Z Liverpoolem triumfował w Lidze Mistrzów i strzelił gola w pasjonującym finale z AC Milan, potem wykorzystał rzut karny w konkursie jedenastek. Ma za sobą spektakularną karierę, ale uważa, że z reprezentacją Czech mógł osiągnąć więcej – mimo że może pochwalić się dwoma medalami Euro.
Vladimír Šmicer (foto: Reuters / Forum)
ROZMAWIAŁ: Jaromir KRUK
Skończyłeś karierę 11 lat temu, a dziennikarze nie dają ci spokoju.
Najczęściej dzwonią przy okazji meczów Liverpoolu i reprezentacji Czech – mówi Smicer. – Pokazuję się w telewizji, więc dziennikarze i kibice o mnie nie zapomnieli. Cieszą mnie sukcesy Liverpoolu i coraz lepsza postawa naszej drużyny narodowej, która za trzy lata może być bardzo mocna.
O czym chętniej rozmawiasz – o finale Ligi Mistrzów 2005 czy finale Euro ’96?
Na Euro w Anglii przegraliśmy finał z Niemcami, a z Liverpoolem sięgnąłem po trofeum w niesamowitych okolicznościach. Cieszyłem się jak dziecko po zdobyciu drugiego gola i czułem, że możemy dokonać czegoś niemożliwego. Ze spotkań reprezentacji chętnie wracam do Euro 2004, gdy pokonaliśmy Holandię 3:2, choć rywal prowadził 2:0. To był pokaz fantastycznego ofensywnego futbolu i nie dziwię się, że UEFA uznaje to spotkanie za jedno z najlepszych w dziejach mistrzostw Europy. Miło, bo też strzeliłem gola i lubię wracać do tego spotkania. Na Facebooku, Instagramie, Twitterze, w telewizji najczęściej jednak przypominają mi o Stambule i pościgu Liverpoolu za Milanem.
Porażka z Grecją w półfinale Euro 2004 to największe rozczarowanie w twojej karierze?
Boli mnie to do dziś. My, wtedy mieliśmy superskład, pokazywaliśmy świetny, ofensywny futbol i mierzyliśmy w złoto. Z Grekami próbowaliśmy atakować prawą stroną, lewą, środkiem, ale oni bronili się kapitalnie. Rzadko wchodziliśmy w szesnastkę, nie dało się wywalczyć rzutu karnego. W końcu nas zaskoczyli w dogrywce, swoim schematem i potem się zaryglowali. W szatni po półfinale panowała przygnębiająca atmosfera, były łzy i rozpacz, wydawało nam się niemożliwe, że ulegliśmy Grekom. Po obejrzeniumeczu finałowego z Portugalią doceniliśmy jednak ich klasę, w defensywie osiągnęli wtedy niemal maestrię.
Jak postrzegasz dzisiejszy czeski futbol?
Reprezentacja zmierza w dobrym kierunku, mamy mocną kadrę, choć personalnie nie możemy się równać z Polską. W piłce klubowej jesteśmy od was lepsi, nasze zespoły regularnie występują w fazach grupowych Ligi Mistrzów i Ligi Europy. Coraz większe efekty przynosi stawianie na czeską młodzież. Kiedyś Sparcie Praga nie wypalił projekt z włoskim trenerem Stramaccionim, tabun obcokrajowców zawiódł, bo nie identyfikowali się z klubem. Slavia obrała inny kurs, trzon drużyny stanowią Czesi, jest zdolna młodzież, a jak już się pozyskuje piłkarza z zagranicy, to takiego by robił różnicę. Taka polityka się opłaca. Fajnie pracuje się od lat w Viktorii Pilzno, Sparta też zmieniła swoją filozofię, a i w tych niżej notowanych klubach odważnie daje się szanse młodzieży. Na tym zyskują także reprezentacje Czech.
Jesteś fanem Roberta Lewandowskiego?
Z Polaków grałem tylko z Jurkiem Dudkiem w Liverpoolu i dzięki jego interwencjom w finale mogę się poszczycić zdobyciem Pucharu Mistrzów. Mijałem się z innymi waszymi rodakami, ale cenię polski futbol. Lewego podziwiam i podoba mi się jak pracuje dla zespołu. Bayern bez niego nie wygrałby ostatniej edycji Ligi Mistrzów. Dziś jest najlepszym napastnikiem świata. On powinien dostać Złotą Piłkę i nie rozumiem na jakiej podstawie odwołano plebiscyt „France Football”. To jakaś kpina.
Bawarczycy są w stanie obronić tytuł najlepszej klubowej drużyny Europy?
Tak sobie analizowałem pod kątem mojego Liverpoolu i na pewno Bayern z Lewandowskim jest jednym z najgroźniejszych konkurentów. Oni, Manchester City, Paris Saint-Germain, mimo problemów Real Madryt. W piłce nożnej szczególnie teraz wszystko się szybko zmienia. Dużo zależy od… COVID-19, kto w danym momencie będzie miał mniej zakażonych i chorych zawodników.
Jak sobie radzisz z koronawirusem?
Byłem zakażony, jak cała moja rodzina. Na szczęście szybko się z tym uporaliśmy i wszystko jest w porządku. Gdy jednak widzę co się dzieje na świecie, jak pandemia go sparaliżowała, strasznie mnie to martwi. Mecze bez kibiców w piłce nożnej robią smutne wrażenie, ale dobrze, że się w ogóle odbywają. Kto by się spodziewał rok temu, że dzieci nie będą chodzić do szkoły, że zamkną restauracje. Trzeba przetrwać ten trudny czas.
Vladimir Smicer wciąż jest blisko futbolu?
Komentuję mecze w telewizji, a bawię się w piłkę w klubie z szóstego poziomu rozgrywkowego. Sprawuję funkcję prezesa w SK Dolni Chabry i wiem, że niełatwo jest być działaczem sportowym. Każdego dnia trzeba o coś walczyć, a teraz mamy wyjątkowo trudny okres dla sportu.
TEKST UKAZAŁ SIĘ W TYGODNIKU PIŁKA NOŻNA (51-52/2020)