Przejdź do treści
Rozgrywki krajowe bez granic

Ligi w Europie Świat

Rozgrywki krajowe bez granic

W różnych częściach Europy pojawiają się pomysły, żeby tworzyć wspólne dla dwóch krajów rozgrywki ligowe, które marketingowo i sportowo stanowiłyby konkurencję dla wielkiej piątki. Najbardziej intensywnie nad takim projektem pracują Belgowie i Holendrzy.

(fot. Maciej Gilewski/400mm.pl)


Na jesieni ubiegłego roku w angielskim wysokonakładowym tabloidzie „The Sun” ukazał się artykuł o tym, że czołowe kluby holenderskie i belgijskie rozważają utworzenie wspólnej ligi, w której grałoby dziesięć drużyn z Eredivisie i osiem z Jupiler Pro League. Wszystko po to, żeby w miarę skutecznie rywalizować z angielską Premier League, hiszpańską La Ligą, włoską Serie A, niemiecką Bundesligą i francuską Ligue 1. Kluby spoza Top 5 szukają sposobów, żeby gonić lisa, tyle że odległość jest coraz większa.

BADANIE NASTROJÓW

Takie wspólne rozgrywki stałyby na wyższym poziomie sportowym niż samodzielne ligi w obu państwach należących do Beneluksu. Być może osiągnęły one już maksimum możliwości, więc niezbędny jest nowy impuls. Na pewno meczami Anderlechtu Bruksela z Ajaksem Amsterdam czy Club Brugge z PSV Eindhoven można zainteresować odbiorców telewizyjnych również w innych krajach. Bart Verhaeghe, prezydent Club Brugge, który jest jednym ze zwolenników tego projektu, w wywiadzie dla francuskiej gazety „Le Monde” powiedział, że trzeba coś robić, żeby zmniejszyć dystans do europejskiej Big Five: – Belgijski futbol budzi się i wkracza w nowoczesność, a to jest sposób obrony przed reformowaną Ligą Mistrzów i realną wizją Superligi – powiedział Verhaeghe. – Nie możemy czekać z założonymi rękami. W takiej lidze nie byłoby słabych drużyn, więc bez wątpienia wzrosłaby także frekwencja na trybunach. Wspólne rozgrywki byłyby szansą dla dwóch państw, które są zamieszkiwane przez 28 milionów ludzi, czyli są dużym rynkiem telewizyjnym. 

Znana firma konsultingowa Deloitte wyliczyła, że liga belgijsko-holenderska mogłaby generować 400 milionów euro rocznie przychodów telewizyjnych. Natomiast teraz oddzielnie przychody szacuje się na około 80 milionów euro dla każdej z tych lig. To pokazuje, o jaką stawkę idzie gra. Magazyn „Voetbal International” w poprzednim tygodniu zajął się szerzej tematem. Reporterzy holenderskiego tygodnika piłkarskiego odwiedzili 34 kluby z obu krajów, żeby zbadać, jakie są opinie na temat największej rewolucji w piłce nożnej Belgii i Holandii od czasu wprowadzenia tam zawodowstwa.

Rzecz jasna dostrzega się zagrożenia wynikające z ewentualnej fuzji, przede wszystkim rozgrywki odbywałyby się na większym obszarze, co oznacza pokonywanie większych odległości przez kibiców drużyn przyjezdnych. Jest to utrudnieniem nawet w państwach mających tak dobre połączenia komunikacyjne jak Belgia i Holandia. Zresztą kibice nie podchodzą do pomysłu tak entuzjastycznie, jak szefowie czołowych klubów. Problemy dotyczą także tego, które miejsce taka liga zajmowałaby w rankingu UEFA i czy w europejskich pucharach każdy kraj oddzielnie wystawiałby swoich przedstawicieli, czy byłaby tylko wspólna pula, tyle że o połowę mniejsza. Na dodatek Twente Enschede, czołowy klub w Holandii, nie brał udziału w rozmowach i nie wykazywał zainteresowania fuzją lig. Tak samo jak przedstawiciele Sparty Rotterdam, Heerenveen czy Heraclesa Almelo. Projekt nie został też oficjalnie zaprezentowany UEFA. 

Słynny belgijski obrońca Vincent Kompany, jeszcze jako zawodnik Manchesteru City, jesienią 2018 roku powiedział, że rozgrywki w mniejszych krajach muszą się łączyć, bo inaczej kluby w nich grające będą coraz bardziej pozostawać w tyle za Realem Madryt, Liverpoolem czy Barceloną. Według niego wyjściem z sytuacji są właśnie transgraniczne ligi. Zresztą eksperyment jest praktykowany w Belgii i Holandii w innych dyscyplinach zespołowych; między innymi w piłce ręcznej, hokeju na lodzie, była też wspólna żeńska liga piłki nożnej, lecz kilka lat temu wycofano się z tego projektu.

POD ALPAMI

Dotychczasowe systemy ligowe w wielu krajach się przejadły, więc szuka się nowych rozwiązań w celu uatrakcyjnienia rozgrywek – w myśl maksymy, że kto nie robi nic, ten zostaje w tyle. Na efekty działań w Belgii i Holandii czekają choćby Szwajcarzy, o czym poinformowano na portalu sport.ch. Już kilka lat temu rozważano utworzenie razem z Austriakami Ligi Alpejskiej, teraz pojawił się pomysł pod nazwą AusSuiLiga. Miałyby w niej grać drużyny z Austrii i Szwajcarii – po dziewięć z każdego kraju. Żeby zachować równowagę, co roku spadałaby z niej najniżej notowana w tabeli drużyna reprezentująca jedno z państw. Natomiast awansowaliby w ich miejsce triumfatorzy krajowych rozgrywek, też po jednym z każdego kraju. Ktoś wpadł na pomysł, żeby może jednak tak jak w NBA czy NHL nikt nie powinien spadać, a o przynależności do takiej ligi powinny decydować możliwości finansowe klubów.

Tak samo jak w przypadku Belgów i Holendrów chodzi o zwiększenie atrakcyjności rozgrywek, a także podniesienie ich wartości marketingowej, bo jeśli kluby będą bogatsze, łatwiej przyjdzie im zatrzymać u siebie zdolnych piłkarzy, a co za tym idzie – wzrosną ich szanse w europejskich pucharach. Na pewno zwiększyłaby się frekwencja. Odbywałoby się dużo więcej atrakcyjnych meczów takich jak na przykład Young Boys Berno – Rapid Wiedeń, FC Basel – RB Salzburg czy FC Zurich – Austria Wiedeń. Takie alpejskie klasyki byłyby rozgrywane dwukrotnie w trakcie sezonu. Z miejsca zwiększyłaby się też widownia telewizyjna, co mogłoby przełożyć się na większe dochody dla klubów uczestniczących w takich rozgrywkach. Zatem jest o co grać, bo to niewątpliwie ożywiłoby rozgrywki piłkarskie pod Alpami, powstałaby rywalizacja na podobieństwo tej w narciarstwie alpejskim, gdzie kibice pasjonują się od kilkudziesięciu lat kto jest lepszy – Austriacy czy Szwajcarzy? Dziennikarze sport.ch również ostrzegają przed problemami komunikacyjnymi, bo jednak podróżowanie w Alpach, jest mimo wszystko czymś innym niż jazda po Beneluksie. Natomiast na pewno problemem są odległości między miastami, bo to zwiększa koszty podróży.

Trzeba sobie zdawać sprawę, że samodzielne rozgrywki ligowe w małych krajach będą coraz bardziej traciły na znaczeniu, będą interesowały coraz mniej ludzi, bo kibic w telewizji chętniej obejrzy spotkania z topowych lig, a jak będzie chciał, poleci na mecz do Anglii czy Hiszpanii. Problem dotyczy nie tylko Belgii, Holandii, Austrii, Szwajcarii, ale także państw skandynawskich, Czech, Słowacji, Węgier, a nawet Polski, która pod względem obszaru i liczby ludności jest w europejskiej czołówce, ale Ekstraklasa plasuje się nisko. A na przykład mecze ligowe Legii Warszawa ze Slavią Praga, czy Wisły Kraków z innym przedstawicielem stolicy Czech – Spartą mogłyby być atrakcyjne…

ZBIGNIEW MROZIŃSKI

TEKST UKAZAŁ SIĘ W TYGODNIKU „PIŁKA NOŻNA” (nr 7/2020)

Możliwość komentowania została wyłączona.

Najnowsze wydanie tygodnika PN

Nr 50/2024

Nr 50/2024