Szatnia Warty nie zwariuje
Miał prawo obawiać się wpadnięcia z deszczu pod rynnę. Po łódzkiej burzy, wbrew prognozom, trafił jednak na poznańskie słońce. W rewelacyjnej układance trenera Piotra Tworka stanowi jeden z głównych elementów.
Czy jest pan osobą pozytywnie nastawioną do świata?
Zdecydowanie tak – przyznaje Grzesik.
Na tyle, by wyobrazić sobie, że krótko przed finiszem sezonu Warta może znajdować się tak blisko podium?
Aż tak to nie. Chociaż sami jeszcze trochę nie dowierzamy w to, co się dzieje, czerpiemy z tego garściami. Prawdopodobnie w innym klubie, przy innej grupie ludzi coś podobnego nie byłoby możliwe. Chyba każdy z nas zdaje sobie sprawę, że taki sezon może się nie powtórzyć. W piłkę gra się nie tylko dla różnych profitów, ale także dla marzeń. W tej chwili w jakimś stopniu je spełniamy.
Czego spodziewał się pan na tym etapie rozgrywek?
Założeniem było jak najszybsze zapewnienie sobie miejsca w lidze na kolejny rok. Stawialiśmy sobie za cel spokojne utrzymanie, a przyszło nam ono niebywale spokojnie. Miałem za sobą sezon, w którym z Łódzkim Klubem Sportowym spadliśmy z hukiem. Na tyle mocnym, że w pewnym momencie zastanawiałem się, czy będę w stanie jeszcze zagrać w Ekstraklasie. Przyszła propozycja z Poznania i okazuje się, że przy zmianie otoczenia mogę nie tylko uniknąć degradacji, ale być w górnej połowie tabeli. Nasza drużyna stanowi przykład, że ciężką, wręcz rzemieślniczą pracą można dotrzeć do Ekstraklasy i w niej zaistnieć. Piłka, którą prezentujemy, jest sumą tego, jak każdy z osobna dochodził do tego miejsca. Udowodniliśmy coś tym, którzy twierdzili, że Warta to pewniak do zajęcia ostatniej pozycji.
Przechodząc z ŁKS do Warty, nie obawiał się pan, że zaliczy spadek w drugim sezonie z rzędu?
Byłbym niemądry, gdybym nie miał żadnych obaw. Wiedziałem, na co się piszę. Spodziewałem się bardzo trudnego sezonu, ale jednocześnie miałem świadomość, iż przy jednej spadającej drużynie szanse na utrzymanie się będą o wiele większe niż w poprzednich rozgrywkach. Chciałem zostać w Ekstraklasie, pokazać, że mnie ona nie przerasta. Warta dała mi taką możliwość i chyba można powiedzieć, że ją wykorzystałem. Degradacja z ŁKS odcisnęła na mnie piętno, nie ukrywam, że był to lekki wstrząs. Odczuwałbym to jeszcze mocniej, gdybyśmy w tym momencie walczyli o utrzymanie się. Wtedy na pewno miałbym z tyłu głowy myśl o tym, co działo się rok temu.
Dlaczego Warcie jako beniaminkowi się udało, a ŁKS odbił się od Ekstraklasy?
Trener Kazimierz Moskal stwierdził w wywiadzie, że popełniając tyle błędów indywidualnych, drużyna nie jest w stanie utrzymać się na tym poziomie. To była podstawowa przyczyna. Nikt z nas nie zaliczyłby kolejnego tak słabego sezonu. Druga kwestia to morale. Po którejś porażce coś w zespole pęka, a potem rana tylko się pogłębia. W Łodzi wpadliśmy w mentalny dołek, z którego trudno było się wydostać. To miało przełożenie na boisko. Jeden z dziennikarzy zapytał mnie kiedyś, czy Warta ma silniejszy skład niż ŁKS w ubiegłym sezonie. Nie sposób to porównać. Różni się praktycznie wszystko: sposób budowy drużyny, trener, sztab, styl gry oraz doświadczenie poszczególnych zawodników.
Zwycięstwa w Zabrzu i Krakowie, a także pokonanie Jagiellonii, to w pewnym stopniu efekt luzu, który złapaliście po zagwarantowaniu sobie utrzymania?
Wykonaliśmy plan minimum. Już nie musimy, teraz tylko możemy. A przede wszystkim chcemy. Jest w nas dużo pozytywnej, zielonej energii. Ten zespół chce jeszcze więcej, zdobywać kolejne punkty, piąć się w tabeli. Zapewniliśmy sobie spokój, dzięki czemu mogliśmy trochę odejść od pragmatyzmu, który nas charakteryzuje, na rzecz nieco bardziej ofensywnej gry. Nie zapominamy jednak, co jest naszą siłą – to, że jeden goni za drugiego. Niezależnie od stylu, dla nas najważniejszy jest wynik. Z Rakowem Częstochowa próbowaliśmy budować akcje od własnej bramki, lecz efektem było zero punktów. Zwycięstwo to najlepszy wyznacznik: na nic zdaje się ładna gra, jeśli nie ma rezultatów.
Uważacie się za rewelację sezonu?
To, co robimy, jest niesamowite, jednak nie sądzę, by ktokolwiek z nas tak pomyślał. Klub na miarę Ekstraklasy wciąż jest budowany, a zespół już potrafi w tej lidze odgrywać dość istotną rolę. Ta historia sama w sobie jest niezwykła.
W jakim stopniu za wyniki Warty odpowiada atmosfera?
Od kiedy funkcjonuję w piłce seniorskiej, gdzieś krąży pytanie: to wynik tworzy atmosferę czy atmosfera robi wynik? Te dwie sprawy napędzają się wzajemnie. Atmosfera bardzo pomaga w osiąganiu dobrych rezultatów. Z drugiej strony, gdy nie ma wyników, trudno o właściwą atmosferę. W Warcie jest tak, że jeśli przytrafi się jeden, drugi, a nawet trzeci nieudany mecz, to nikt tego nie rozpamiętuje. Każdy myśli o następnym wyzwaniu, ale nie o tym, co będzie za pięć czy dziesięć kolejek.
Był pan już w podobnej szatni?
W poprzednich klubach zdarzało się, że po paru zwycięstwach koledzy zaczynali wysoko nosić głowy, z kolei kilka porażek sprawiało, że morale upadało. Tutaj nigdy nie wyczułem podobnego momentu. Niezależnie, co się dzieje, drużyna ani nie popada w euforię, ani nie rozpacza. Zachowywanie balansu jest naszą siłą. Ta szatnia nie odczuwa ciśnienia, potrafi żartować ze wszystkiego. Trudno to zrozumieć, jeśli nie wejdzie się do środka. Przychodząc do Warty, sądziłem, że będzie pozytywnie, ale nie przypuszczałem, że trafię do takiej ekipy.
Z którą znakomicie dogaduje się trener Tworek.
Trener twardo stąpa po ziemi, a przede wszystkim jest dobrym człowiekiem. To podstawa w kontaktach pomiędzy szkoleniowcem a zawodnikami. Dzięki temu łatwiej jest przekładać pewne założenia na boisko. Trener wie, że dogada się z piłkarzem, może na nim polegać, ponieważ sam jest wobec niego w porządku. Budowanie relacji z graczami to duży atut trenera Tworka. Przy tym jest szkoleniowcem z odpowiednim warsztatem – w przeciwnym razie nie potrafiłby wyciskać z zespołu maksimum możliwości.
Warta ma w kadrze najmniej zagranicznych piłkarzy w Ekstraklasie. Jak obcokrajowcy odnaleźli się w mocno polskiej szatni?
Jest ich zbyt mało, żeby tworzyli podgrupy. Kiedy przychodzi się do Warty, to już pierwszego dnia odczuwa się akceptację szatni. Żeby nie zaadaptować się w tej grupie, chyba trzeba by mieć bardzo wyjątkowo trudny charakter. W ŁKS było kilku chłopaków z Hiszpanii, którym starałem się pomagać. Wychodzę z założenia, że powinienem tak traktować kolegów z zagranicy, jak sam chciałbym zostać potraktowany w ich kraju. W zespole jest wiele osób, które podobnie podchodzą do tego tematu. Na przykład ze Słowakiem Adamem Zrelakiem dogadaliśmy się już podczas jego pierwszego dnia w klubie. Okazało się, że pochodzi z miejscowości położonej blisko granicy z Polską. Myślę, że obcokrajowcom nie jest trudno wejść do szatni Warty. Czy ktoś przyjeżdża z Hiszpanii, Finlandii, czy z Niemiec, czuje się tutaj swobodnie.
Już wiadomo, że dla pana to najlepszy sezon – zarówno jeśli chodzi o miejsce w tabeli, jak i indywidualny dorobek.
Nie mogę nie być zadowolony z osiągnięć drużyny, ale pod względem indywidualnym jestem średnio usatysfakcjonowany. Miewałem mecze lepsze i gorsze, stać mnie na równiejszą grę. Dorobek bramkowy bardzo cieszy, jednak należę do osób, które sporo od siebie wymagają i za każdym razem czują niedosyt. Oglądam później swoje występy i zauważam, że w danej sytuacji mogłem lepiej przyjąć piłkę, w innej precyzyjniej wrzucić, gdzieś zachować więcej spokoju. Jestem w stanie wycisnąć o wiele więcej, niż pokazałem dotychczas, nawet jako pomocnik. Powinno się dążyć do stabilności, lecz częste zmiany pozycji temu nie sprzyjały.
Jan Grzesik to jeszcze prawy obrońca czy już skrzydłowy?
W ogóle nie czuję się pomocnikiem. Wystarczy spojrzeć na przeciwną stronę boiska w naszym zespole. Makana Baku oraz Michał Jakóbowski mają stricte profil skrzydłowego: potrafią grać tyłem do bramki, lubią dryblować i nie zniechęcają się do tego, nawet jeżeli stracą kilka piłek. W ten sposób są w stanie zrobić różnicę. Tymczasem ja bazuję na prostszych elementach – timingu, wyczuciu rywala, dośrodkowaniu. Na znacznie wyższym poziomie jestem w stanie grać jako obrońca, tam moje zachowania są zdecydowanie bardziej naturalne.
Kolejny sezon będzie dla Warty większym wyzwaniem?
Spodziewam się, że będzie o wiele trudniejszy. Właściwie jestem tego pewien. Szatnia po sukcesie nie zwariuje, natomiast mocniejsze kluby zwrócą uwagę na piłkarzy Warty. Można zakładać, że odejdzie któryś z zawodników mających duże znaczenie dla zespołu.
KONRAD WITKOWSKI
WYWIAD UKAZAŁ SIĘ W TYGODNIKU „PIŁKA NOŻNA” (18/2021)