Początek sezonu kompletnie nie wskazywał na takie rezultaty. Gliwiczanie zaczęli od bardzo pewnego zwycięstwa w Fortuna Pucharze Polski nad Resovią. Później przydarzyła się ligowa porażka we Wrocławiu, ale akurat w tym mieście to przegrywają prawie wszyscy. W pięciu ostatnich spotkaniach pomiędzy Śląskiem a Piastem, które odbyły się we Wrocławiu, drużyna z Gliwic nie wygrała ani razu. Kilka dni później trzeci zespół poprzedniego sezonu pojechał do Mińska i odniósł historyczny sukces – wyeliminował pierwszego rywala w europejskich pucharach.
PO PIERWSZE: SKUTECZNOŚĆ
Od meczu na Białorusi oglądaliśmy dwie różne twarze Piasta. Jedną w Europie, czyli drużynę, która gra bardzo solidnie w defensywie i potrafi być skuteczna pod bramką rywali. Drugą na krajowym podwórku, gdzie zawodnicy Fornalika mieli olbrzymi problem, aby posłać piłkę do siatki przeciwnika. Na pierwsze trafienie na ligowych boiskach gliwiczanie czekali aż do piątej kolejki. Wtedy też zdobyli pierwszy punkt. Do ósmej serii spotkań udało się strzelić pięć goli, ale dorobek punktowy jest mizerny – Piast ma zaledwie dwa oczka.
– Mamy problemy ze skutecznością – mówi Bogdan Wilk, dyrektor sportowy Piasta. – W trzech meczach w europejskich pucharach strzeliliśmy tyle samo goli, co w lidze. Nie mamy problemów z kontrolowaniem spotkań i stwarzaniem sytuacji. Nie potrafimy po prostu przełożyć wykreowanych okazji na bramki. W Ekstraklasie przegraliśmy kilka spotkań w sposób niezrozumiały. Mam na myśli choćby starcia z Pogonią Szczecin czy Jagiellonią Białystok, kiedy atakowaliśmy, ale zamiast strzelać gole, obijaliśmy słupki i poprzeczki.
W tej klasyfikacji Piast jest liderem w całej lidze. Jak wyliczył portal ekstrastats.pl, gliwiczanie pięciokrotnie obijali obramowanie bramki (w statystyce nie uwzględniono strzałów sparowanych przez bramkarzy na słupek lub poprzeczkę). Takim samym bilansem może pochwalić się Legia Warszawa. Gdyby te uderzenia udało się zamienić na gole, mistrzowie Polski mieliby tylko trzy punkty więcej, Piast byłby bogatszy aż o siedem. Gliwiczanie mają na koncie zero zwycięstw, dwa remisy i aż sześć porażek. Jeśli udałoby się strzelić tych pięć goli, mieliby dwie wygrane, trzy remisy i trzy porażki, co przesunęłoby ich w tabeli na jedenaste miejsce.
Piast kreuje bardzo dużo okazji. Portal ekstrastats.pl wyliczył, że gliwiczanie stworzyli 18 sytuacji – jest to szósty najlepszy wynik w całej lidze. Skuteczność na poziomie 11,11 procent (nie każda bramka pada po stuprocentowej sytuacji, na przykład gole z dystansu) pozostawia sporo do życzenia. Zespół Fornalika zdobył do tej pory pięć bramek w Ekstraklasie, wszystkie padły dopiero w drugich połowach. Gliwiczanie są jedyną drużyną w lidze, która nie pokonała bramkarza rywali przed przerwą, choć podejmują wiele prób – Piast oddaje średnio ponad 14 strzałów na spotkanie, co jest czwartym wynikiem w stawce.
PO DRUGIE: ROSZADY
Problemy ze skutecznością nie wzięły się znikąd. Piast stracił w letnim oknie transferowym dwa znaczące ogniwa. Z Gliwicami pożegnali się Jorge Felix oraz Piotr Parzyszek. Ten duet dał Piastunkom 28 goli w poprzednich rozgrywkach Ekstraklasy, co stanowiło 68 procent bramek całego zespołu. W ich miejsce przyszli: Jakub Świerczok, Michał Żyro, Patryk Lipski, Arkadiusz Pyrka, Javier Hyjek i Michał Chrapek.
Wilk: – Nie mogę powiedzieć, że jestem zadowolony z transferów, bo mamy zaledwie dwa punkty. Powinno być ich więcej, a każdy z nowych zawodników powinien prezentować wyższą dyspozycję, ale różne czynniki mają wpływ na ich formę. Jedni potrzebują więcej czasu, aby się zaaklimatyzować, inni mieli problemy zdrowotne, które przeszkodziły im w dojściu do najwyższej dyspozycji. Przecież Michał Żyro potrafi strzelać gole, co już udowodnił. Kuba Świerczok też ma łatwość w dochodzeniu do sytuacji, ale nie był jeszcze w najwyższej formie i złapał kontuzję, która wykluczyła go z kilku spotkań. Oglądam treningi i widzę, jakie ten zawodnik ma umiejętności. Tak samo Patryk Lipski, który powinien dawać drużynie więcej, ale na razie nie pokazał w pełni potencjału.
Od mistrzostwa Piasta minęło półtora roku, ale drużyna w tym czasie mocno się zmieniła. Przez trzy okna transferowe drużynę opuścili: Parzyszek i Felix, Tom Hateley, Uros Korun, Patryk Tuszyński, Patryk Dziczek, Joel Valencia, Mateusz Mak, Aleksandar Sedlar, Michal Papadopulos czy Marcin Pietrowski. W sumie jedenastu piłkarzy, z których każdy miał spory wkład w wywalczenie mistrzostwa Polski 2019 czy brązowego medalu 2020.
– W sezonie mistrzowskim praktycznie wszystko się nam udawało. Były takie sytuacje, które w zasadzie nie miały prawa się wydarzyć, a jednak się działy. Spójrzmy na gola Tomka Jodłowca z Jagiellonią. Podejrzewam, że na sto prób w treningach, Tomkowi by się nie udało posłać w ten sam sposób piłki do bramki. Teraz jest odwrotnie. Gramy nieźle, a nie wygrywamy. Wtedy potrafiliśmy punktować w meczach, które nam się nie układały, dzisiaj karta się odwróciła. Pamiętajmy jednak, że w tym sezonie zrobiliśmy też dużą rzecz: przeszliśmy pierwszych rywali w historii Piasta w występach w europejskich pucharach. Dynamo Mińsk i Hartberg to nie są drużyny przypadkowe. Nie byliśmy faworytem, a potrafiliśmy ich wyeliminować – tłumaczy dyrektor sportowy Piasta.
PO TRZECIE: ZAUFANIE
W większości polskich klubów taka sytuacja po ośmiu spotkaniach oznaczałaby gorące krzesło pierwszego trenera. W Gliwicach nikomu się nawet nie śniło, aby zakończyć współpracę z Waldemarem Fornalikiem, który w warunkach polskiej Ekstraklasy jest fachowcem wybitnym. Szkoleniowiec ma spokojną głowę, pracuje, aby wyciągnąć drużynę z dołka. Kalendarz na najbliższe tygodnie nie wygląda na najłatwiejszy. Gliwiczanie jeszcze w listopadzie pojadą do Zabrza i Warszawy, a u siebie podejmą Lechię.
– Akurat w stolicy w ostatnich latach gra się nam dobrze, więc życzyłbym sobie, aby ten stan się utrzymał. W Zabrzu też potrafiliśmy wygrywać, natomiast z Lechią mamy rachunki do wyrównania za poprzedni sezon, kiedy ograła nas za każdym razem. Wiemy, że musimy stawiać sobie małe cele, aby poprawić tę sytuację. Przede wszystkim musimy wygrać pierwsze spotkanie w lidze i zacząć regularnie punktować. Nigdy nie stawialiśmy przed drużyną takich wymagań jak mistrzostwo Polski czy miejsce na podium. To wynikało z sytuacji, która wykreowała się w trakcie rozgrywek. W ostatnich latach naszym celem było wejście do górnej ósemki. W tym sezonie jest inny regulamin, więc nie możemy postawić sobie takiego celu. Chcemy zająć jak najwyższe miejsce. Mamy jeszcze Puchar Polski, jest o co walczyć – podsumowuje Wilk.
W ostatnich latach drużyna, która zamykała tabelę po ośmiu spotkaniach zazwyczaj na koniec sezonu żegnała się z Ekstraklasą. Ostatnim zespołem, który uchronił się przed spadkiem była Korona Kielce w rozgrywkach 2013-14. Czy Piast jest głównym kandydatem do degradacji? Absolutnie nie. Gliwiczanie grają nieźle, brakuje im jednak skuteczności. Do tego pojawiły się problemy z kontuzjami, swoje żniwo zebrał też koronawirus. Dopiero w ostatnich dniach trener Fornalik ma komfort pracy z większością podstawowych piłkarzy. Patrząc na jakość kadry w Gliwicach, kwestią czasu wydaje się rozpoczęcie marszu w górę tabeli. Spadek Piasta z Ekstraklasy byłby chyba jeszcze większą sensacją, niż wywalczenie mistrzostwa Polski w 2019 roku.