Przejdź do treści
Szukaliśmy lewego obrońcy, a znalazł się sam

Polska Reprezentacja Polski

Szukaliśmy lewego obrońcy, a znalazł się sam

W reprezentacji Polski od lat trwają poszukiwania nominalnego lewego defensora. Testowano kilku graczy, głównie lewonożnych, ale żaden nie przekonał do siebie ówczesnego selekcjonera.



Problem z lewą flanką istnieje w naszej kadrze od kilku lat. Pamiętamy, że już na EURO 2016 Adam Nawałka postawił na prawonożnego Artura Jędrzejczyka mimo tego, że w eliminacjach grał głównie Jakubem Wawrzyniakiem i Maciejem Rybusem.

Nie bójmy się tego powiedzieć. Jędrzejczyk mimo wielu ograniczeń rozegrał świetny turniej. Nikt wtedy nie zwracał uwagi na to, że zawodnik Legii Warszawa praktycznie nie używa lewej nogi. Oczywiście wtedy głównie się broniliśmy, więc nie było dużego zapotrzebowania na masowe wrzutki z jego strony. W defensywie grał perfekcyjnie.

Na feralnych Mistrzostwach Świata 2018 w Rosji cały turniej na lewej obronie rozegrał Maciej Rybus, a więc nominalny lewy obrońca. No i umówmy się. Nie był to jego turniej. O ile w meczu z Senegalem wyglądał jeszcze jako-tako to z Kolumbią zagrał jeden z najgorszych meczów w kadrze. Tamto spotkanie go trochę wyeliminowano z poważnej roli w reprezentacji. Od tamtej pory wystąpił tylko kilka razy od pierwszej minuty w biało-czerwonym trykocie.

Potem nadeszła era Jerzego Brzęczka i akcja promowania Arkadiusza Recy, którego Brzęczek dobrze znał z Wisły Płock. Reca, który był świeżo po transferze do bardzo mocnej Atalanty, w reprezentacji miał zdecydowanie więcej złych niż dobrych momentów. Nawet jeśli był w rytmie meczowym, to gdy zakładał koszulkę z orzełkiem na piersi wyglądał na takiego, który dopiero co uczył się grania w piłkę. Lata lecą, a na ten moment nic nie wskazuje na to, żeby Reca wkrótce zaczął stanowić o sile naszej reprezentacji. A papiery na granie ma.

Kadencja Paulo Sousy kojarzy nam się głównie z graniem wahadłami. Po jego lewej stronie występował przeważnie Tymoteusz Puchacz. Nie można odmówić mu charakteru, ale widać było duże braki w jego grze. Był zamieszany praktycznie w każdą straconą bramkę. Fatalnej postawy w defensywie nie przyćmił ofensywnymi zapędami, bo i w przodzie był bardzo chaotyczny. Jego znakiem firmowym stały się dośrodkowania do… nikogo.

No i wracamy do teraźniejszości. Czesław Michniewicz, jeśli gramy wahadłami stawia po lewej stronie prawonożnego Nicolę Zalewskiego. W przypadku gry na czterech obrońców to Bartosz Bereszyński wciela się w rolę klasycznego lewego obrońcy.

Było wiele obaw co do jego umiejętności gry na tej pozycji. W Sampdorii gra głównie po prawej stronie. W kadrze coraz częściej po przeciwnej. Dlaczego? Duża konkurencja. Nie da się umieścić w jedenastce zarówno Bereszyńskiego, Casha, Frankowskiego i Kamińskiego. Dlatego Michniewicz kombinuje. I wykombinował „Beresia” na… lewej obronie.

Na tę chwilę ten pewnego rodzaju eksperyment sprawdza się. W meczu ze Szwecją, gdzie walczyliśmy o awans na mundial Bereszyński zagrał chyba najlepszy mecz w kadrze. Na jakiej pozycji? Na lewej obronie właśnie. To był pierwszy sygnał dla Michniewicza, że kapitan Sampdorii może dać rady na mundialu na lewej flance.

Nie ma sensu teraz robić wnikliwej analizy reprezentacyjnych meczów Bereszyńskiego w kadrze. Liczy się to co jest tu i teraz. A obecnie Bereszyński w 2022 roku ma już trzy naprawdę dobre mecze na lewej obronie i co by nie mówić – sprawdza się.

Miejmy nadzieje, że to wystarczy na zamknięcie dyskusji o tym, że 30-latek urodzony w Poznaniu nie nadaje się na tę pozycję. Może kolokwialnie mówiąc nie ma lewej nogi, ale nadrabia wysoką dyscypliną w obronie i niezłymi wypadami ofensywnymi. A więc jednak istnieje życie po Jakubie Wawrzyniaku…

Karol Siemek

Możliwość komentowania została wyłączona.

Najnowsze wydanie tygodnika PN

Nr 50/2024

Nr 50/2024