Śpiewa, tańczy i broni. Raper w rękawicach
Jak okiem sięgnąć po składach drużyn z Serie A, Włochów w bramce uświadczysz w małych ilościach. Gdyby pole poszukiwań zawęzić tylko do tych topowych klubów, ostałby się jeno wyjątek. Zresztą wyjątek nad wyjątki, bo to ktoś więcej niż bramkarz.
Go, go go Gollorius – w nadzwyczaj oryginalny sposób zaczyna się ten rapowy kawałek. Dalej mniej więcej idzie tak: Jesteś bramkarzem, który zajdzie daleko, ale jeśli zapomnisz o przyjaciołach będziesz łajdakiem… Dalej Gollo, biegnij, biegnij, biegnij, zarobisz wiele, wiele hajsu. Moje ziomki zawsze czekają na mnie i kiedy przyjeżdżam, robimy imprezę. Pozdrawiam całą dzielnicę, która widzi mnie w tele i wiedzą, że sukces nic a nic mnie nie zmienił.
I jeszcze coś na zasadzie refrenu, motta, a może przesłania: Od dziecka o tym marzyłem, wypacam moje łzy na boisku. Mój wysiłek jest moim sukcesem. Brachu, musisz wierzyć w siebie. W siebie wierz!
Raper w rękawiczkach
Zresztą co tu się silić na mało literackie i udane tłumaczenie, skoro każdy w necie może wsłuchać się w to rap story, obejrzeć teledysk, na którym wielki facet w jeszcze większej białej bluzie wywija rękami na tle grupy rówieśników z racami, a w innym planie biega po schodach, skacze na skakance i w ogóle nie udaje, że ciężko trenuje.
W ten sposób i w tym wydaniu po raz pierwszy zaprezentował się szerszej publiczności Pierluigi Gollini vel Gollorius. Był czerwiec 2018 roku i kto nie interesował się muzyką, plotkami ze świata show-biznesu, mógł w ogóle go nie kojarzyć. Chyba że jako talent, do którego w wieku 23 lat z coraz większą siłą przyklejały się nieciekawe epitety w stylu: zmarnowany, niespełniony, przereklamowany. Bo też kim wtedy był? Rezerwowym bramkarzem Atalanty Bergamo, którego między słupki nie wpuszczał Etrit Berisha. Nie Gianluigi Buffon czy Gianluigi Donnarumma, ale przy całym szacunku rzemieślnik sztuki bramkarskiej rodem z Albanii.
Musiał więc zabłysnąć w inny sposób. Został raperem w rękawiczkach i był chłopakiem swojej dziewczyny. To niejaka Giulia Provvedi, która razem z siostrą bliźniaczką Silvią stworzyły duecik pod nazwą „Le Donatella” i uprawiały muzykę pop w rodzaju typowego włoskiego Italo disco z całą tandetą, która się z tym kojarzy. A że były ładne, zgrabne i umiały to pokazać, dlatego na całą resztę dało się przytkać ucho, to zdobyły jako taką rozpoznawalność. Signorina Provvedi miała status celebrytki czy innej influencerki, zapraszanej do studiów telewizyjnych i formatów typu reality show. Posiadanie narzeczonego piłkarza, nawet drugoplanowego, też dodawało jej atrakcyjności.
Rap Golloriusa odbił się nawet całkiem głośnym echem, choć wykonawca wcale nie był pierwszym futbolistą ani najlepszym, który skręcił w tym kierunku. Nawet w swojej szatni znalazł jednego. To opisywany już na łamach „PN” Alejandro Papu Gomez, którego taneczny krok stał się inspiracją do napisania skocznej piosenki. Natomiast w tematyce rapu głos zabrali także Kevin Prince Boateng z utworem „King” albo Memphis Depay z „No Love”. Na czas jakiś buty na kołku zawiesił, a przez ramię przewiesił gitarę i dawał koncerty ze swoim zespołem Pablo Osvaldo. Jeszcze inny Argentyńczyk Javier Castro z Cagliari, którego umiejętności wokalne na łamach naszego tygodnika zachwalał znajomy z Catanii, Michał Chrapek, też znalazł dla siebie miejsce na scenie muzycznej.
Z Wyspy na Wyspy
Gollini śpiewał, dopóki nie miał nic lepszego do roboty – można by było i w ten sposób skomentować jego skok w bok. Jego kariera przypominała sinusoidę, co poszedł w górę, to spadł w niebyt. W Bergamo był akurat w dołku, ale po kolei.
Zaczynał w Spal jako obrońca, którego jednak szybko pociągnęło w stronę bramki. Któregoś razu poprosił trenera, żeby dał mu szansę w innej roli. Dostał zgodę pod warunkiem, że na najbliższy trening zorganizuje rękawice. Nie miał z tym trudności, a jak spróbował, to już został. Jego talent odkrył Pantaleo Corvino, legendarny łowca talentów i już nie tak sprawny dyrektor sportowy z Fiorentiny. Najwyraźniej młodociany bramkarz nie czuł do niego żadnej wdzięczności, bo gdyby czuł, to przy pierwszej sposobności nie zwiałby do Manchesteru United i Fiorentina nie obeszłaby się smakiem.
Miał 16 lat, kiedy wstąpił do akademii Czerwonych Diabłów. Uczył się tam z całkiem zdolnymi prawie rówieśnikami: Paulem Pogbą, Jesse Lingardem i Marcusem Rashfordem. Był częścią drużyny do lat 19, awansował do rezerw, ale pokonanie kolejnego szczebla wymagało czasu i cierpliwości, która z reguły nie stoi przy młodości. Zawinął się więc do ojczyzny, gdzie trampolinę w dorosły futbol wysunęła Verona. Kontuzja Brazylijczyka Rafaela umożliwiła mu debiut już w 4 kolejce sezonu 2014-15, zagrał jeszcze w jednym meczu i został wrzucony do zamrażarki na długich siedem miesięcy. Pierwszy sezon w Serie A zakończył z 3 występami. Ambicje pewnie miał większe, ale jak na 19-latka nie było źle.
W następnym skutecznie zaatakował z drugiego szeregu i wyrwał doświadczonemu Brazylijczykowi numer 1. Z 26 meczów tylko w 2 zachował czyste konto. Nie narzekał, trudno o lepszą szkołę dla młodego bramkarza niż gra w najsłabszej drużynie w lidze. Nie towarzyszył Veronie w jej drugoligowych przygodach. Poszukał własnych, znów na Wyspach. Tym razem w Aston Villi, gdzie ściągnął go rodak Roberto di Matteo. Na drugiej emigracji wytrzymał pół roku. Po zmianie trenera i zastąpieniu Di Matteo przez Steve’a Bruce’a już nie cieszył się tak mocną pozycją. W styczniu wylądował na wypożyczeniu w Bergamo.
W kadrze
Ze sportowego punktu widzenia to był oczywisty awans. Atalanta, którą jeszcze dwa, trzy sezony temu dało się ustawić na tym samym poziomie co Veronę, mocno wyskoczyła i mieszała szyki historycznie najlepszym. Wylądowała na czwartym miejscu, do czego Gollini przyczynił się czterema występami, w tym trzema z czystym kontem. Jeśli na początku rola rezerwowego nie uwierała go aż tak bardzo, to z czasem musiała. Minął drugi sezon i stał się bogatszy o zaledwie siedem spotkań. Mało go było w Serie A, nie pojawił się w Lidze Europy. Zaistniał tylko dzięki piosence. I kolorowej narzeczonej.
W czerwcu 2018 roku podjął najlepszą decyzję w życiu: po półtorarocznym wypożyczeniu, które wielu satysfakcji mu nie przyniosło, zgodził się podpisać kontrakt z Atalantą. Kosztował 4,5 miliona euro. Poza innym statusem jego sytuacja niespecjalnie się poprawiła. Więcej bronił Berisha, on głównie siedział z boku. Zamiana ról nastąpiła w marcu 2019 roku. Dopiero mniej więcej od roku można więc pisać, że Gollini przerósł Golloriusa.
Po zakończeniu poprzedniego sezonu Albańczyk został sprzedany do Spal, w jego miejsce przyszedł Marco Sportiello, wiedząc doskonale, jaka obowiązywać ma hierarchia. Tym bardziej, że Gollini dawał coś więcej niż pewność w bramce. Stał się jednym z liderów w szatni: za część rozrywkową odpowiedzialny jest roztańczony Gomez, za czysto piłkarską – małomówny Ilicić, on – za motywacyjną. Ma silny charakter i zdolności przywódcze, potrafi wpłynąć na resztę. W wieku blisko 25 lat w pełni dojrzał do roli, którą wykonuje. Jeśli nie boi się głośno mówić o tym, że chciałby, aby Atalanta w tej edycji Ligi Mistrzów wcieliła się w Ajax z poprzedniego sezonu, to inni też zaczynają mocniej wierzyć w wyeliminowanie Valencii i sprawienie następnych niespodzianek.
W 7 z 27 meczów nie dał się pokonać, co w Atalancie przechylonej mocno na ofensywę powinno liczyć się podwójnie. Z tych regularnie broniących nie ma włoskiego bramkarza wyżej od niego stojącego w tabeli. Donnarumma z Milanu jest daleko z tyłu, podobnie jak Salvatore Sirigu z Torino, nieco lepiej stoją akcje Alessio Cragno z Cagliari, z kolei spada w rankingu Alex Meret z Napoli. Nic dziwnego, że Gollini włączył się do walki o pozycję numer 2 w reprezentacji Włoch. Selekcjoner Roberto Mancini po raz pierwszy powołał go w czerwcu poprzedniego roku i pozwolił zadebiutować w kadrze 15 listopada.
Gollini znalazł się tak wysoko, jak jeszcze nigdy nie był. Nie powinien wystraszyć się wysokości, tym bardziej że szczyt ciągle daleko. Kiedyś mówiono o nim raper w rękawiczkach. Teraz jest bardzo dobrym bramkarzem, który spróbował rapu i odłożył go na gorsze czasy.
TOMASZ LIPIŃSKI
TEKST UKAZAŁ SIĘ W TYGODNIKU „PIŁKA NOŻNA” (nr 7/2020)