U Torino bez zmian. Kolejna porażka w jego wykonaniu. Tym razem drużyna Karola Linettego, który na boisku spędził całe 90 minut, została ograna 2:3 przez Udinese.
Linetty ponownie nie może być zadowolony z wyniku jego zespołu. (fot. Reuters)
Torino pod wodzą
Marco Giampaolo to maszynka do seryjnego tracenia punktów. Liczby nie kłamią. Dość powiedzieć, że w całej stawce włoskiej ekstraklasy tylko jedna drużyna – Crotone – jest sklasyfikowana niżej niż „Granata”. To efekt w dużej mierze wyjątkowo dziurawej formacji obronnej. Nikt bowiem nie może się równać z turyńczykami pod względem liczby straconych goli.
Nie inaczej było w sobotni wieczór. Cóż z tego, że Giampaolo i spółka pozostawili po sobie całkiem niezłe wrażenie, cóż nawet z tego, że byli w stanie na przestrzeni zaledwie dwóch minut odrobić aż dwubramkową stratę, skoro koniec końców to ich przeciwnicy z Udine częściej wpisali się na listę strzelców na skutek licznych błędów w defensywie i to oni cieszą się ze skompletowania trzech punktów.
W dwudziestej czwartej minucie Ignacio Pussetto znalazł się w sytuacji sam na sam z Salvatore Sirigu. Napastnik rodem z Argentyny miał tak dużo czasu i miejsca, że mógł wręcz zapytać strzegącego dostępu do bramki golkipera, w który róg oddać strzał. Choć oczywiście nie zrobił tego, to jednak stuprocentową okazję wykorzystał.
Udinese podwyższyło prowadzenie w pięćdziesiątej czwartej minucie. Całkowicie osamotnionemu tuż przed polem karnym Rodrigo De Paulowi nie pozostało nic innego jak finezyjnym strzałem obok słupka zmusić Sirigu do wyciągnięcia piłki z własnej siatki, co też zresztą uczynił.
Dwubramkowa strata bynajmniej nie zniechęciła graczy Torino. Wprost przeciwnie. Ekipa ze stolicy Piemontu w dwie minuty przypuściła piekielnie skuteczną szarżę ofensywną. Najpierw w sześćdziesiątej szóstej z bliskiej odległości trafił Andrea Belotti, a następnie w sześćdziesiątej siódmej minucie tę sztukę powtórzył Federico Bonazzoli.
Wydawać by się mogło, że dwa szybkie ciosy podłamią morale podopiecznych Luci Gottiego. Nic z tych rzeczy. Już w sześćdziesiątej dziewiątej minucie ponownie objęli prowadzenie. Ilija Nestorovski udanie sfinalizował błyskawicznie przeprowadzą akcję.
W kolejnych minutach piłkarze Torino dwoili się i troili w wysiłkach ofensywnych, lecz nie byli oni w stanie po raz trzeci zmusić do kapitulacji Juana Musso i – tym samym – odwrócić losów spotkania. Najbliżej dokonania tego był w osiemdziesiątej piątej minucie Ricardo Rodriguez, którego potężny strzał z dystansu zakończył swój lot na zewnętrznej części poprzeczki.
Jan Broda