Trend Alexandra-Arnolda. Kosmita czy boczny obrońca?
Trent Alexander-Arnold najlepszym prawym obrońcą świata? Wydaje się, że nie jest to zbyt ryzykowna teza, szczególnie jeśli spojrzy się na ostatnie poczynania młodego zawodnika Liverpoolu. Ten już w drugim kolejnym sezonie jest jednym z motorów napędowych The Reds i nic nie wskazuje na to, by miał zamiar zwalniać tempo.
Przykład bocznego obrońcy (fot. Reuters)
Podczas ligowego meczu z Leicester City Alexander-Arnold postanowił pokazać, a właściwie zaprezentować pewien trend tego, jak dziś powinien grać nowoczesny boczny obrońca. Anglik co chwilę włączał się zaczepnych akcji swojej drużyny i długimi momentami występował na boisku w roli skrzydłowego czy nawet bocznego napastnika, nie zapominając przy tym o swoich obowiązkach w destrukcji.
Jego liczby ze spotkania na King Power Stadium wzbudzają podziw i pokazują, że piłkarz występujący na boku formacji obronnej wcale nie musi ograniczać się do puszczenia się biegiem na flance i dośrodkowaniu w pole karne ze skraju boiska. To oczywiście także ważny aspekty jego roli na boisku, ale oprócz tego aktywnie uczestniczył on w rozgrywaniu akcji, często przemieszczając się w środkowym sektorze boiska, czy aktywnie zapędzając się w okolice pole karnego.
Alexander-Arnold mógł się w trakcie starcia z Leicester City pochwalić dwoma decydującymi podaniami przy trafieniach kolegów, jednym golem po przepięknym uderzeniu sprzed pola karnego, a także wypracowaniem rzutu karnego. To właśnie po jego wrzutce z narożnika boiska ręką przed bramką rywala zagrał Caglar Soyuncu i sędzia musiał wskazać na „wapno”.
To jednak wciąż nie wszystko. Obrońca Liverpoolu wykreował łącznie trzy sytuacje bramkowe (najwięcej w zespole), zaliczył aż 17 długich podań, miał 105 kontaktów z piłką, czy zapisał na swoim koncie 5 odbiorów. Po spotkaniu zbierał on pochwały z niemal każdej strony i nic dziwnego, że wśród kibiców, ale także dziennikarzy rozgorzała gorąca dyskusja na temat tego, czy Anglik to obecnie najlepszy prawy – ale także boczny – obrońca na świecie.
Juergen Klopp przyzwyczaił nas już do tego, że boczni obrońcy w jego drużynach są usposobieni niezwykle ofensywnie. Żeby nie być gołosłownym wystarczy przytoczyć przykład Łukasza Piszczka z Borussii Dortmund. Było więc kwestią czasu, kiedy Niemiec będzie chciał powtórzyć ten manewr w Liverpoolu i jak się okazało, trafił na niezwykle podatny grunt.
Menedżer The Reds odkrył dla świata takich piłkarzy na Andrew Robertson i właśnie Trent Alexander-Arnold, którym w tym sezonie wyprzedza swojego szkockiego kolegę o kilka długości. W ubiegłym sezonie 25-letni Robertson zapisał na swoim koncie 13 asyst, w tym ma w dorobku 2 gole i 5 asyst. W przypadku 21-letniego Anglika poprzednia kampanii przyniosła mu gola i 16 decydujących podań przy trafieniach kolegów, bieżąca to już to 2 trafienia i 10 asyst, a przed nami jeszcze cała druga część sezonu.
Na świecie jest aktualnie kilku bardzo dobrych prawych obrońców jak Achraf Hakimi, Ricardo Pereira, Kyle Walker czy Joshua Kimmich, jednak żaden z nich nie jest dziś w stanie zaoferować swoim drużynom tak dużo wiele jak Alexander-Arnold, który nie tylko gwarantuje spokój w tyłach, ale przy okazji daje tak dużo w ofensywie, że można go śmiało klasyfikować jako zawodnika formacji ataku.
Tak jak przed laty standard gry bocznych obrońców wyznaczali tacy zawodnicy jak Cafu, Roberto Carlos, Javier Zanetti, Dani Alves czy Philipp Lahm, tak dziś kimś, kto przeciera szlak na zawodników występujących na tej pozycji przeciera właśnie młody Anglik.
To na nim będą się wzorować wchodzący dopiero do futbolu gracze i tak jak Manuel Neuer zrewolucjonizował przed laty pozycję bramkarza, tak Alexander-Arnold jest tym, który – do czasu pojawienia siękolejnego pioniera – powinien trafić do gabloty w Międzynarodowym Biurze Miar i Wag w Savres jako przykład idealnego bocznego defensora.
gar, PiłkaNożna.pl