A konkretnie: dziewięć zwycięstw Arsenalu z rzędu, w tym z Evertonem, Fulham i West Hamem. Tak Unai Emery stara się tonować nastroje, również przypominając, że na starcie sezonu jego zespół zderzył się z Manchesterem City (0:2) i uległ Chelsea (2:3). Jednak czerwona część północnego Londynu ma powody do zadowolenia.
MICHAŁ ZACHODNY
Przyśpiewka niosła się po całym stadionie i to z wielką kibicowską dumą. – Odzyskaliśmy nasz Arsenal – krzyczeli fani gości, gdy ich piłkarze z coraz większą gracją tkali kolejne akcje i strzelali kolejne gole. Ostatecznie stanęli na pięciu trafieniach, sprawiając, że na Craven Cottage Unai Emery zaliczył swoje najwyższe zwycięstwo, odkąd przejął drużynę.
A przejmował ją w momencie nieciekawym. Nieciekawym? Wybaczcie niedomówienie. Bo jeszcze pod koniec poprzedniego sezonu jedną z częściej inicjowanych przyśpiewek była ta o chęci odzyskania przez kibiców „ich Arsenalu”. A dalej w repertuarze: mniej lub bardziej dosadne żegnanie Arsene’a Wengera, uwagi kierowane do zarządu klubu i wyrażenie negatywnego stosunku wobec obojętności w grze piłkarzy. Jednak latem do szatni wpuszczono świeże powietrze.
Nie wracajmy do tego, jak doszło do zmiany, ile osiągnął z Arsenalem Wenger, bo teraz Emery zasługuje na pełnię uwagi. Jeden z pierwszych klubowych materiałów wideo z treningów, które prowadził Hiszpan, pokazywał szkoleniowca i jego asystentów, którzy na swoich piłkarzy pokrzykują, dynamicznie włączając się w demonstrowanie ćwiczeń, zwłaszcza tych poprawiających grę defensywną. A że Arsenal wymagał poprawy w tym elemencie, nikt nie miał żadnych wątpliwości.
Intensywność zajęć była bardzo wysoka. – Straciłem trochę na wadze przez to i myślę, że dzięki temu jestem szybszy – mówi Alex Iwobi o efekcie treningów Emery’ego. – Także z piłką jestem bardziej pozytywnie nastawiony, pewniejszy swego, a boss przede wszystkim nalegał, bym coraz częściej znajdował się w odpowiednich sytuacjach do strzału, próbował zdobywać bramki niezależnie od tego, co się zdarzy. To właśnie sprawiło, że gram z większym optymizmem – dodaje Nigeryjczyk.
Swoje zachowanie z boisk treningowych Emery przenosi na ligowe. W meczach jest oczywiście ograniczony przez strefę techniczną, ale… nie do końca. W jednym z serii zwycięskich spotkań był tak aktywny przy linii bocznej, że eksperci ze studia „Match of the Day” w BBC stworzyli specjalną „heatmapę” obrazującą jego ruchy. Uderzający jest ten obrazek ze wspomnieniem zasępionego poprzednika, który skulony siedział na ławce rezerwowych, ewentualnie wybiegając z pretensjami do sędziów lub bezradnie rozkładając ramiona w reakcji na grę swoich piłkarzy.
– Czujemy się jak w nowym klubie – mówi Hector Bellerin, jedna z bardziej wyrazistych postaci Arsenalu i piłkarz, który wymaga sporej pracy nad formą. Hiszpański prawy obrońca w ośmiu meczach zaliczył dwie asysty, lecz jeszcze popełnia błędy w defensywie i jest też symbolem wyzwania, które czeka całą drużynę. Bo bycie dwa punkty za czołową trójką nieco zakłamuje sytuację Arsenalu: po pierwsze, zespół ma za sobą serię rywalizacji ze słabszymi rywalami; po drugie, niemal stracił tyle goli (10), ile Chelsea, Liverpool i City razem wzięte (11); po trzecie, dopiero przeciwko Fulham zagrał z rozmachem i klasą drużyny kandydującej do powrotu do Ligi Mistrzów.
Stąd emocje stara się tonować główny „winowajca” całego zamieszania. – Nie zgadzam się z kibicami. Uważam wręcz, że musimy się sporo poprawić. Fanom może się to podobać, ale musimy rozmawiać o rzeczywistych problemach każdego dnia. Na przykład przeciwko Fulham osiągnęliśmy bardzo dobry wynik na koniec 90 minut, ale po pierwszej połowie byłem pewien, że musimy grać lepiej. Dlatego dla mnie najważniejsze jest to, by niczego nie przyspieszać – mówił Emery przed poniedziałkowym meczem z Leicester City.
I dodawał, że cel jego zespołu się nie zmienił. – Musimy utrzymać się blisko najlepszych drużyn Premier League. A by to zrobić, musimy grać lepiej i lepiej. Na razie potrzebujemy spokoju, ponieważ wygrywamy mecze, grając nawet bardzo słabo. Chcę odpowiedniego podejścia mentalnego przed każdym kolejnym spotkaniem – podkreślał.
Zmiany są jednak widoczne i, jak powiedział Petr Cech, wszyscy w klubie zaczęli od początku. Zaczynając od zaangażowania trenera w zajęcia pierwszego zespołu po ostatnie przed domowymi meczami ćwiczenia odbywające się na Emirates – jego rewolucja po prostu przebiega z mniejszym zamieszaniem niż ta Wengera ponad dwie dekady temu, gdy Francuz zmieniał wszystkie zwyczaje w klubie. A Emery zamierza zmienić przede wszystkim kulturę pracy u zawodników, która wyraźnie spadła w ostatnich latach jego poprzednika. Wówczas treningom brakowało taktyki, kontroli indywidualnych zachowań, a nawet intensywności.
Gdy więc piłkarze zaczęli przychodzić na przedmeczowe odprawy taktyczne, to zaskoczyć mógł ich sam czas trwania analiz. Już nie kilka, kilkanaście minut skupienia na przeciwniku, ale nawet godzina tłumaczenia, gdzie są słabe punkty. Właśnie w ich wykorzystywaniu jest Arsenal na razie zdecydowanie coraz lepszy. Znów porównanie: w poprzednich dwóch sezonach można było odnieść wrażenie, że każdy deficyt zespołu Wengera jest doskonale znany i odkryty, a wyłącznie od przeciwnika zależało, w jakim stopniu z tego skorzysta. Teraz jest inaczej, bo nawet w okresach słabszej gry Arsenal Emery’ego potrafi uderzać kilkukrotnie w najsłabsze ogniwo rywala, aż w końcu ono pęknie. Tak było z Evertonem, Watfordem, Newcastle i Cardiff. A teraz Hiszpan musi sprawić, by udawało się to przeciwko bardziej uznanym firmom.
W angielskich mediach Emery uchodzi za menedżera skrytego, mówiącego mało konkretnie o stylu gry lub poszczególnych zawodnikach. Jeśli już, to jest ostrożny w wyrażaniu swoich emocji, odmiennie od tego, co dzieje się z jego udziałem w trakcie meczów. Powoli przenosi się to na zespół, w końcu mowa również o drugiej najczęściej faulującej drużynie Premier League.
Właśnie, statystyki. W klasyfikacji przewinień Arsenal zaliczył awans aż o 10 pozycji, lecz – co ciekawe – pozwala rywalom na więcej strzałów. To efekt zmian w składzie, a także sposobu wyprowadzenia akcji krótkimi podaniami od bramkarza, co już kilkukrotnie niemal zemściło się na całej drużynie przy pierwszym lub drugim niecelnym zagraniu we własnej strefie obrony. Piłkarze Emery’ego wykonują podobną liczbę prób odbiorów, lecz ich skuteczność wzrosła. Spadła średnia drużyny w liczbie wykonanych podań – i to o ponad sto! – ale nie można tego przypisać grze bardziej bezpośredniej lub mniej intensywnej. Owszem, Arsenal częściej reaguje na to, co zaproponuje przeciwnik, zamiast starać się narzucić swój styl, lecz wszystko ma prowadzić do wykorzystania największych atutów drużyny, czyli szybkości piłkarzy ofensywnych.
O próbach ułożenia duetu Alexandre’a Lacazette’a z Pierre’em-Emerickiem Aubameyangiem pisano już w poprzednim sezonie sporo, nawet Emery na początku stawiał wyłącznie na tego drugiego. Lecz teraz, po ośmiu kolejkach, ma dwóch strzelców z dorobkiem po cztery trafienia, zresztą oprócz tej dwójki napastników bramki zdobywało aż ośmiu piłkarzy. – Nie jest łatwo, ale każdy mecz daje nam mnóstwo informacji, jak mamy się poprawić i dążyć do najlepszej dyspozycji zespołu – przyznaje jednak Emery.
Bo Hiszpan musi zdawać sobie sprawę, że jego zespół nie jest wciąż odpowiednio zrównoważony. Owszem, rewolucja odbywa się i daje pierwsze widoczne efekty, lecz niektóre zwycięstwa zatuszowały nieudane występy. Wystarczy powiedzieć, że Arsenal częściej dopuszcza rywali do strzałów, niż sam stwarza sobie sytuacje. Dodatkowo istotna jest jakość szans (tzw. expected goals). Wedle tego modelu statystycznego Arsenal zdobył aż o siedem punktów więcej, niż wynikałoby to z kreatywności drużyny Emery’ego i jej przeciwników. To najwyższa taka różnica w lidze. Dodatkowo jego piłkarze strzelają gole z bardzo trudnych pozycji, których wartość jest szacunkowo niższa od np. strzału z dziesięciu metrów w sytuacji sam na sam z bramkarzem.\
Stąd apele Emery’ego o spokój. On wie, że budowanie mentalności zwycięzców nie zajmuje dwóch miesięcy, nie przyjdzie z serią sześciu zwycięskich spotkań ligowych. – To proces. Każdego dnia pracujemy nad tym, by ją mieć, a nie tylko móc o niej mówić. Musimy się poprawiać, tworzyć wszystko w odpowiednim kierunku. Silna mentalność musi być pokazywana w każdej minucie, przy każdym starciu o piłkę, w każdej chwili, by kibice wiedzieli, że dajemy na boisku przykład, jak wygrywać. Ten proces jest trudny, zajmuje wiele czasu, ale to jedyna droga, by coś wspólnie osiągnąć. Jesteśmy mocniejsi, gdy kibice nas w tym wspierają – tłumaczy Hiszpan.
Zresztą mentalność to temat przewijający się przez wypowiedzi kolejnych piłkarzy. Mówili o niej po meczu z Fulham m.in. Lacazette, Aubameyang i Iwobi. Po tym również widać, że przekaz Emery’ego przebija się do głów jego piłkarzy, co – znów czynimy to porównanie – przy poprzedniku coraz rzadziej było regułą. A wręcz można powiedzieć, że z każdym kolejnym meczem lub miesiącem rozgrywek Arsene Wenger tworzył coraz większy chaos w ich myślach jako jednostek i całej drużyny.
Nie jest też tak, że w Arsenalu jest wszystko poukładane. Przykładem może być sytuacja kontraktowa Aarona Ramseya, zdecydowanie jednego z lepiej wyszkolonych technicznie wyspiarzy grających obecnie w Premier League, zawodnika zdolnego do każdego zagrania, ale też z meczami, które są zbyt przeciętne na talent Walijczyka. A on sam się ceni, bo wraz z nowym kontraktem zażądał podwyżki przewyższającej oczekiwania klubu. Klubu, który także pod tym względem się zmienił w ostatnich dwóch latach i na stanowiska negocjacyjne sprowadził ludzi z doświadczeniem w radzeniu sobie z najtrudniejszymi sytuacjami.
Ta jednak może okazać się sytuacją bez wyjścia, choć Emery twierdzi, że nawet do możliwej sprzedaży Ramseya zimą chce z rozgrywającego korzystać. – Nie sądzę, by sytuacja wpłynęła na jego występy. Chcę dać jemu i innym zawodnikom jak najwięcej stabilizacji, by skupili się wyłącznie na meczach. Mówiłem przed sezonem, że chcę, by został na dłużej, i to się obecnie nie zmienia. Takie sytuacje się zdarzały i będą zdarzać, ponieważ kariera zawodowa piłkarzy jest bardzo krótka. Trwa ona 10, 12 lub 15 lat i nie więcej, więc oni sami muszą szybko wejść na najwyższy poziom, a potem przez lata ciężko pracować, by dyspozycję utrzymać dla ich przyszłości i przyszłości ich rodzin – mówi Emery.
Jest jednak jedna rzecz, która najwięcej mówi o zmianie w Arsenalu. Emery ujął to jako „nauka cierpienia na boisku” i po jego drużynie to widać. Są trudne momenty, gdy nawet przeciętni rywale spychają jego zespół do defensywy, lecz – koniec końców – coraz skuteczniej Arsenal wychodzi z tych minikryzysów, odbudowuje pozycję i zadaje decydujące ciosy. Obecnie w tym klubie wszystko jest procesem, także dla 23-letniego Bellerina. – Z nim wszedłem w proces stawania się profesjonalnym piłkarzem. Wciąż jestem młody. Osobiście czuję, że poprawiam się pod względem taktycznym, zdobywam nowe doświadczenia z meczu na mecz – przyznaje Hiszpan.
A więc trzeci miesiąc nowego sezonu, a na Emirates już ostrożny optymizm. I dobrze, bo Premier League już długo czekała na naprawdę mocny Arsenal, który będzie się rozwijał, a nie powoli toczył w tym samym, doskonale znanym kierunku zimowej i wczesno-wiosennej zapaści. W tym momencie na scenę powinien jednak wkroczyć Emery i znów wszystkim przypomnieć, że „spokojnie, to tylko zwycięstwa”. A kolejne prawdziwe testy w listopadzie (z Liverpoolem) i w grudniu (Tottenham, Manchester United), gdy ekscytacja wokół jego drużyny może tylko wzrosnąć.