Tym Misiem otwieramy oczy niedowiarkom
Przebył krętą drogę do ekstraklasy. Rok 2017 był jednak przełomowym momentem w piłkarskim życiu Krystiana Misia. Zadebiutował w Koronie Kielce i otrzymał powołanie do młodzieżowej reprezentacji Polski.
ROZMAWIAŁ PAWEŁ GOŁASZEWSKI
Lubisz oglądać filmy?Pewnie, że tak – przyznaje Miś. – Oglądam to, co polecą znajomi, albo kiedy zobaczę dobrą ocenę na forum internetowym.
Chodzisz do kina?
Czasami, ale nieregularnie.
Może wstydzisz się, żeby cię fani nie zaczepiali?
Na razie nie mam z tym problemów. Miałem tylko jedną sytuację, kiedy mały chłopiec podszedł do mnie w sklepie. Byłem bardzo zaskoczony, ponieważ nie byłem ubrany w rzeczy klubowe, w dodatku miałem kaptur na głowie. Poprosił o zdjęcie, nie odmówiłem. Chyba musiał to być zawodnik Korony z drużyn młodzieżowych…
Ile razy widziałeś słynną komedię Stanisława Barei „Miś”?
Ani razu. Widziałem tylko pojedyncze sceny.
Który cytat najbardziej zapadł ci w pamięć?
Ten, który często pojawia się we wpisach na portalach społecznościowych Korony: „Tym misiem otwieramy oczy niedowiarkom”. Powoli to zdanie staje się moim mottem. Pod wieloma zdjęciami czy filmikami z moim udziałem pojawia się ten tekst w komentarzach.
Koledzy z drużyny dokuczają ci czasami przez nazwisko?
Bez przesady, tylko żartują. Czasami głupio to brzmi, kiedy idziemy przez miasto, a kolega mówi: „Misiu, co dzisiaj robimy?”. Ludzie, którzy mnie nie znają, a takich w Kielcach jest sporo, dziwnie się patrzą, bo nie wiedzą, o co chodzi.
W Kielcach nie mogą wymyślić bardziej oryginalnego przezwiska?
W Sycowie mówili na mnie Iku, jednak to zostało w rodzinnych stronach.
Co do rodzinnych stron, słyszałem, że tam rozpoczęła się twoja kariera muzyczna.
Nie wyolbrzymiajmy. Brat mamy freestyluje i kiedyś podłapałem zajawkę. Nagrałem miniteledysk do szkoły na lekcję muzyki. W internecie już tego nie znajdziesz, musiałem usunąć. Za duży rozgłos się zrobił, a ja tylko chciałem wyciągnąć się na szóstkę z przedmiotu…
Ile nagrałeś piosenek?
Trudno policzyć. A tak serio, zazwyczaj nagrywałem coś przy okazji zakończenia roku szkolnego, na pamiątkę. Kiedy byłem w SMS Wrocław, napisałem piosenkę na koniec szkoły, w której wspominam całą klasę. Za jakiś czas się spotkamy, włączymy utwór, będzie wesoło.
Dla chłopaków z Kielc już coś nagrałeś?
Ostatnio zachęcałem w ten sposób kibiców na rewanżowy mecz PP z Zagłębiem Lubin. Czasami kiedy w szatni próbuję coś zarzucić, często szybko mnie gaszą.
W szkole byłeś prymusem?
Raczej średniakiem. Maturę zdałem, zacząłem studia na Akademii Wychowania Fizycznego we Wrocławiu. Zaliczyłem pierwszy semestr, później wyjechałem do Legionovii i były już problemy, aby to pogodzić. Miałem co prawda indywidualny tok nauczania, ale i tak musiałbym mieć co najmniej 50 procent obecności, a przy takim natłoku treningów i meczów było to niewykonalne.
Planujesz wrócić na uczelnię?
Nie ma innej opcji. Jak się osiedlę, na pewno wznowię studia, na przykład za pięć-sześć lat. Będę miał żonę, może dzieci.
Za pięć lat to ciebie może już w Koronie nie być, bo wyjedziesz do Anglii lub Niemiec.
No to wtedy zacznę studiować na Oksfordzie!
Skoro mówisz o rodzinie, rozumiem, że z obecną partnerką poważnie planujecie przyszłość?
Jesteśmy ze sobą ponad dwa lata, więc siłą rzeczy wspólnie podejmujemy decyzje. Pierścionka zaręczynowego jeszcze nie kupiłem, ale powoli zbliżam się do tej decyzji. Jestem jej wdzięczny, ponieważ mnie wspiera na co dzień, mieszkamy razem, a nawet przychodzi na większość meczów.
Jak się odnajdujesz w reprezentacji Polski do lat 21?
Na razie to nie zagrałem. Ostatnio miałem znaleźć się w osiemnastce na mecz z Danią, ale przeszkodziła kontuzja. Liczyłem, że dostanę kilka minut… Trening nigdy nie jest odwzorowaniem meczu. Wypracujesz schematy i warianty rozegrania, ale nie przeniesiesz zachowań typowo meczowych. Zawsze lepiej wyglądam w spotkaniu o stawkę.
Jak się czułeś, kiedy jechałeś na pierwsze zgrupowanie?
Dumny! To był jeden z najważniejszych dni w moim piłkarskim życiu. Jednocześnie trochę się bałem. Zupełna nowość – nie jadę pokopać tak sobie, ale pokazać, że warto mi zaufać. Zawsze tak mam, że muszę stawiać sobie kolejne cele. Powołanie było zwieńczeniem pracy w ostatnich miesiącach. Fajna sprawa z tą kadrą, polecam! Do tej pory oglądałem filmiki na Łączy Nas Piłka, a teraz sam brałem w nich udział.
Już się zaaklimatyzowałeś?Z nikim wcześniej się nie znałem. Nie byłem powoływany do kadr juniorskich. Nawet nie jeździłem na kadrę województwa dolnośląskiego.
Grałeś w pomocy czy obronie?
Byłem rozgrywającym. Miałem niesamowity gaz, często włączałem się do akcji ofensywnych. Łączyłem wtedy trzy dyscypliny. Oprócz piłki nożnej uprawiałem jeszcze lekkoatletykę i siatkówkę.
Jak znajdowałeś na to wszystko czas?
Czasami wyglądało to tak, że wracałem z jednego spotkania, jadłem obiad i leciałem na drugi mecz. W trakcie memoriału w Sycowie rano zagrałem dwa mecze w siatkę, a po południu jeden w piłkę.
Dzisiaj rodzice dmuchają i chuchają na dzieci, aby się nie przemęczały.
Wiem, jak to wygląda. Jako młody chłopak wychodziłem z domu i znikałem na cały dzień. Kończyłem szkołę o godzinie 15, a później miałem trening.
I rodzice krzyczeli o 20, żebyś wracał odrobić lekcje?
No właśnie nie. Nigdy nie miałem nacisku, żeby uczyć się nie wiadomo ile godzin. Wiedziałem, że trzeba się uczyć, zaliczać kolejne etapy. Rodzice nad wszystkim panowali. To dzięki nim mogłem wyjechać do Wrocławia i tam chodzić do szkoły. Dobrze, że dostałem się do Szkoły Mistrzostwa Sportowego. Kiedy tam trafiłem, nie byłem tak mocny piłkarsko. Byłem szybki, ale technicznie trochę ograniczony.
Skromnie o sobie opowiadasz.
Ale tak było! W rozwoju piłkarskim przespałem okres szkoły gimnazjalnej. W juniorach młodszych graliśmy w lidze okręgowej, nawet nie wojewódzkiej… Całe życie jednak występowałem z dwa lata starszymi chłopkami i efekty tego dzisiaj widać. Zawsze musiałem swoje wyszarpać, nadrobić ambicją i zaangażowaniem. Fizycznie czasami się odbijałem od starszych kolegów, byłem chudy. Może za mało jadłem?
Jak to?
Mama nie musiała mnie gonić do jedzenia, ale z perspektywy czasu zdaję sobie sprawę, że jak na ten wysiłek, który podejmowałem, jadłem za mało.
Rodzina jeździ na twoje mecze?
Dziadek jeździł na każdy, kiedy było bliżej. Teraz do Kielc ma trochę dalej, ale i tak już na kilku spotkaniach się zameldował, jak na przykład z Zagłębiem Lubin. Rodzice też się pojawiają, jeśli tylko czas i praca pozwalają na chwilę oderwać się od obowiązków.
Ostatnio coraz więcej ciebie w mediach, rodzicom pewnie serca rosną.
Zdarzają się sytuacje, kiedy nie zdążę wrócić z treningu, a już widzę, że mama udostępniła filmik ze mną w roli głównej.
Zwłaszcza filmik, kiedy otrzymałeś powołanie do kadry młodzieżowej, odbił się głośnym echem w internecie.
Nie zdawałem sobie sprawy, że taka sytuacja nabije tyle wyświetleń, serio. Bardzo pozytywna chwila.
Pstryczki w ucho skopiowaliście z reprezentacji?
Chyba kadra od nas! A tak serio, nawet nie wiedziałem, że w kadrze też coś takiego funkcjonuje. To były pstryczki na szczęście.
Maciej Gostomski śmiał się, że się nie nadajesz i zadzwoni do trenera Czesława Michniewicza, żeby to odwołał.
Chyba jednak nie zadzwonił. Maciek to świetny chłopak, lubi pożartować.
Teraz chyba to wszyscy lubią pożartować, patrząc po wynikach Korony.
Bycie częścią tej drużyny to świetna sprawa. W tydzień strzeliliśmy osiem goli, co przecież nie zdarza się co miesiąc, żadnego nie straciliśmy. Na tym poziomie to wielka sztuka. Ostatnio ograliśmy Legię, wszystko idzie w dobrym kierunku.
Banda świrów wróciła do Kielc?
Chłopaki czasami wspominają stare czasy. Teraz to my tworzymy Koronę i atmosferę w zespole. Na początku były jakieś afery, ale poradziliśmy sobie z tym.
Trochę oberwało się trenerowi na początku…
Niepotrzebnie. Kiedy rozpoczęła się liga, zajęliśmy się tym, co do nas należy, czyli zdobywaniem punktów.
Da się odczuć twardą rękę Gino Lettieriego?
Trener jest przede wszystkim konsekwentny w decyzjach. Idzie swoją drogą, nie odpuszcza. Ćwiczymy ciężko, ale są efekty. Na pewno nie pozwala sobie wejść na głowę. Szkoleniowiec musi być autorytetem, trener Lettieri jest w moich oczach taką osobą. Przecież to on dał mi szansę gry w ekstraklasie.
Jak w ogóle znalazłeś się w Koronie?
To zasługa mojego menedżera oraz chyba Jacka Kiełba, który prawdopodobnie szepnął trenerowi Tomaszowi Wilmanowi dobre słowo, i przyjechałem na testy. Ryba maczał w tym palce. Zagrałem sparing z AEK Ateny i zostałem.
Ile trwały testy?
Dwa dni. To był koniec okienka, byłem bez kontraktu, zagrałem dobry mecz, a trener i prezes byli zadowoleni. Szybko się dogadaliśmy. Dostałem komunikat, że będę w pierwszej drużynie. Nie chciałem zaczynać od rezerw, to byłoby bez sensu. Jeśli w Koronie nie dostałbym szansy, chciałem poszukać klubu w pierwszej lidze, aby ogrywać się na wyższym poziomie. Miałem jeszcze rok gry jako młodzieżowiec, więc łatwiej byłoby wywalczyć miejsce w składzie pierwszoligowca, gdzie na boisku cały czas musi przebywać taki zawodnik.
Trochę wyhamowała cię kontuzja…
Zdecydowanie. Cały czas walczę z przepukliną kręgosłupa. Ćwiczeniami udaje się ją zniwelować. Na razie operacji nie muszę się poddawać, zresztą to jest kręgosłup – nie każdy lekarz chce w niego ingerować.
Jesteś pomocnikiem czy obrońcą?
Lewym defensorem. Lubię podłączyć się do akcji ofensywnej, ale raczej widzę siebie w obronie. Przy systemie 1-3-5-2, który czasami stosuje trener Lettieri, jest dla ciebie miejsce na lewym wahadle. Lubię pracować na całej długości boiska. Na razie nie jestem przyzwyczajony do takiego ustawienia. Z każdym kolejnym meczem czy treningiem wyglądam jednak coraz lepiej na lewym wahadle. W Śląsku chwilę grałem na tej pozycji, więc nie jest dla mnie zupełnie obca. Żeby wejść we właściwy rytm, muszę rozegrać trzy-cztery spotkania.
Kto cię wprowadzał do zespołu Korony?
Funkcjonuje w drużynie stara gwardia z Bartkiem Rymaniakiem, Radkiem Dejmkiem czy Jackiem Kiełbem na czele. Oni budują atmosferę w zespole. Nie miałem żadnego przewodnika, który specjalnie o mnie dbał. Trzymamy się razem. To jest naszą siłą w szatni i na boisku.
Po meczu ze Śląskiem Wrocław kibice Korony krzyczeli do was: Champions League.
Zejdźmy na ziemię. Po kilku dobrych występach nie możemy od razu myśleć o pucharach. Oczywiście, świetnie by było, gdybyśmy namieszali w czołówce i awansowali do Europy po raz pierwszy w historii klubu. Zresztą droga do europejskich rozgrywek jest trochę krótsza przez Puchar Polski, który bardzo chciałbym wygrać.
Drabinkę do finału na PGE Narodowym macie niezłą.
Teraz przed nami półfinał z obrońcą trofeum – Arką Gdynia. W ćwierćfinale wyeliminowaliśmy Zagłębie, a w pierwszym meczu nawet zagrałem…
…i zebrałeś niezłe oceny.
Naprawdę? Mało o sobie czytam. Najważniejsza jest opinia trenera. Zdaję sobie sprawę, że nie da się uciec przed komentarzami i ocenami po spotkaniu. Szkoda tylko, że czasami niektórzy nie pojawiają się na meczach, a piszą głupoty, że ktoś zagrał słaby mecz, a ja z perspektywy boiska czy ławki rezerwowych widzę to zupełnie inaczej. Później jeden, drugi to podłapie i już jadą z gościem.
To najlepsze miesiące w twojej karierze?
Dla mnie ten rok był przełomowy. Zadebiutowałem w ekstraklasie, grałem w pierwszym składzie, dostałem powołanie do młodzieżówki… Nawet mi się nie śniło, że tak to wszystko się potoczy.
TEKST UKAZAŁ SIĘ W NAJNOWSZYM NUMERZE TYGODNIKA „PIŁKA NOŻNA” (49/2017)