Przejdź do treści
Thierry Henry trenerem AS Monaco: Dziecko wraca do domu

Ligi w Europie Inne ligi

Thierry Henry trenerem AS Monaco: Dziecko wraca do domu

Gdyby zebrać opinie wszystkich, z którymi pracował, jako trener ma taktyczne wizjonerstwo Pepa Guardioli, oko do talentów Arsene’a Wengera, zdolność budowania jedności w szatni Aime Jacqueta i wywołuje sympatię niczym Juergen Klopp. Thierry Henry – najbardziej oczekiwany kandydat na szkoleniowca ostatnich lat – zastąpił w AS Monaco Leonardo Jardima.

MICHAŁ CZECHOWICZ

Tylko przez ostatnie kilka tygodni był o krok od podjęcia pracy w Aston Villi Birmingham i Girondins Bordeaux, którego wielkim fanem pozostawał jako dziecko. W obu przypadkach ostatecznie powiedział „nie”, obawiając się wpadki na początku trenerskiej pracy. W Monaco podjął się misji ratowania pierwszego klubu, w którym zagrał jako piłkarz, misji niewiele łatwiejszej od tego, co czekało go w Birmingham i Bordeaux.

Zanim w 2014 roku zakończył zawodniczą karierę w New York Red Bulls, planując kilka najbliższych miesięcy, znał swój cel. Już na początku kolejnego roku zaczął trenerski staż w akademii Arsenalu według ścieżki ułożonej przez Wengera, korzystając z obowiązującej od lat zasady otwartych drzwi dla każdego z byłych zawodników Kanonierów. Odszedł dopiero, kiedy boss, jak najczęściej mówi o swoim rodaku i wieloletnim szkoleniowcu, kazał wybierać między trenerką a wartym 4 miliony funtów rocznie kontraktem eksperta telewizyjnego anten Sky. Kolejnej umowy nie podpisał po końcu minionego sezonu, kiedy zadecydował, że nadszedł czas podjęcia pracy na własny rachunek.

Po rozstaniu z drużynami młodzieżowymi Arsenalu kolejne szlify trenerskich licencji zdobywał na kursach przy walijskiej federacji futbolu. Na jednym z nich był słuchaczem wspólnie z nowym trenerem Wisły Płock, wieloletnim asystentem Jana Urbana, Kibu Vicuną, który tak go wspomina:

– Thierry jest jedną z najbardziej inteligentnych osób, które spotkałem w świecie futbolu. Wielki piłkarz będący jednocześnie wyzwaniem dla szkoleniowca… Powiedział mi, że najlepszym trenerem, z którym pracował, był Pep Guardiola. Mówił o nim jako o najlepszym i czasem nie do końca zrozumiałym dla piłkarzy. Na przykład nie pozwalał piłkarzom Barcelony chodzić na turnieje tenisowe i wyścigi Formuły 1 w obawie przed nadmiarem słońca i hałasem. Pamiętam też rozmowy o taktyce, jedna szczególnie utkwiła mi w pamięci. Tematem była gra w obronie: między formacjami, strefą, całą drużyną, o pressingu w defensywie. W pewnym momencie się zamyślił i powiedział: „To wszystko może być bardzo skuteczne, ale wtedy pojawi się Leo Messi, niszcząc każdy pomysł na obronę. Nie można go zatrzymać”.

SKUTECZNIEJSZY OD RODZICÓW

Na tym samym kursie Thierry zakolegował się z Roberto Martinezem, od 2016 roku selekcjonerem reprezentacji Belgii, byłym piłkarzem i menedżerem klubów Premier League, znanym z podobnego wizjonerskiego podejścia do taktyki co Guardiola. Znajomość zaowocowała propozycją wejścia Henry’ego do sztabu szkoleniowego Czerwonych Diabłów w roli trenera napastników. Po pracy z Francuzem Michy Batshuayi zaćwierkał: „mniej słuchałem się rodziców”, a lista Romelu Lukaku z elementami, które poprawił w jego grze, była dłuższa niż wszystkie peany snajpera pod adresem Jose Mourinho zebrane w całość. Po pierwsze, Henry miał wnieść do zespołu spokój i doświadczenie. Sam jako piłkarz miał w dorobku dwa finały mistrzostw świata, kapitał bezcenny dla utalentowanej, ale przegrywającej z turniejową presją złotej generacji Belgów. O tym, jak wiele znaczył dla osiągnięcia brązowego medalu na mundialu w Rosji, można było usłyszeć w wypowiedziach Martineza.

– Jego wiedza o futbolu, pasja do gry, profesjonalizm i zaangażowanie dla naszych barw sprawiły, że ta kandydatura stała się realna. Thierry jest świadomy wyzwań, jakie przed nim stoją, i jest bardzo chętny je podjąć. Ma nasze zaufanie i wsparcie w tchnięciu w zespół nowej energii – mówił po ogłoszeniu podpisania trzyletniego kontraktu z AS Monaco wiceprezes klubu i prawa ręka jego właściciela Wadim Wasiljew. W klubie z księstwa Henry wszedł na spaloną ziemię. Leonardo Jardim został zwolniony po ponad czterech latach pracy z powodu katastrofalnego początku tego sezonu: w pierwszych dziewięciu kolejkach w Ligue 1 zespół zanotował jedno zwycięstwo, trzy remisy i pięć porażek, dwa kolejne mecze przegrał w fazie grupowej Ligi Mistrzów. Wszystko w mniej więcej półtora roku po zdobyciu mistrzostwa Francji i awansie do półfinału Champions League. Zdaniem większości ekspertów obecne wyniki w najmniejszym stopniu biły jednak w samego Jardima, szkoleniowca po odejściu Zinedine’a Zidane’a poważnie przymierzanego do posady w Realu Madryt. Winy szukano raczej w polityce klubu utożsamianej z dyrektorem sportowym Michaelem Emenalo.

Po przejęciu w grudniu 2011 drugoligowego wtedy klubu przez multimiliardera z Rosji, Dmitrija Rybołowlewa, na inwestycje wydano ponad 160 milionów euro oznaczających początek kłopotów. Już po awansie, w wywiadzie dla „L’Equipe”, właściciel powiedział: „Nie możesz być zadowolony z miejsca na podium, kiedy straciłeś 100 milionów euro”. Po wypisaniu się z wyścigu, nie nadążając za tempem dyktowanym przez zasilane petrodolarami Paris SG, w Monaco zaczęła obowiązywać nowa strategia funkcjonowania. Za sukcesem w dużej mierze stał Jardim. Portugalski szkoleniowiec zbudował ekipę, o której Guardiola powiedział, że „jeśli jakiś zespół może strzelić milion goli, to właśnie Monaco Jardima”, z kolei „L’Equipe” oceniało: „To drużyna najbardziej jednolita, spektakularna, by tak grać, trzeba mieć duszę, wielkich piłkarzy i liderów”. Po tytuł sięgnął zespół o średniej wieku niewiele przekraczającej 24 lata. – Oprócz mnie, Falcao i Glika pozostali to dzieciaki – mówił w wywiadzie bramkarz Danijel Subasić. Wszystko przy jednoczesnym zadowoleniu zarządców i właściciela klubu po sprzedaży piłkarzy za ponad 750 milionów euro w ostatnich czterech latach.

DEFENSYWA I PROMOCJA

„The Guardian” nazwał Jardima ofiarą własnego sukcesu oraz najbardziej uniwersalnym, ciężko pracującym i inteligentnym menedżerem w Ligue 1 w XXI wieku. Nawet jak na Henry’ego to wysoko zawieszona poprzeczka. System w Monaco przed tym sezonem uległ przegrzaniu: sprzedano piłkarzy za 316 milionów euro, na nowych wydano ponad 100, ale to znowu melodia przyszłości. Tymczasem cele sięgają walki z PSG o mistrzostwo i fazy pucharowej LM, nie miejsca w strefie spadkowej Ligue 1 czy pożegnania się z europejskimi rozgrywkami już po rundzie jesiennej.

Trzyletnia umowa Henry’ego w obecnej sytuacji zespołu jest dużym kredytem zaufania. Po początku można się spodziewać, że będzie podążał śladami Jardima – zapowiedział pracę nad grą w defensywie (w pierwszym sezonie Portugalczyka ASM straciło najmniej bramek w lidze) i promocję kolejnej zdolnej grupy młodzieży. W gronie współpracowników byłego napastnika znaleźli się eksperci: Valado Tralhao, były już trener zespołu U-23 Benfiki Lizbona, Patrick Kwame Ampadu z akademii Arsenalu oraz Julien Stephan z rezerw Rennes.

– Wszyscy wiedzą, że jestem przywiązany do klubu w Londynie. Ale to tutaj zacząłem, tu strzeliłem pierwszego gola, tu pierwszy raz zagrałem dla Arsene’a. Monaco zajmuje ważne miejsce w moim sercu. Jestem dzieckiem ASM – powiedział na pierwszej konferencji prasowej po objęciu stanowiska, tłumacząc swój wybór, pierwszy tak nieoczywisty w karierze trenerskiej.

Możliwość komentowania została wyłączona.

Najnowsze wydanie tygodnika PN

Nr 50/2024

Nr 50/2024