Przejdź do treści
Sen lepszy niż Australian Open

Polska Ekstraklasa

Sen lepszy niż Australian Open

Obcokrajowiec z grupy tych, których obecność podnosi poziom Ekstraklasy. Lubomir Satka to najdroższy i zarazem najlepszy z przedsezonowych nabytków Lecha Poznań.
W rundzie jesiennej Lubomir Satka wystąpił w 16 meczach Kolejorza w lidze i Pucharze Polski. Zdobył jedną bramkę oraz zaliczył asystę (foto: 400mm.pl)

KONRAD WITKOWSKI

Kto jest najlepszym słowackim piłkarzem grającym w Ekstraklasie?

Nie mogę wskazać jednego zawodnika, bo wielu moich rodaków pokazuje na polskich boiskach wysoki poziom – mówi Satka. – Robert Pich ma za sobą udane pół roku. Lukas Haraslin w minionej rundzie może nie zachwycał, ale wcześniej prezentował się bardzo dobrze. Jest także Matus Putnocky, który przeciwko nam w zasadzie wygrał mecz Śląskowi Wrocław.

Utrzymujesz kontakt z rodakami z innych polskich klubów?

Często rozmawiamy przy okazji meczów ligowych. Z Haraslinem znamy się z reprezentacji, mamy kontakt, co jakiś czas wymieniamy się wiadomościami. W Polsce jest wielu piłkarzy, z którymi grałem w kadrach Słowacji, choćby Michal Siplak czy Lubomir Tupta, który niedawno trafił do Wisły Kraków.


Ekstraklasa ciągle stanowi atrakcyjny kierunek dla Słowaków. Jesteście najliczniejszą grupą obcokrajowców w lidze.

Dla nas transfer do Ekstraklasy to krok do przodu: można pokazać się w większym kraju, gdzie jest lepsza infrastruktura, a kibice liczniej przychodzą na stadiony. W lidze słowackiej występuje bardzo wielu młodych graczy, natomiast w Polsce jest znacznie więcej doświadczonych piłkarzy. Mnie motywowała chęć gry przeciwko silniejszym drużynom, lepszym zawodnikom.

Tuż przed przeprowadzką do Poznania zdążyłeś jeszcze z poprzednim klubem, DAC Dunajska Streda, wyrzucić Cracovię z eliminacji Ligi Europy. Pomyślałeś wtedy: łatwo powinno być w tej Ekstraklasie?

Cracovia okazała się silnym zespołem, co zresztą potwierdza aktualna tabela. To były bardzo trudne mecze, oba zakończone remisami. Miałem już podpisany kontrakt z Lechem, więc traktowałem je jako namiastkę Ekstraklasy. Zdałem sobie sprawę, że w Polsce takie spotkania będą mnie czekać co weekend. W lidze słowackiej bywało tak, że moja drużyna dominowała, a ja stałem na połowie, nie mając zbyt wiele pracy. Tutaj jest inaczej – nie można nawet na moment stracić koncentracji.


Jak to się stało, że 17-latek ze słowackiej Dubnicy przeniósł się do Newcastle United?

Dwa lata wcześniej byłem na testach w Blackburn Rovers. Ich skaut wypatrzył mnie w juniorskiej kadrze Słowacji. Pojechałem na tydzień do Anglii i najwyraźniej wypadłem dobrze, bo niedługo potem ponownie otrzymałem zaproszenie. W sumie byłem tam aż cztery razy. Blackburn chciało mnie pozyskać, jednak mój klub żądał zbyt dużych pieniędzy. Minął rok. Po meczu reprezentacji U-17 odezwał się ten sam skaut, tyle że pracował już dla Newcastle. Udałem się na kolejne testy. W tym samym czasie doszło do zmian w MFK Dubnica. Nowi ludzie zarządzający klubem potrafili dogadać się z Anglikami.

Trudno było w tak młodym wieku podjąć decyzję o wyjeździe?

Jestem jedynakiem, więc dla rodziców nie była to łatwa sprawa. Ja upatrywałem w tym szansy na zostanie profesjonalnym piłkarzem. Trudno byłoby odrzucić ofertę z tak dużego klubu, z taką historią.

Pod jakim względem najbardziej rozwinąłeś się w Anglii?

Newcastle ukształtowało mnie jako zawodnika. Trafiłem tam na ludzi, którzy mieli po 100 występów w Premier League. Uczyłem się choćby od grającego na mojej pozycji kapitana drużyny, Fabricio Colocciniego. Każdy dzień pracy z takimi piłkarzami był bezcennym doświadczeniem.

Który z trenerów wywarł na tobie największe wrażenie?

Alan Pardew. Żałowałem, kiedy postanowił odejść do Crystal Palace. Bardzo liczył na młodych zawodników, za jego kadencji codziennie trenowałem z pierwszą drużyną. To był dla mnie najlepszy okres. Doszło jednak do zmiany menedżera, później w klubie pojawił się Rafael Benitez, który sprowadził do Newcastle wielu nowych piłkarzy i na nich stawiał. Czułem, że czas zmienić otoczenie: miałem już 21 lat, potrzebowałem regularnej gry. Postanowiłem wrócić na Słowację.

Nie było szans na więcej niż jeden oficjalny występ w pierwszym zespole?

Rozegrałem mecz przeciwko Leicester City w Pucharze Anglii. Poza tym kilka razy znalazłem się na ławce rezerwowych podczas spotkań ligowych. Była taka potyczka z Arsenalem, przed którą sporo mówiło się o tym, że mogę zagrać. Poza zawodnikami z podstawowego składu, byłem jedynym obrońcą w kadrze meczowej. Ostatecznie nie udało się, ale chyba nie byłem wtedy gotowy na Premier League. Dzisiaj mam wątpliwości, czy Anglia to dla mnie najlepszy kierunek. Tam warunki fizyczne obrońcy liczą się bardziej niż umiejętności techniczne, a ja nie należę do tych największych. Pod względem stylu gry bardziej pasuję do innych lig.

Po latach żałujesz, że trafiłeś właśnie tam?

W żadnym wypadku. Poza doświadczeniem sportowym, bardzo dobrze nauczyłem się języka, a także poznałem wielu przyjaciół, z którymi do tej pory jestem w kontakcie. Miałem dziewczynę, czułem się w Anglii szczęśliwy.

Za to grając na prawej stronie defensywy, podobno nie jesteś do końca zadowolony.

Nie przepadam za tą pozycją. Jestem środkowym obrońcą, tam czuję się najlepiej.

Selekcjoner reprezentacji widzi jednak w tobie przede wszystkim bocznego obrońcę.

Słowacja ma problem z obsadą tej pozycji. Jest doświadczony Peter Pekarik z Herthy, który jednak ostatnio nie gra w Bundeslidze. Brakuje młodszych zawodników. Wśród stoperów panuje duża konkurencja, więc ja stałem się drugą opcją na prawą stronę. Również dlatego, że u trenera Pavla Hapala występowałem na tej pozycji w młodzieżówce.

Jak oceniasz wasze szanse na awans do finałów Euro 2020?

Kilku ważnych zawodników ma obecnie problemy w klubach, sporo będzie zależało od ich dyspozycji. Marcowe baraże zaczniemy od meczu z Irlandią, według mnie najtrudniejszym rywalem w stawce. W eliminacjach graliśmy z Walią i przekonaliśmy się, że brytyjski styl nie do końca nam pasuje.


Należysz do pasjonatów hokeja na lodzie, podobnie jak twój kolega, Lukas Haraslin?

Bardziej interesowałem się hokejem, gdy byłem dzieckiem, ponieważ w słowackiej telewizji często można trafić na spotkania rodzimej ligi, która stoi na wysokim poziomie. To się zmieniło po przeprowadzce do Anglii: czasu było coraz mniej, poza tym na Wyspach Brytyjskich nie jest to aż tak popularna dyscyplina. Obecnie lubię oglądać duże imprezy – hokejowe mistrzostwa świata odbywają się w maju, akurat po sezonie, więc zazwyczaj wtedy siadam przed telewizorem. Choć ostatnio, podczas przerwy świątecznej, śledziłem mistrzostwa świata do lat 20.

Sam grywałeś?

Jedynie w dzieciństwie, z kolegami na podwórku.

Za to rakietę tenisową zdarza ci się chwycić także teraz.

Pięć minut drogi od mojego domu na Słowacji znajduje się kort. Kiedy mam trochę wolnego czasu, bardzo chętnie tam chodzę. Sprawia mi przyjemność zarówno granie w tenisa, jak i oglądanie meczów. Nie zarywam jednak nocy na oglądanie Australian Open, za bardzo lubię spać.

WYWIAD UKAZAŁ SIĘ RÓWNIEŻ W TYGODNIKU „PIŁKA NOŻNA” (NR 4/2019)

Możliwość komentowania została wyłączona.

Najnowsze wydanie tygodnika PN

Nr 50/2024

Nr 50/2024