Specjalnie dla nas Wojciech Pertkiewicz
O zwolnieniu Zbigniewa Smółki, o tym, czy rzeczywiście trener obawiał się o własne bezpieczeństwo, o rzekomej groźbie przerwania przez grupę kibiców meczu z Lechią Gdańsk i o relacjach na linii zarząd Arki Gdynia-właściciel klubu opowiada jego prezes, Wojciech Pertkiewicz. Wersji ostatnich wydarzeń w Arce jest kilka, tę można potraktować jako oficjalną.
ROZMAWIAŁ PRZEMYSŁAW PAWLAK
– Czy przed derbami z Lechią Gdańsk klub otrzymał sygnały, że mecz zostanie przerwany przez grupę kibiców, jeśli nie spodoba im się wynik i zaangażowanie zawodników?
– Dementuję. Nie było żadnych nacisków, to absurd – mówi prezes Arki Gdynia, Wojciech Pertkiewicz. – Wydaje mi się, że mam dość dobre relacje ze Stowarzyszeniem Kibiców Gdyńskiej Arki, nic się w tej kwestii przed meczem z Lechią nie zmieniło. Rozmawiałem z kibicami o tych plotkach zarówno przed jak i po meczu. Za każdym razem nie słyszałem po prostu zaprzeczeń, a wręcz pukano się w czoło. A że sytuacja w tabeli, narastające frustracja i irytacja po serii meczów bez zwycięstwa wzbudzały silne emocje, trudno się dziwić – tak byłoby w każdym klubie. Po takiej serii każdego człowieka może po prostu wziąć cholera. Ale bez przesady. Fani oczekiwali zmian, ale w żaden sposób ich nie wymuszali szantażem – mają świadomość, że byłoby to skandaliczne, że byłoby to działaniem na szkodę klubu, że uderzyłoby mocno w wizerunek Arki. A przecież nie takie były ich intencje.
– Pogłoski, że trener bał się o własne bezpieczeństwo też są nieprawdziwe?
– Trudno mi dyskutować z tym, jak czuł się trener. Nie wyglądał na strachliwego i fakt, że przed derbami spacerował po Gdyni chyba potwierdza, że czuł się bezpiecznie. I słusznie, bo mam wrażenie, że historie dobudowane do tej plotki są mocno przekoloryzowane. Jestem w klubie dziesięć lat. Przechodziliśmy kilka kryzysów, moje nazwisko kilkukrotnie widniało na różnych transparentach i mimo że nie było to miłe, nie czułem zagrożenia. Mam świadomość jak środowisko kibiców funkcjonuje, nie ze wszystkim się zgadzam, czasem przekaz jest wulgarny, ale nigdy względem mojej osoby nie zostały przekroczone granice nietykalności cielesnej. Zawsze udawało się dojść do porozumienia. A na epitety trzeba mieć grubą skórę, choć nie jest to łatwe. Na meczu ze Śląskiem, kiedy nastąpiła eskalacja złych emocji względem szkoleniowca, był obecny jego syn. Na pewno nie była to przyjemna sytuacja dla trenera. Czysto po ludzku współczuję mu, rodzina jest najważniejsza. Trener nigdy, a przynajmniej ja sobie nie przypominam, nie wyrażał się źle na temat fanów, nie wykonywał w ich stosunku obraźliwych gestów itd. Po prostu nie widzę przyczyny, by jakieś realne groźby mogły być wobec niego kierowane i nie wierzę w nie. Wygląda mi to na rozdmuchaną plotkę, wobec której zabrakło szybkiej reakcji ze strony klubu.
– A Smółka nie musiał zmienić miejsca zamieszkania, niektóre źródła mówią o tym, że nocował w klubie, inne, że przeniósł się do hotelu?
– Błagam… I co jeszcze, szedł po ulicy i co chwila zmieniał kurtkę? Trener spał w hotelu, bo był to hotel, w którym mieszkał, i który był opłacany przez klub. Wiem, że trener był zbulwersowany rozmową z kibicami, którzy pojawili się na jednym z treningów przed meczem z Lechią. Wcześniej szkoleniowiec również miał spotkanie z fanami. Trudno, żeby przy tak długiej serii bez wygranej rozmowa toczyła się w atmosferze kwiatów i motyli. W nerwach czasem padają różne słowa, ale forma spotkań, choć przyznaję, dyskusyjna, nie wykraczała poza akceptowalne w danej sytuacji normy, nie była odmienna od podobnych sytuacji w innych klubach. Nie tylko w Polsce.
– Trener nie dzielił się z panem z swoimi obawami?
– Nie dzielił się. Dowiedziałem się o nich po rozstaniu i na dodatek z drugiej czy trzeciej ręki. Byłem tymi relacjami zaskoczony. Jeszcze raz – trudno mi dyskutować z tym, kto i jak się czuje. Tak samo jak trudno dyskutować z czymś, co się podobno wydarzyło. Mówię podobno, bo nie byłem tego świadkiem, te historie wydają mi się jednak niewiarygodne lub co najmniej mocno ubarwione. W jakim celu?
– Smółka wyraźnie po meczu z Lechią rozdzielił zawodników na tych, którzy byli za nim i na tych, którzy nie byli. Wiedział pan o istnieniu takiego podziału?
– To do mnie dotarło. Każdy trener ma swoją filozofię i metody współpracy z drużyną. Szkoleniowcy stosują różne sposoby, gry wewnątrz drużyny. Wszystko, aby osiągnąć dobre wyniki, choć czasem te gry mogą się obrócić przeciwko nim. Mam wrażenie, że w tej sytuacji właśnie tak było. W szatni jest trzydziestu facetów, zawsze część będzie zadowolona, część będzie kręcić nosem. Wiem natomiast na pewno, rozmawiałem o tym z zawodnikami, że nigdy nie doszło do gry przeciwko trenerowi.
– Dlaczego z klubem pożegna się również Paweł Bednarczyk?
– Paweł jest kierownikiem zespołu oraz menadżerem klubu, zostanie z nami do końca sezonu. Jego odejście po zakończeniu rozgrywek jest wynikiem naszych rozmów z właścicielem klubu. Od dłuższego czasu planowaliśmy reformę pionu sportowego. Od momentu opuszczenia Arki przez Edwarda Klejndinsta, nie mieliśmy de facto dyrektora sportowego. Poniekąd rolę tę pełni Piotrek Włodarczyk, a na miejscu w Gdyni operacyjnie zarządza tematami sportowymi Antek Łukasiewicz, generalnie jednak praca pionu była nieuporządkowana. Z Chojniczanki Chojnice już przyszedł do Arki Rafał Żurowski, będzie pełnił funkcję dyrektora wykonawczego. W najbliższym czasie klub czekają kolejne zmiany w pionie sportowym.
– A jak rysuje się pana przyszłość w Arce, bo zdaje się, że nie jest pewna?
– Przez kilka dni nie braliśmy udziału w komunikacji i w kluczowym momencie zabrakło stanowiska klubu i odniesienia się do narastających plotek, o których wcześniej rozmawialiśmy, a które godzą w dobre imię Arki – wynikało to z tego, że mieliśmy „ciche dni” na linii zarząd-właściciel. W kilku istotnych kwestiach prezentowaliśmy odmienne zdanie. Zazwyczaj kończy się to zmianą zarządu, w końcu właściciel ma zawsze silniejsze karty w ręku, udało nam się jednak dojść do porozumienia. Spotkaliśmy się kilka razy, pewne rzeczy wyjaśniliśmy i pracujemy dalej. Wszystkim nam zależy na dobru klubu, a doświadczenia ostatnich tygodni powinny pomóc, by sytuacja się nie powtórzyła.
– Jak pan ocenia przekazanie wiadomości o rozstaniu ze Smółką przez właściciela klubu godzinę przed meczem z Lechią, na Twitterze?
– Przy rozstaniu z trenerem Smółką zabrakło nam odpowiedniego opakowania komunikacyjnego informacji przekazanej na Twitterze, czego skutkiem było szybkie powstanie plotek, spekulacji, dociekań, problemów. Rozstanie z trenerem Smółką uzgodnione było wcześniej, drużyna też o tym wiedziała. Intencją ogłoszenia zakończenia współpracy ze szkoleniowcem w tym momencie było między innym wysłanie bodźca do zawodników. Oczywiście, dla wielu osób to kuriozum, że zwolniony trener prowadzi zespół w meczu, mieliśmy to jednak przedyskutowane – drużyna miała zagrać dla kibiców, siebie i też dla trenera, z którym się żegnała. I wcale nie wyglądało to ani sztucznie, ani źle na boisku.
WYWIAD UKAZAŁ SIĘ W OSTATNIM (16/2019) NUMERZE TYGODNIKA „PIŁKA NOŻNA”