Emil Cioran, wybitny francuski filozof i pisarz, wielokrotnie nominowany do Nagrody Nobla, został zapytany pewnego razu, co sądzi o twórczości innego francuskiego filozofa i pisarza, Michela Blanchota. Nie zastanawiając się długo, odparł, że jego proza idealnie się nadaje do nauki pisania na maszynie, bo człowieka nie rozprasza żaden sens. Ten bon mot potwierdza, że nie ma istoty bardziej złośliwej niż jeden twórca zagadnięty o dzieła drugiego, a mi przypomina się, gdy słucham wypowiedzi naszych trenerów i piłkarzy po meczach ligowych. Mam wtedy refleksję, że ich wynurzenia mogłyby być idealnym materiałem do nauki czytania z ruchu warg, bo też człowieka rzadko jakiś sens rozprasza.
Rundę jesienną Ekstraklasy pożegnałem, co oczywiste, przede wszystkim z poczuciem ulgi, że przez kilka tygodni krajowa piłka nie będzie mnie odciągała od obcowania z zagraniczną, tą z najsilniejszych lig, że trochę sobie odpocznę od ligowej kopaninki. Ale jeszcze większą radość sprawia mi fakt, iż na jakiś czas zostałem zwolniony z wysłuchiwania tego, co uczestnicy naszych rozgrywek mają do powiedzenia przed i po meczach.
Wiadomo, piłkarze są od grania, a nie od gadania. Gdyby dziennikarze pozwolili im robić tylko to, co umieją najlepiej, czyli kopać, a zrezygnowali z zaczajania się na nich po meczach celem zebrania komentarza na gorąco tudzież z zapraszania do programów w nadziei wydobycia oryginalnych myśli o szerszej traktujących perspektywie, nie byłoby problemu. Skoro jednak każe się piłkarzom nawijać, to trzeba liczyć się ze skutkami.
Nie chcę był gołosłowny. Oto pierwsze z brzegu wypowiedzi naszych młodych zawodników, na które w ostatnich tygodniach wpadłem, przypadkiem czegoś poszukując po jutubach i innych Internetach:
1. „To spotkanie było bardzo ciężkie. Było bardzo ciężko nam, ale pokazaliśmy duży charakter. Wywozimy stąd bardzo cenne punkty. Układ tabeli dla nas, można powiedzieć, nie był jak na razie korzystny. Ale będziemy do tego celu, jakim jest dla nas, można powiedzieć, utrzymanie (…) krok po kroku celować.”
2. „Pogoń postawiła naprawdę wysoko poprzeczkę, musieliśmy zostawić dużo zdrowia na boisku, ale to się opłacało, bo trzy punkty zostają w Krakowie i to bardzo cieszy. (…) Dzisiaj pokazaliśmy jakość w defensywie. To był pierwszy krok, trzeba stawiać następne.”
3. „Tracimy takie bramki, których nie powinniśmy tracić. Jak się wygra mecz, to jest fajnie. Morale wzrastają (sic! – L. O.), każdy ma większą pewność siebie i wierzy w to, co robimy.”
Mniejsza z tym, kto to powiedział. Jak widać z tego krótkiego rzutu ucha na prozę mówioną polskich piłkarzy, raz jest trochę lepiej, raz trochę gorzej, ale głównie chodzi o to, żeby się redaktor odchrzanił, żeby jak najmniej było w tym wszystkim prawdy o meczu. Pomijając już nieskładną polszczyznę, nad którą nie zamierzam się pastwić, bo i po co, mocno zniechęcające wydaje się, że czasy się zmieniają, a u futbolistów tradycyjnie w cenie jest wydukany komunał, a w pogardzie ładnie sformułowana oryginalna myśl.
W zasadzie od dawna wiadomo, że tak jest, piłkarze nigdy nie aspirowali do tytułów mistrzów mowy polskiej. Po co więc o tym pisać? Ano po to, by zauważyć, że potem ci sami gracze zostają płatnymi telewizyjnymi ekspertami i niektórym bardzo trudno jest zapomnieć o starych przyzwyczajeniach.
W Nowym Roku kibicom życzę nie tylko jak najlepszego futbolu, ale i w miarę rozsądnej, przyzwoitej i niebanalnej mowy mu towarzyszącej, o co sam też obiecuję w swej drugiej pracy się starać, bo zaprawdę, nie powinienem rzucać kamieniem, więc niech ten felieton będzie tylko lekkim prztyczkiem.
Leszek Orłowski
FELIETON UKAZAŁ SIĘ W TYGODNIKU „PIŁKA NOŻNA” (nr 1/2020)