Wisła Kraków odniosła pierwsze zwycięstwo w tym sezonie i to w jakim stylu. Biała Gwiazda rozbiła w puch i pył Stal Mielec, wygrywając na jej terenie aż (6:0).
Piłkarze Wisły nie mieli litości dla beniaminka (fot. Jakub Gruca / 400mm.pl)
Kiedy Biała Gwiazda mierzy się z beniaminkiem i nie jest uznawana za faworyta do zgarnięcia pełnej puli, to należy postawić tezę, że przy Reymonta nie dzieje się najlepiej. Drużyna prowadzona przez Artura Skowronka w pięciu dotychczas rozegranych meczach nie odniosła ani jednego zwycięstwa i obok Piasta Gliwice należało ją uznać za największe rozczarowanie tego sezonu.
Jeśli zaś chodzi o Stal, to ta wywalczyła pięć „oczek”, a w odróżnieniu od Wisły zaznała już smaku wygranej. Wydawało się, że więcej szans na zwycięstwo należy podczas niedzielnego starcia dawać właśnie beniaminkowi, który nie dość, że w kilku meczach zaprezentował niezły futbol, to jeszcze podejmował bardzo poważnie osłabionego przeciwnika.
Jak się jednak okazało, lepiej w zawody weszli goście z Krakowa, którzy zaatakowali odważnie i jeszcze przed upływem kwadransa udało się im wyjść na prowadzenie. W 10. minucie piłkę w pole karne Stali wrzucił z autu Dawid Abramowicz, a najwięcej zimnej krwi przed bramką przeciwnika zachował Michał Frydrych, który celnym strzałem pokonał Rafała Strączka.
Stal nie potrafiła złapać odpowiedniego rytmu, natomiast Wisła chciała pójść za ciosem, zdobywając drugiego gola. W odstępie zaledwie kilku minut dwie znakomite okazje mieli Felicio Brown Forbes oraz Abramowicz, jednak żadnemu z nich nie udało się skutecznie wykończyć akcji.
Piłkarzom Skowronka przerwa reprezentacyjna pomogła, ponieważ na boisku wyglądali oni o niebo lepiej niż kilkanaście dni wcześniej. Efekt? Jeszcze przed przerwą dorzucili dwa kolejne gole, czym już definitywnie pozbawili rywali chęci do gry. Na 2:0 podwyższył Forbes, a kiedy na 3:0 strzelił Chuca, to było już wiadomo, że Wisła nie wypuści przeciwnika ze swoich szponów.
Można było się spodziewać, że po zmianie stron beniaminek postawi wszytko na jedną kartę i ruszy na rywala, tak by przynajmniej w części zmniejszyć rozmiary porażki. Zanim jednak Stal zdołała się zebrać do natarcia, Wisła skarciła ją czwartym golem. Tym razem w roli głównej wystąpił Yaw Yeboah, który dopadł do piłki, minął obrońcę i mając przed sobą już tylko bramkarza, sfinalizował akcję celnym uderzeniem. Nokaut.
Wiśle wciąż jednak było mało, a skoro przeciwnik leżała już na łopatkach, to grzechem byłoby tego nie wykorzystać. Pomiędzy 53. i 55. Biała Gwiazda zdobyła więc dwa kolejne gole i w Mielcu zaczęło pachnieć wynikiem dwucyfrowym. Najpierw dublet zaliczył Yeboah, a na następnie Patryk Plewka dobił strzał Jeana Carlosa.
Jak się okazało, sześć bramek zapasu zadowoliło już gości, którzy nie musieli dalej forsować tempa i mogli spokojnie kontrolować przebieg wydarzeń na boisku. Efekt był taki, że Wisła dowiozła wynik to do końca i w znakomitym stylu odniosła swoje pierwsze zwycięstwo w sezonie, wydostając się ze strefy spadkowej.
gar, PiłkaNożna.pl