROZMAWIAŁ PIOTR WOJCIECHOWSKI
Dziennikarze naszej redakcji tym razem byli wyjątkowo zgodni. Pan chyba również nie jest zaskoczony nagrodą?
Przynajmniej nie do końca, ale bardzo dziękuję za uznanie – mówi Jan Urban (na zdjęciu z prawej). – Jak rozumiem, ocenie podlega praca wykonana w trakcie całego roku, a w minionym zdobyliśmy z Legią dublet, graliśmy w europejskich pucharach do grudnia, wykonaliśmy tym samym plan minimum.
A jednak czegoś zabrakło…
Nieudany występ w Lidze Europy i odpadnięcie z Pucharu Polski na pewno zaniżyły ogólną ocenę naszych zeszłorocznych dokonań. W Bukareszcie remisowaliśmy ze Steauą i rumuński zespół autentycznie przy nas głupiał. Drugą bramkę Kuby Koseckiego sędzia mógł spokojnie uznać i nikt nawet nie mrugnąłby okiem. Mnie zabrakło 45 minut utrzymania bezbramkowego remisu w rewanżu rozgrywanym przy Łazienkowskiej. Ciekawe, jak wtedy zachowywaliby się Rumuni, można się zastanawiać, czy poszliby na wariata do przodu, zapominając o obronie. Tego widoku nadal nie mogę odżałować, ale skoro po dziesięciu minutach i po naszych indywidualnych błędach przegrywaliśmy u siebie 0:2, to i tak dobrze, że zremisowaliśmy.
(…)
Dużo dzieli byłego współwłaściciela Legii Mariusza Waltera od nowego współwłaściciela Bogusława Leśnodorskiego?
W 2007 roku pojawiłem się w Warszawie jako trener pracujący w Hiszpanii z młodzieżą. Piłkarzem byłem znanym, ale jako szkoleniowiec debiutowałem w piłce seniorskiej i prezes Walter obdarzył mnie wtedy sporym zaufaniem. Czy jednak dwa zdobyte przeze mnie z Legią tytuły wicemistrza Polski, dwa zdobyte Puchary Polski i Superpuchar były słabymi osiągnięciami? Na pewno nie, skoro pan Walter ponownie sprowadził mnie do Legii. Prezes Leśnodorski postawił teraz na młodego trenera z Norwegii, byłego doskonałego piłkarza, który jako szkoleniowiec zdobywał doświadczenie w Anglii. Prezes wykłada swoje pieniądze i decyduje, ale gdy moi znajomi w Hiszpanii dowiedzieli się, że zostałem zwolniony mimo prowadzenia Legii w ligowych rozgrywkach, byli przekonani, że musiało stać się coś złego, że być może nawet pobiłem się z prezesem. Tam nie rozumieją, że w Polsce wszystko musi być na teraz, na już i że punkt widzenia zależy od punktu siedzenia. Obaj prezesi to różne pokolenia i skrajnie różne style zarządzania klubem, sposoby kierowania ludźmi. W postawie prezesa Leśnodorskiego widać większą przebojowość i u niego nie ma przestojów, bo jest ciągły ruch, ciągłe zmiany. W piłce niezbędna jest jednak cierpliwość, która charakteryzowała poczynania prezesa Waltera. Legia dysponuje największym budżetem spośród krajowych klubów, organizacyjnie nie ustępuje najlepszym w Europie spółkom, ale nadal tragicznie przedstawia się legijny skauting i Michał Żewłakow po zakończeniu kariery miał się tym zająć, miał to poukładać. Nowi właściciele zapewniają, że zrobią z Legii silny klub na poziomie europejskim. Życie pokaże, czy sprostają trudnemu wyzwaniu, ale pod względem finansowym poprzedni rok był dla Legii dodatni, a w polskich realiach to już wielki sukces.
(…)
Cały wywiad w najnowszym wydaniu tygodniku „Piłka Nożna”. Już w kioskach!