Na
początku pracy w Lechu Poznań Jan Urban był przedstawiany jako
kandydat na trenera na lata. Na
stanowisku wytrwał jednak tylko dziesięć miesięcy. Dlaczego?
Szkoleniowiec
miał być przeciwieństwem Macieja Skorży. Z opinią brata-łaty
miał za zadanie pozbierać rozbitą szatnię. Udało się. Szybko
odmienił zespół budując atmosferę wyjazdowym zwycięstwem nad
Fiorentiną w Lidze Europy i ligowym nad Legią w Warszawie po golu
Kaspera Hamalainena. Długofalowe plany zmieniła poznańska
rzeczywistość początku nowego sezonu. Zapowiadana przebudowa
zespołu miała szybko przynieść efekty, a okres przejściowy
skróciły oczekiwania po wysokim zwycięstwie nad Legią w meczu o
Superpuchar Polski. Według wieści płynących z Wielkopolski, Urban
ze sztabem grali o posadę już od 6 sierpnia, czyli od przegranego
1:4 meczu z Koroną Kielce.
– Uważam,
że to dobry trener, który poradził sobie w Lechu – mówi
komentator i ekspert NC+ Maciej Murawski. – Jak każdy człowiek
popełnił błędy, ale posadą zapłacił za politykę klubu
kreowaną przez zdecydowanie więcej osób niż tylko pierwszy
szkoleniowiec. Dodatkowo w momencie, kiedy po raz kolejny wyciągnął
zespół z dołka. Ciągle słyszę, że Lech walczy o mistrzostwo
Polski. Po poprzednim sezonie czytałem o planie regularnych awansów
do fazy grupowej europejskich pucharów. Tak wysokim celom przeczy
polityka transferowa klubu. Do dziś w zespole nie ma następcy
Hamalainena, od którego drużyna była sportowo uzależniona. Co
było widać wyraźnie już wiosną, a nawet w meczu z Piastem
Gliwice na zakończenie ubiegłego roku. Bez Fina Urbanowi nie
udałoby się wyciągnąć Lecha z kryzysu po odejściu Macieja
Skorży i teorie o tym, że miał zostać zastąpiony przez Nickie
Bille Nielsena pozostawię bez komentarza. Dodatkowo osoba Duńczyka
każe zadać pytanie, co dzieje się ze stawianym przez lata za wzór
na polskim podwórku skautingiem Lecha. Robert Lewandowski, czy
Artiom Rudnevs byli dowodem jakości pracy skautów w poszukiwaniu
skutecznej dziewiątki. Mam wrażenie, że kilka lat temu za
pieniądze zapłacone za Nielsena (350 tysięcy euro – przyp. red.)
Lech miałby więcej lepszych opcji następców. Jeśli pozycja po
pozycji, nazwisko po nazwisku przeanalizujemy zmiany w ostatnich
oknach transferowych, w większości przypadków bilans sportowy
będzie ujemny. Za jakość trzeba płacić i kiedy odchodzą kolejni
podstawowi zawodnicy powtarzanie, że gra się na poważnie o tytuł,
musi mieć potwierdzenie w faktach.
W
finansach klubu od dłuższego czasu wdrażany jest wariant
oszczędnościowy. Każdy z nowych zawodników ma niższy kontrakt:
Nielsen zarabia zdecydowanie mniej od Hamalainena, Radosław Majewski
dostał około 60 procent wysokości umowy Karola Linettego,
utrzymanie Macieja Makuszewskiego kosztuje minimum jedną trzecią
mniej niż Gergo Lovrencsicsa, Lasse Nielsen to nawet połowa kosztów
Marcina Kamińskiego. Transferowe zawirowania wokół środkowego
obrońcy oddają obecny stan polityki Lecha. Wychowanek, który
jeszcze dwa lata temu był łączony z Hamburger SV za około 3
miliony euro – odszedł za darmo. Podobnie jak reklamowany jako
wzór zagranicznego skautingu Lovrencsics. Sprawa z przyszłością
Kamińskiego była jasna od miesięcy. W Poznaniu szukano środkowego
obrońcy o podobnej charakterystyce w ekstraklasie, zwracając uwagę
na Macieja Dąbrowskiego i Jarosława Fojuta. Pierwsza kandydatura
upadła przez oczekiwania finansowe Zagłębia Lubin równe klauzuli,
z której skorzystała Legia, po rozmowach z piłkarzem Pogoni na
przeszkodzie także stanęła kwota odstępnego. Kolejorz szukał
zawodników z kartą w ręku i tym argumentem wygrał Lasse Nielsen.
Duńczyk to inny typ piłkarza, któremu daleko do jakości jaką
przy wyprowadzaniu piłki dawał Kamiński i po pierwszych miesiącach
przy Bułgarskiej jego kwalifikacje sportowe do gry w Lechu są
tematem do dyskusji. Z Tamasem Kadarem skupionym na szukaniu nowego
pracodawcy oraz Paulusem Arajuurim proszącym o zwolnienie do
Broendby Kopenhaga pół roku przed wygaśnięciem kontraktu
defensywa zespołu długo po starcie sezonu była placem budowy.
Krajobraz pierwszej drużyny w sierpniu uzupełnia oszczędzany nawet
w treningach przed wyczekiwanym od roku zagranicznym transferem
Linetty.
Według
naszych informacji, mimo głośnego domagania się przez kibiców
nowego napastnika, piłkarz na pozycję numer dziewięć nie był
częścią letnich planów transferowych. Priorytetem była obsada
lewej obrony, do której przymierzano się już od dwóch poprzednich
okienek. Kandydatów obserwowano m.in. w Chorwacji, Danii i na
Węgrzech. W tym gronie były dwa nazwiska znane na rynku
europejskim: uczestnik Euro 2016 we Francji z reprezentacją Islandii
Ari Freyr Skulason (grał w Odense BK z Lasse Nielsenem, trafił do
Lokeren; bo był zbyt drogi) i Hiszpan Jon Aurtenetxe. 24-latek był
mistrzem Europy do lat 19, z Athletikiem Bilbao grał w finale Ligi
Europy w sezonie 2011-12 i teraz szukał miejsca do odbudowania
formy. Po wstępnym zainteresowaniu ofertą Kolejorza, postanowił
poszukać opcji bliżej rodzinnego domu w Kraju Basków.
– Nie
widzę spójności w selekcji i budowaniu kadry – analizuje
reprezentant Polski na mundial w Korei Południowej i Japonii w 2002
roku. – Akademia Lecha uchodzi za wzór, czego potwierdzeniem jest
liczba zawodników klubu powoływanych do kolejnych reprezentacji
młodzieżowych. Tymczasem przejście do pierwszej drużyny
najzdolniejszych z kolejnych roczników nie jest płynne i poznańskie
szkolenie od dawna jedzie na opinii Linettego, Tomka Kędziory, czy
Dawida Kownackiego, którzy zdążyli się już w ekstraklasie
pokazać wcześniej niż sezon wstecz. U trenera Urbana prawdziwe
szanse dostali Robert Gumny i Kamil Jóźwiak. Gdzie są następni?
Na pewno silna jest obsada skrzydeł, jest kilku kreatywnych
piłkarzy, sporo doświadczonych, przez co obecna sytuacja kadrowa
jest dla wychowanków idealnym momentem na zaistnienie. A dla klubu –
na udowodnienie tożsamości, i zasygnalizowanie, że do 60 procent
wyszkolonych w akademii zawodników zagra w pierwszej drużynie za
cztery lata, to nie są puste zapowiedzi. Obecnie w kadrze jest
przecież tylko dwóch bocznych obrońców, w tym prawonożny Gumny
grający z konieczności na lewej stronie.
Na
rynku wolnych zawodników poszukiwany będzie w pierwszej kolejności
środkowy obrońca mający zastąpić zimą Arajuuriego. Nowy
szkoleniowiec, Chorwat Nenad Bjelica, zapowiedział na konferencji
prasowej, że nie liczy na wzmocnienia i będzie pracował z
materiałem ludzkim jaki zastał. Dało się też zauważyć, że ma
zerwać z wizerunkiem jaki wykreowano wokół Urbana. Wielokrotnie
powtarzał słowa o ciężkiej pracy, padło mające być motywem
przewodnim „kein alibi” (brak alibi – przyp. red.); w Poznaniu
szykuje się PR-owa rewolucja na wzór przeprowadzanej niedawno w
Warszawie przez Stanisława Czerczesowa. Fama tyrana i morderczych
treningów w towarzystwie niedźwiedzia w roli bata na leniwych,
odmieniła wizerunek piłkarzy Legii, którzy byli często
przedstawiani jako przepłacane gwiazdy. Dalej Bjelica uderzył w
tony, jakie chcieli usłyszeć kibice: „jestem szaleńcem
ofensywy”, „nikt już nigdy nie będzie się z Lecha śmiał”.
Według informacji „PN”, w kontrakcie byłego szkoleniowca m.in.
Austrii Wiedeń znalazł się zapis, że po zerwaniu dwuletniej umowy
Lecha obowiązuje tylko sześciomiesięczny okres wypowiedzenia.
Paragraf ma zabezpieczyć zarząd klubu.
– W
Polsce Lech ma wciąż skład dający poważne szanse na europejskie
puchary. Jak pokazują ostatnie sezony, różnice punktowe są małe,
nowe rozdanie nastąpi po podzieleniu punktów po trzydziestu
kolejkach. Bjelica przejmuje zespół ze zdrowym Szymonem Pawłowskim,
który robi ogromną różnicę, z zawodnikami podbudowanymi kilkoma
zwycięstwami i jestem ciekaw jak na zmianę trenera w takim momencie
zareaguje szatnia – zastanawia się Murawski. – Pamiętam Austrię
Wiedeń Chorwata z fazy grupowej Ligi Mistrzów (rozgrywki 2013-14 –
przyp. red.). Przejął bardzo silną i poukładaną drużynę od
Petera Stoegera, który odszedł do Kolonii. Była nazywana
„austriacką Barceloną”, w pucharach zobaczyłem zdecydowanie
bardziej zachowawczy styl, ale i tak zdobyła pięć punktów w
silnej grupie. Nie dziwne więc, że mając to osiągnięcie w
pamięci, szefowie Lecha wiążą z tym trenerem duże nadzieje.
Michał
Czechowicz
TEKST UKAZAŁ SIĘ RÓWNIEŻ W NAJNOWSZYM WYDANIU TYGODNIKA „PIŁKA NOŻNA”