Przejdź do treści
Turbulencyjny rok Bena Chilwella

Ligi w Europie Premier League

Turbulencyjny rok Bena Chilwella

Był poza wyjściowym składem Chelsea, a potem walnie przyczynił się do jej triumfu w Lidze Mistrzów. Stracił Euro 2020, by następnie osiągnąć najwyższą formę w karierze, której kres wyznaczył uraz. Za Benem Chilwellem rok pełen wzlotów i upadków.


2021 rok był dla Bena Chilwella słodko-gorzki. Dużo było w nim chwil szczęśliwych, sporo nieszczęśliwych. (fot. Reuters)


– … i żeby następny był lepszy od tego! – padało, pada i będzie padać na końcu co drugich życzeń noworocznych. To utarty schemat, który z każdym upływającym i naznaczonym przez pandemię dwunastomiesięcznikiem zyskuje na sensie, utrzymując powszechną aktualność. Bliscy zawodnika The Blues mogą jednak być nieco bardziej oryginalni, a na pewno bardziej precyzyjni. – … i żeby następny był stabilniejszy od tego! – dorzucać mu do „zdrowia i szczęścia”. Bo 2021 wziął Chilwella na ostrą przejażdżkę rollercoasterem.

WSPÓŁODPOWIEDZIALNY

Styczeń zaczął się tak, jak skończył poprzedni grudzień. Kryzysem drużyny. Najpierw była porażka z Manchesterem City, potem zwycięstwo nad Fulham, a następnie przegrana z Leicester City. W każdym z tych meczów 25-latek rozegrał 90 minut, ale nie prezentował się najlepiej. Przyznał to kilka miesięcy później. Był więc współodpowiedzialny osunięcia się londyńczyków na ósme miejsce w tabeli Premier League. Najwyższą cenę zapłacił za to jego ówczesny szkoleniowiec – Frank Lampard. Osoby zarządzające klubem uznały, że Anglik nie zdoła posprzątać bałaganu, który zrobił. Został pożegnany z honorami, przez samego Romana Abramowicza, co raczej się nie zdarza.

„PRZEGRANY”

Schedę po „Lampsie” przejął Thomas Tuchel. Z perspektywy czasu wiadomo, iż była to jedna z najlepszych decyzji w historii Chelsea. Niemiec przeobraził zawodzącą grupę piłkarzy w taką, która wygrała Ligę Mistrzów, a teraz jest jednym z głównych kandydatów do sięgnięcia po mistrzostwo Anglii. Nadał jej wyrazisty styl i charakter. Zajęło mu to zaledwie kilka miesięcy, co przy mocno ograniczonej liczbie jednostek treningowych trzeba rozpatrywać w kategoriach majstersztyku.

Dla Chilwella zmiana trenera nie była jednak pozytywnym przełomem. Wprost przeciwnie. W zestawieniach „wygranych” i „przegranych” porządków nowej miotły długo plasował się pośród tych drugich. Podczas gdy u Lamparda był pewniakiem do gry w wyjściowym składzie, u Tuchela stał się rezerwowym. Jego miejsce zajął skonfliktowany z poprzednim szkoleniowcem Marcos Alonso.

Hiszpan zyskał na zastosowaniu przez Niemca ustawienia z trzema stoperami i wahadłowymi. Czuje się w nim jak ryba w wodzie, czego początkowo nie można było powiedzieć o przywykłym do gry w roli lewego obrońcy Chilwellu. Za kadencji Antonio Conte na Stamford Bridge był kluczowym członkiem drużyny, która wygrała Premier League. Od przeprowadzki do Anglii w 2016 roku zdobył 22 ligowe bramki, najwięcej, jeśli chodzi o zawodników, których można sklasyfikować jako broniących (choć w defensywie radzi sobie nieporównywalnie gorzej niż w ofensywie).

Alonso znalazł się w sześciu z pierwszych ośmiu jedenastek Tuchela. Jego angielski zmiennik przez owe sześć spotkań nie podniósł się z ławki rezerwowych. – Postawiliśmy na Marcosa, ponieważ ma więcej doświadczenia w grze w ustawieniu z pięcioma obrońcami. Występował w nim u Antonio Conte. Postanowiliśmy wykorzystać jego siłę w pojedynkach powietrznych przy okazji defensywnych i ofensywnych stałych fragmentów gry. Rozmawiałem z Chilwellem przed meczem z Tottenhamem i powiedziałam mu: „Musisz mi zaufać. Dostrzegam twój potencjał i talent.” – tłumaczył w lutym były opiekun Paris Saint-Germain.

Chilwell posłuchał. Nie powodował konfliktów, ciężko pracował na treningach i cierpliwie czekał na szansę. Nowego szkoleniowca przekonał do siebie w kwietniu, kiedy znów stał się pierwszym wyborem na lewej flance. Ostatnim zawodem w minionym sezonie klubowym był dlań finał Pucharu Anglii. Nie dość, że na boisko wszedł dopiero w 68. minucie, a w końcówce VAR anulował jego wyrównujące trafienie, to w dodatku Chelsea uległa Leicester City.

WAŻNY

Istniało ryzyko, że pomimo spektakularnego progresu pod okiem Tuchela, The Blues zakończą rozgrywki 2020-21 bez trofeum. W Premier League rzutem na taśmę wbili się do czołowej czwórki. O Pucharze Anglii już było. Jak się jednak okazało, londyńczycy zwieńczyli sezon laurem najcenniejszym z możliwych. W finale Ligi Mistrzów pokonali faworyzowany Manchester City.

Chilwell miał spory udział w sukcesie. Wystąpił w dziesięciu z trzynastu spotkań, które zapewniły Chelsea triumf. Bez jego gola w ćwierćfinale dwumecz z Porto nie obyłby się bez dogrywki. W finale był jednym z wyróżniających się piłkarzy, nie pozostawiając Riyadowi Mahrezowi pola do popisu. Jak sam przyznał, 29 maja 2021 roku był najlepszym dniem w jego życiu.

 


 

NIEWYKORZYSTANY

25-letni Anglik liczył na to, że za zwycięstwem w Lidze Mistrzów pójdzie udane Euro 2020. Wagonik, w którym siedział, bardzo szybko zjechał jednak ze szczytu trasy na jej dno. O ile bowiem Chilwell otrzymał powołanie i znalazł się w turniejowej kadrze, o tyle Gareth Southgate nie skorzystał z niego ani przez minutę.

Jose Mourinho mógł być zszokowany, z pewnością był zaskoczony. – Postawiłbym na Bena Chilwella, bez cienia zastanowienia. Jest inteligentny, dużo biega, jest groźny w ataku, dobry w powietrzu i przy stałych fragmentach gry – powiedział Portugalczyk, pytany o wybór podstawowego lewego obrońcy Synów Albionu. Peany na cześć zawodnika Chelsea były jednocześnie kolejną odsłoną konfliktu z Lukiem Shawem. A jednak to właśnie gracz Manchesteru United błysnął w trakcie mistrzostw Europy, zdobywając nawet bramkę w finale. Co więcej, rywalizację z chwalonym przez The Special One zawodnikiem wygrał też Kieran Trippier, czyli nominalny prawy defensor.

Chilwell dwa razy zasiadł na ławce rezerwowych, a pięć razy nie zmieścił się w kadrze meczowej. Wpłynęła na to i konkurencja, i pandemia. Po starciu ze Szkocją spędził kilkadziesiąt minut z klubowym kolegą, Billym Gilmourem. Pomocnik uzyskał później pozytywny wynik testu na COVID-19, więc angielski obrońca trafił na dziesięciodniową kwarantannę. Właśnie to był dla niego najtrudniejszy czas podczas Euro. Wcześniej i później nie grał, ale mógł przynajmniej trenować i spędzać czas z pozostałymi reprezentantami. W izolacji był skazany na ponowne obejrzenie całej „Gry o tron”.

Były zawodnik Leicester City był oczywiście zawiedziony tym, jak potoczył się dla niego pierwszy duży turniej w karierze, ale wykazał się zrozumieniem. Zdawał sobie sprawę z tego, że w drużynie jest wielu klasowych graczy, a podopieczni Southgate’a dobrze radzą sobie bez niego. Robił więc to, co wcześniej u Tuchela – nie powodował konfliktów, ciężko pracował na treningach i cierpliwie czekał na szansę.

WYCZERPANY

To samo musiał czynić po powrocie do Chelsea. Było to tyleż niespodziewane – przed wakacjami był członkiem wyjściowego składu – co logiczne, szczególnie po wyjaśnieniach niemieckiego taktyka. – Sprawa Bena Chilwella jest bardzo prosta. Wrócił do klubu jako jeden z ostatnich. Marcos Alonso miał już wówczas w nogach pięć tygodni przygotowań do sezonu. Zagrał w pierwszych meczach o stawkę. Był zwyczajnie w lepszej formie fizycznej, co naturalne, biorąc pod uwagę treningi i fantastyczne występy w spotkaniach. Zagrał w meczu o Superpuchar Europy i trzech starciach Premier League. Mamy do dyspozycji tylko trzy zmiany, co stanowi ogromny problem. Chilly potrzebuje czasu, by przystosować się do intensywności – tłumaczył Tuchel, dodając, iż Chilwell wrócił do klubu mentalnie wyczerpany. Trudno było mu się zrelaksować po nieudanych indywidualnie mistrzostwach Europy.

Alonso natomiast rzeczywiście prezentował się bardzo dobrze. W początkowych siedmiu kolejkach sezonu stracił tylko cztery minuty. Zdobył bramkę po strzale bezpośrednio z rzutu wolnego. Zaliczył asystę. W potyczce z Aston Villą przywdział opaskę kapitańską. Angielskiemu konkurentowi ustąpił miejsca dopiero w październiku. Wydawało się, że na dobre.

ODRODZONY

Chilwell osiągnął bowiem życiową formę. Wagonik kolejki znów wjechał na górę. Przełom nastąpił w rywalizacji z Southampton. 25-latek zagrał w lidze po raz pierwszy od maja. Przez moment było gorzko, wszak sprokurował rzut karny, po którym przeciwnicy doprowadzili do wyrównania. Ostatecznie jednak słodko, ponieważ zdobył bramkę, która ustaliła wynik na 3:1 dla The Blues.

Defensor trafiał także w meczach z Brentford oraz Norwich City. Po dodaniu do tego gola z Aston Villą w ostatniej serii gier minionego sezonu okazało się, że Chilwell został pierwszym Anglikiem z Chelsea, który zdobywał bramki w czterech kolejnych występach w Premier League od 2013 roku, kiedy dokonał tego Frank Lampard. Gdy jego passa strzelecka dobiegła końca, okazał zachowanie utożsamiane raczej z napastnikami. Był otwarcie zawiedziony, choć ekipa ze Stamford Bridge sięgnęła po trzy punkty.

W tak zwanym międzyczasie Chilly wrócił do reprezentacji (we wrześniu został pominięty przy powołaniach), a w potyczce z Andorą zaliczył dla niej premierowe trafienie. – To niesamowite uczucie, jestem przeszczęśliwy – mówił po ostatnim gwizdku arbitra.

W drużynie The Blues, grze której nadawał ton, świetnie wyglądał wykorzystując półprzestrzeń w ataku, czyli część boiska między osią centralną, a linią boczną. Rzadziej obiegał skrzydłowego od zewnątrz, częściej pokazywał się w środku, wbiegając po jego wewnętrznej stronie. Michael Cox zastanawiał się nawet, jak nazwać bocznego obrońcę (wahadłowego), który ani nie skupia się na obronie, ani nie trzyma się bocznej strefy. Tuchel nie ukrywał, że wymaga od Chilwella oraz Reece’a Jamesa – który nie ustępował formą na prawej flance – bardzo wiele, bo zarówno bronienia, jak i atakowania. Stwierdził wręcz, że obaj Anglicy są w zasadzie pomocnikami, nie defensorami.

Wszystko, co dobre, kiedyś (zazwyczaj szybko) się jednak kończy. Dla 25-latka owy moment nastał 23 listopada.

KONTUZJOWANY

Mecz fazy grupowej Ligi Mistrzów z Juventusem był ostatnim, jaki Chilwell rozegrał w 2021 roku. Doznał w nim urazu kolana, do dziś nie wiadomo tak naprawdę, jak poważnego. Sztab medyczny zalecił wstrzymanie się z operacją, która mogłaby wykluczyć piłkarza do końca sezonu. Cały czas trwa oczekiwanie na to, jak jego organizm zareaguje na powrót do treningów, który nastąpił w połowie grudnia.

 


 

– Nigdy nie ma właściwego momentu na kontuzję. W przypadku Bena ten moment był jednak szczególnie niefortunny, ponieważ był on bardzo zaangażowany i pewny siebie, odgrywał ważną rolę w naszych ostatnich występach, które kończyły się zwycięstwami – przyznał Tuchel. W klubie z Londynu wierzą w to, że Anglik będzie mógł wrócić do gry w styczniu.

***

W jednym z wywiadów Ben Chilwell powiedział, że tym, co czasami definiuje piłkarza, jest jego reakcja na kryzys. Sam stara się nie przesadzać z ekscytacją, gdy idzie mu dobrze, i nie załamywać się, kiedy radzi sobie słabo. Takie podejście niewątpliwie pomogło mu w tym turbulencyjnym, pełnym wzlotów i upadków, podjazdów i zjazdów roku. Oby następny był stabilniejszy.

Maciej Sarosiek

Możliwość komentowania została wyłączona.

Najnowsze wydanie tygodnika PN

Nr 50/2024

Nr 50/2024