Selekcjoner w ogniu krytyki. Sampaolemu grzeją smołę
Argentyńskie piekiełko już szykuje się na mundial. W kotłach grzeją smołę. Głównym diabłem jest Diego Maradona, a dusza, na którą polują, jeszcze siedzi w ciele Jorge Sampaolego. Chociaż selekcjoner cichutki, jakby wreszcie dotarło do niego, że tę drogę przejść musi sam, a kiedy zwątpi albo zawróci, ciało zamieni się w kamień i zostanie potępiony na wieki. Bo Messiego w kadrze nikt inny już mieć nie będzie!
BARTŁOMIEJ RABIJ
– Sampaoli jest oszustem – linczował niedawno publicznie selekcjonera Maradona. Oczywiście, słowa legendy mają coraz mniejsze znaczenie. Ów człowiek jest zwyczajnie obłąkany. Jego polityczne manifestacje poparcia dla dyktatur na Kubie czy w Wenezueli, dla skazanego za korupcję prezydenta Brazylii, branie pieniędzy od radykalnych szejków raczej wskazują na postradanie zmysłów i coraz więcej ludzi od niego się odwraca, lecz ciągle jest to największy piłkarz futbolu ery telewizyjnej.
Diego, świadom lub nie, wywołał do tablicy dziennikarzy, ci zaś podgrzali temat i podpytali innych znanych ludzi futbolu, którzy dodali swoje trzy grosze, no i wyszło, że Jorge Burruchaga dostrzega chaos w kadrze, Cesar Menotti nie widzi koncepcji, z kolei Carlos Bilardo jest przejęty tym, co widzi.
(…)
POLOWANIE NA STRAŻAKA
Sampaoli do reprezentacji przyszedł, kiedy Argentynę trawił kryzys. Przegranie trzech finałów z rzędu położyło mentalnie Messiego i spółkę. Najlepszy piłkarz globu ogłosił koniec kariery reprezentacyjnej. W federacji działy się cuda godne solidnej porcji skeczy kabaretu Monty Pythona, trenerzy padali jeden po drugim, niemal cała krajowa czołówka zdążyła już zaliczyć pracę w reprezentacji, z wyjątkiem Diego Simeone (fetowany dzisiaj Pochettino jeszcze nie był aż tak wziętym trenerem jak obecnie).
Sampaoli dla reprezentacji kraju zrezygnował z kariery w Europie, bo przecież Sevilla wiązała z nim spore nadzieje. Ale Argentyna dla Argentyńczyka zawsze jest na pierwszym miejscu i mogą sobie Włosi i Hiszpanie nadawać obywatelstwa, można 12-13 lat grać za granicą, a serce zawsze pozostanie po argentyńskiej stronie, jak w przypadkach Juana Pizziego (grał dla Hiszpanii) czy Mauro Camoranesiego (z Włochami nawet sięgnął po mistrzostwo świata).
Przejął ekipę, która przez ostatnie lata stała się – mimo wielu zmian trenerskich – skostniałą strukturą. Od czasów eksperymentów Sergio Batisty z lat 2010-12 trzech kolejnych selekcjonerów grało bowiem tą samą bazą zawodników: z Sergio Romero, Javierem Mascherano, Lucasem Biglią, Everem Banegą, Leo Messim, Gonzalo Higuainem, Sergio Aguero, Angelem Di Marią, modyfikując jedynie zestaw bocznych obrońców. Szalony mundial 2010, kiedy trener Maradona zaordynował 1-4-3-3 – ale z trójką napastników i parą skrzydłowych – unaocznił, że kolejni trenerzy mają ewidentny problem z upchnięciem wszystkich wybitnych ofensywnych graczy w jednej drużynie. Sergio Batista tak eksperymentował i szukał, że zapomniał, co tak naprawdę chce z ekipą osiągnąć. Alejandro Sabella, który zajął jego miejsce, był radykalny: dla wszystkich świetnych napastników i skrzydłowych miejsca nie ma. Ławka rezerwowych też jest dla ludzi!
(…)
CAŁY TEKST MOŻNA ZNALEŹĆ W NOWYM (8/2018) NUMERZE TYGODNIKA „PIŁKA NOŻNA”