Sprawy istotne i najwyższej rangi
Podczas Walnego Zgromadzenia Akcjonariuszy Ekstraklasy S.A. poinformowano, że spółka zarządzająca rozgrywkami w sezonie 2020-21 osiągnęła przychody wynoszące 328,4 milionów złotych – najwyższe w historii. W dobie pandemii jest to informacja niespodziewana, zatem tym bardziej godna uwagi i pochwał dla wszystkich pracowników Ekstraklasy S.A. i Ekstraklasa Live Park. Powołano również radę nadzorczą organizacji, Wisła Kraków wreszcie doczekała się w niej miejsca, o które zabiegała od dłuższego czasu, pojawił się w radzie również prezes PZPN, Cezary Kulesza.
Akurat dla niego to nic nowego, jako szef Jagiellonii Białystok był już członkiem tego gremium, a skoro zna problemy klubów jak własną kieszeń, nie zamierza biernie przysłuchiwać się obradom, a aktywnie zabierać głos w trakcie posiedzeń. Debatować jest o czym, bo spółka przygotowuje się do przetargu na prawa mediowe. Można już zaryzykować stwierdzenie, że w nowym rozdaniu telewizyjnym liga najpewniej nie zmieni kształtu, zatem składać się będzie z 18 drużyn, a rywalizacja toczyć się będzie w tradycyjnym systemie rozgrywek. Plan zakłada również sprzedaż praw na cztery lata i wzrost ich wartości – także dlatego, że na polskim rynku pojawiła się Grupa NENT, która jest bardzo poważnie zainteresowana Ekstraklasą. Nie tylko dlatego, że na polu produkcji telewizyjnej oba podmioty ze sobą współpracują i być może w kolejnym sezonie kooperację rozszerzą.
Tymczasem z dalekiego Rotterdamu dotarł do Polski głos Leo Beenhakkera. Były selekcjoner biało-czerwonych miał zawsze dużo do powiedzenia, choć nie zawsze do rzeczy. Z jego relacji, opublikowanej na łamach Onetu, wynika, że po opuszczeniu Polskiego Związku Piłki Nożnej przez Michała Listkiewicza „podcinano mu nogi” w naszym kraju, więc atmosfera z gabinetów – w których nieustannie trwały upiorne obrady, jak pozbyć się trenera, idącego przecież niezwykle pewnym krokiem przez kwalifikacje mistrzostw świata w Republice Południowej Afryki – przeniosła się na drużynę narodową. Po latach obnażona została cała prawda o jednej z największych kompromitacji sportowych reprezentacji Polski w historii – 5. miejsce w grupie za Słowacją, Słowenią, Czechami, Irlandią Północną, ale za to przed San Marino. Nie on, oni są winni.
On to awansował do finałów mistrzostw Europy w 2008 roku. Co prawda przegrał je z kretesem, ale przecież nie ze swojej winy, bo na turnieju przez kontuzje nie mógł skorzystać ze wszystkich zawodników, a i byli tacy, co mieli problemy w klubach. Boss idealnie przygotował drużynę pod względem fizycznym, obrał doskonałą taktykę. No i jest jeszcze temat zaproszenia Holendra na obchody stulecia PZPN, celebrowane w 2019 roku. Tu w rolę adwokata trenera wciela się Jan de Zeeuw, przekonując, że Leo z wielką ochotą pojawiłby się w Warszawie, niedobry Zbigniew Boniek nie wysłał mu jednak zaproszenia, a przecież powiedział, że wysłał. Sprawa zaproszenia urasta więc do rangi najwyższej, choć boss – z niegasnącym zainteresowaniem śledzący losy reprezentacji Polski – w ogóle nie miał pojęcia, że PZPN obchodził stulecie istnienia, De Zeeuw musiał go doinformować. Nie wszystko trzyma się więc kupy w opowieściach z Rotterdamu, za to nieustannie w przypadku Beenhakkera zgadza się jedno – sam dla siebie jest własną, niezwykle zachwyconą widownią.
PRZEMYSŁAW PAWLAK