W świecie futbolu są jak ojciec i syn. Jak cierpliwy nauczyciel i pilny uczeń. Jak partnerzy, którzy od czasu do czasu muszą się rozejść, by potem ochoczo do siebie wrócić. Teraz Rafa Benitez i Salomon Rondon znów są razem.
Rafa Benitez wysoko ceni Salomona Rondona. (fot. Łukasz Skwiot)
W Premier League lato upłynęło pod znakiem powrotów. Rafa Benitez znów pracuje w Liverpoolu, choć w jego niebieskiej części. Patrick Vieira ponownie rozwija się w Londynie, lecz nie piłkarsko, a szkoleniowo i nie w Arsenalu, a w Crystal Palace. Cristiano Ronaldo przywdziewa barwy Manchesteru United. Romelu Lukaku gra dla Chelsea. Ashley Young jest piłkarzem Aston Villi. Aaron Lennon reprezentuje Burnley. Martin Odegaard na stałe zawitał do Arsenalu. Jadon Sancho to znów Manchester, ale ten czerwony.
Ponadto nowych pracodawców w obrębie dobrze znanej sobie ligi znaleźli przechodzący z klubów Championship Aaron Ramsdale (Arsenal), Marcus Bettinelli (Chelsea) i Asmir Begović (Everton), opuszczający beniaminki Emiliano Buendia (Aston Villa) oraz Will Hughes (Crystal Palace), a także wracający z zagranicy Joachim Andersen (Crystal Palace), Ademola Lookman (Leicester City), Ozan Kabak (Norwich City), Demarai Gray (Everton), Nikola Vlasic (West Ham) i Salomon Rondon (Everton).
Wspomniany na końcu wyliczanki Wenezuelczyk od dawna wyrażał w wywiadach chęć zbierania kolejnych występów i goli na niwie angielskiej ekstraklasy. Nim wyjechał do Chin, w koszulkach West Bromu i Newcastle United rozegrał w niej 140 spotkań, zdobywając 35 bramek. W styczniu 2020 roku mógł dołączyć do Manchesteru United (twierdzi, że „było naprawdę blisko”), ale Czerwone Diabły postawiły ostatecznie na Odiona Ighalo.
Rondon dopiął swego dopiero w sierpniu Anno Domini 2021. W finalnym dniu okna transferowego związał się z The Toffees. Znacznie istotniejsze od wejścia drugi raz do podobnej rzeki – innej drużyny w tej samej lidze – było dla niego jednak trzecie zamoczenie stóp w kanale wodnym, którego nurt kontroluje Rafa Benitez.
Nie wszystkim sprawia to przyjemność. Mauricio Pellegrino poszedł za Hiszpanem z Valencii do Liverpoolu, a Pepe Reina odszedł z The Reds do prowadzonego przez Beniteza Napoli, ale James Rodriguez przeżywa trudny okres po tym, jak Rafa zastąpił na Goodison Park Carlo Ancelottiego. Kolumbijczyk trafił ze słońca pod rynnę. Parasol ochronny, jaki roztaczał nad nim Carletto, został zamknięty. Z następcą Włocha nie dogadywał się już w Realu Madryt, a teraz znajduje się na marginesie drużyny Evertonu. Na Rondona, który wychwala Beniteza pod niebiosa, musi patrzeć jak na kompletnego ufoludka.
– Nie mogę się doczekać zjednoczenia z Rafą Benitezem, trenerem, który zmienił sposób, w jaki rozumiem futbol – powiedział reprezentant Wenezueli tuż po podpisaniu dwuletniego kontraktu z The Toffees. 61-letni taktyk sprowadzał go do Newcastle United i Dalian Professional, a po pojawieniu się w niebieskiej części Merseyside uczynił priorytetem transferowym. Kierowały nim przy tym trzy przesłanki.
Po pierwsze – budżet. Everton musi zaciskać pasa i zważać na zasady Finansowego Fair Play. Latem wydał najmniej pieniędzy spośród wszystkich klubów Premier League, zaledwie 1,6 miliona funtów. Rondon nie kosztował ani pensa.
Po drugie – pewność. Benitez doskonale zna 31-letniego napastnika. Wie, czego się po nim spodziewać. Potrafi zamaskować jego słabości i wyeksponować atuty. Te drugie są zresztą kompatybilne z wizją futbolu preferowaną przez Hiszpana. Jego nowy-stary podopieczny dobrze odnajduje się w bezpośredniej grze, spisuje się w kontratakach i utrzymywaniu piłki, rywalizacja w powietrzu to jego specjalność, a i od pilnej pracy w odbiorze się nie miga. Co istotne, wszystko to robił już w angielskiej ekstraklasie, więc nie istnieje obawa, że ta go przerośnie.
Po trzecie – docenienie. Rafa chętnie współpracuje z Salomonem nie tylko z powodu tego, co ten robi na boisku (a trzeba pamiętać, iż w jedynych rozgrywkach spędzonych na St James’ Park Wenezuelczyk był odpowiedzialny za 43% ligowych goli drużyny, czym zasłużył na tytuł klubowego Piłkarza Sezonu), ale też tego, jak funkcjonuje poza nim. Rondon jest absolutnym profesjonalistą, który nieustannie stara się rozwijać. Uważnie słucha wskazówek, dopytuje, czyta i ogląda. Nic go nie rozprasza, nie odciąga od futbolu. Poza tym dba o dobrą atmosferę w szatni i jest powszechnie lubiany przez kolegów. Z dużą dozą pewności można założyć, że nie będzie obniżał grupowego morale z powodu roli rezerwowego. Że będzie wartościowym wsparciem dla numeru jeden na szpicy, jakim był, jest i będzie Dominic Calvert-Lewin.
Rzeczone docenienie szkoleniowca były piłkarz Dalian Professional więcej niż odwzajemnia. Pozostając w realiach Goodison Park, jeśli Ancelotti jest piłkarskim ojcem Jamesa, Rondon jest wychowankiem Beniteza. – Był w mojej karierze bardzo ważny i pomógł mi zrozumieć futbol w inny sposób. Dzięki temu, w jaki sposób kontaktuje się ze swoimi zawodnikami, wiele się od niego nauczyłem. […] Każdy trening i każdy mecz dawał mi lekcje, których nigdy nie zapomnę – mówił Wenezuelczyk na łamach „The Athletic”.
Innym razem wspominał, iż dzięki Hiszpanowi potrafi słuchać i rozmawiać o piłce nożnej godzinami. Więcej – kocha to robić. Nie inaczej jest z umieszczaniem futbolówki w siatce, na co również oczy otworzył mu Rafa. Podczas ich pierwszego spotkania, którego Rondon szczerze nie mógł się doczekać, trener wyłożył mu, że najwięcej goli pada po uderzeniach w dolne rogi bramki. – Strzelaj tam, a będziesz trafiał. Podawaj piłkę do siatki. Podawaj, podawaj! – mówił.
Biorąc pod uwagę to, ile Rafa Benitez i Salomon Rondon zrobili dla siebie nawzajem w czasach współpracy w Newcastle United i Dalian Professional, trudno dziwić się, że tak ochoczo zjednoczyli się teraz w Evertonie. Obaj wrócili latem do Premier League i zrobią wszystko, by trzecie wejście do podobnej rzeki, ich rzeki, było udane.
Maciej Sarosiek