Ta ostatnia niedziela. Czas na finał mundialu!
Przed nami ostatni akt mistrzostw świata. Przez ostatni miesiąc pasjonowaliśmy się rozgrywkami najlepszych zespołów, które doprowadziły do wielkiego finału. W meczu decydującym o zdobyciu złota, Francuzi zmierzą się na moskiewskich Łużnikach z Chorwatami.
Moskiewski Łużniki gotowe na wielki finał mundialu (fot. Sergie Fadeichev / Reuters)
Gdyby podejść do oceny szans finalistów, to wydaje się, że zdecydowanym faworytem do sięgnięcia po Puchar Świata są piłkarze Didiera Deschampsa. „Trójkolorowi” są na pewno bardziej wypoczęci, grali w końcu mniej od swoich rywali, a jakby tego było, mieli jeden dzień odpoczynku więcej, co przy siódmy kolejnym spotkaniu turnieju może mieć ogromne znaczenie.
W drodze do finału Francja odprawiła z kwitkiem Argentynę, Urugwaj i Belgię – każdego z tych przeciwników pokonując w 90 regulaminowych minutach. W zgoła odmiennej sytuacji są z kolei Chorwaci, którzy od 1/8 do półfinału musieli grać dogrywki, dwukrotnie pokonując rywali po rzutach karnych, a raz dzięki trafieniu w dodatkowym czasie. Jakby na to nie spojrzeć, to nie podlega dyskusji fakt, iż zawodnicy z Bałkanów mają w swoich nogach jeden dodatkowy mecz (3×90 minut).
ROZKAZ, KTÓRY MAM WE KRWI
To w czyim baku pozostało więcej paliwa na pewno będzie mieć znaczenie, pytanie czy wpłynie to na przebieg finału w sposób decydujący? Jeśli tak by było, to Chorwaci nie powinni mieć większych szans na Łużnikach, ale piłka nożna to składowa dużo większej liczby elementów i zmiennych, dlatego zbyt wczesne skreślanie podopiecznych Zlatko Dalicia byłoby sporym błędem.
Chorwacja, dla której sam awans do finału jest historycznym osiągnięciem, udowodniła już podczas mundialu, że potrafi wykaraskać się z najgorszych tarapatów i nawet wtedy, gdy skazuje się ją na porażkę, może zaskoczyć. Tak było przecież w spotkaniach z Danią i Rosją, kiedy to piłkarze Dalicia długimi momentami grali bardzo słabo. Tak było również w półfinale z Anglikami, gdzie Chorwaci kompletnie przespali pierwszą połowę, by w drugiej zdominować wydarzenia na boisku i zadać decydujący cios w dogrywce.
Żeby lepiej zrozumieć ten fenomen, należy spojrzeć nie tylko na klasę czysto sportową, ale również na to, z której części świata pochodzą Mario Mandzukić, Luka Modrić i spółka. Trzeba zrozumieć, że ludzie z Bałkanów, nauczeni latami niepokoju, wojen i konfliktów, wykształcili w sobie coś, co można umownie nazwać „genem walki”. Oni nigdy się nie poddają, potrafią działać w zespole – co zresztą widać w innych sportach drużynowych – i nawet wtedy, gdy szanse na zwycięstwo są niewielkie, biją się do ostatniej kropli… potu (pisanie o krwi w kontekście Bałkanów ma jednak dość szczególny wydźwięk). Tym co w takiej chwili przychodzi do głowy, są słowa jednego ze szlagierów grupy Lady Pank… „(…) zawsze iść – rozkaz, który mam we krwi. Małą wojnę w sobie mieć”.
Taka właśnie jest reprezentacja Chorwacji, której poczynania obserwujemy podczas rosyjskiego turnieju. Miewa swoje problemy, momentami rozchodzi się w szwach, by jak za dotknięciem magicznej różdżki przeistoczyć się w walec, z którym żaden z sześciu wcześniejszych rywali nie potrafił sobie poradzić. Jeśli do tego wszystkiego dodamy walor piłkarski, a więc umiejętności takich graczy jak wspomniany Modrić, Ivan Rakitić czy Danijel Subasić, który aspiruje do miana bramkarza mistrzostw, to mamy gotowy przepis na to, by Chorwaci nie musieli się zadowalać samym udziałem w finale, a bez kompleksów i strachu sięgnęli po główne trofeum.
WYRACHOWANIE I SZCZYPTA MAGII
Skoro o drużynie Dalicia można pisać w niemal samych superlatywach, to ciepłych słów nie można szczędzić również ekipie Deschampsa. Być może Francja nie gra na tym mundialu tak porywającej i efektownej piłki jak Chorwaci, czy Belgowie, którzy w sobotę wywalczyli brązowe medale, ale wydaje się, że to właśnie „Les Bleus” mają wszystkie argumenty, by po raz drugi w swojej historii zdobyć Puchar Świata.
Gdyby przyjrzeć się grze Francuzów podczas trwającego turnieju, to naprawdę trudno znaleźć jakieś ewidentnie słabe ogniwo. Wszystko w tym zespole wydaje się funkcjonować, wszystko dobrze się zazębia i każdy zna w nim swoje miejsce. Selekcjoner nigdy nie traci głowy i podejmuje dobre decyzje, a chociaż niektórzy uważają, że zwyczajnie ma szczęście… cóż, szczęściu też trzeba umieć pomóc.
Podobnie jest z piłkarzami. Antoine Griezmann, Kylian Mbappe czy Olivier Giroud grają niezwykle solidnie, a kiedy trzeba, potrafią dodać do tego trójkolorowego kotła szczyptę magii i fantazji. Pod batutą Deschampsa przebudził się w końcu Paul Pogba, który przecież w ostatnich miesiącach był wyłącznie krytykowany za swoje występy w Manchesterze United. Jak widać, musiał poczekać kilkanaście miesięcy, by móc popracować z trenerem, który wie, jak wydobyć jego potencjał.
I tak właściwie można wymieniać kolejne nazwiska, ale bez względu na to, czy mowa o znakomitym Hugo Llorisie czy też posiadający parę dodatkowych płuc N’Golo Kante, każdy dołożył cegiełkę do tego, by Francja zagrała w finale.
Można odnieść wrażenie, że swoje znaczenie w meczu o złoto będzie miała postawa obu selekcjonerów i tu przewaga Francji wydaje się być dość spora. Idealnym przykładem tego, jak inteligentnym szkoleniowcem jest Didier Deschamps niech będzie półfinałowe spotkanie z Belgią, w którym „Trójkolorowi” – zdaniem niektórych komentatorów zaprezentowali antyfutbol – kompletnie pozbawili przeciwnika jego atutów, szachując najlepszych piłkarzy i z wyrachowaniem wyczekując swojej szansy. Gdyby porównać obecną Francję do jakiejś drużyny z przeszłości, to postawiłbym bez wahania na Włochy z 2006 roku.
Niedzielny mecz ma także swój dodatkowy smaczek. Będzie to w końcu rewanż za półfinał mistrzostw świata z 1998 roku, kiedy to Francuzi pokonali Chorwatów (2:1). Prowadzona przez Miroslava Blazevicia drużyna prowadziła w tamtym spotkaniu po golu Davora Sukera, ale do finału awansowali ostatecznie rywale, u których bohaterem został Liliam Thuram – zdobywca dwóch goli, jego jedynych w historii występów w reprezentacji.
Czy na Łużnikach zobaczymy partię piłkarskich szachów? A może będziemy świadkami absolutnie niezapomnianego finału, okraszonego pięknymi golami? Czy jednak, tak jak to już było podczas tych mistrzostw – o zwycięstwie zadecyduje seria jedenastek? Wszystko jest równie możliwe. Dyskusji nie podlega natomiast fakt, że obie drużyny w pełni sobie zasłużyły na udział w tym meczu. Żadna nie chce się jednak zadowalać mianem finalisty i zdobywcy srebra
Grzegorz Garbacik
***
15 lipca (Moskwa)
FRANCJA – CHORWACJA (17)
Przypuszczalne składy:
Francja: Hugo Lloris – Lucas Hernandez, Samuel Umtiti, Raphael Varane, Benjamin Pavard – N’Golo Kante, Paul Pogba – Blaise Matuidi, Antoine Griezmann, Kylian Mbappe – Olivier Giroud
Chorwacja: Danijel Subasić – Ivan Strinić, Domagoj Vida, Dejan Lovren, Sime Vrsaljko – Marcelo Brozović, Ivan Rakitić – Ivan Perisić, Luka Modrić, Ante Rebić – Mario Mandzukić
Sędzia: Nestor Pitana (Argentyna)
Typ PN.pl: 1:1