Reżyser piłkarskich kryminałów
Końcówka stycznia. VfB gości na Mercedes-Benz Arenie Schalke 04 i przegrywa 0:2. Przegrywa w sposób zdecydowany i bezdyskusyjny. Siermiężna zazwyczaj ofensywa Schalke prezentuje się na tle Stuttgartu niczym Barcelona. Gospodarze są bezsilni. Przegrywają kolejny mecz, a ich postawa nie zwiastuje niczego dobrego. Obrońcy nie bronią, pomocnicy nie pomagają, a napastnicy nie strzelają goli.
TOMASZ URBAN, KOMENTATOR ELEVEN
Coraz głośniej w mediach o tym, że podopieczni Hannesa Wolfa wrócą tam, skąd właśnie przyszli. Dzień później okazuje się, że nie będzie to już problem młodego szkoleniowca z Dortmundu rodem.
Wolf stwierdził na spotkaniu z kierownictwem klubu, że nie widzi już możliwości, by wskrzesić do życia na poły martwą drużynę. Wśród kibiców VfB zapanował defetystyczny nastrój, a parę dni później benzyny do ognia dolał jeszcze krytykowany za kiepskie transfery Michael Reschke (pominąwszy oczywiście nakłonienie do powrotu na stare śmieci Mario Gomeza), który z całej masy dostępnych na rynku trenerów wybrał akurat tego najbardziej kontrowersyjnego. Nic to, że urodzonego i wychowanego właśnie w mieście Mercedesa. Powiedzieć, że Tayfuna Korkuta przywitano w Szwabii chłodno, to nic nie powiedzieć. Kibice znosili pod siedzibę klubu chryzantemy i znicze. Na klubowych forach wrzało. Po nowym szkoleniowcu spodziewano się wszystkiego najgorszego.
Vertikalpass.de, czyli bodaj najpoczytniejszy blog klubowy, poświęcił wyborowi Reschkego spory i bardzo krytyczny tekst, krzycząc z nagłówka, że szefowie VfB zbiorą niebawem plon tego, co właśnie zasiali. W końcu wyniki, jakie osiągał w poprzednich klubach, czyli w Hannoverze, Kaiserslautern i Bayerze Leverkusen, dalekie były od oczekiwań. Zwłaszcza ten jego ostatni trenerski epizod zapadł fanom mocno w pamięć. Co prawda, odziedziczył Bayer w dość trudnej sytuacji, po tym jak Rudi Voeller nagle postanowił się rozstać z Rogerem Schmidtem. Jednakże swoją defensywną wizją nie posunął drużyny ani o pół kroku naprzód i kibice w Leverkusen niemal do ostatniej kolejki musieli drżeć o utrzymanie.
ZERO Z TYŁU, Z PRZODU CO SIĘ UDA
No właśnie, a propos defensywnej wizji – nie można powiedzieć, że Korkut to trener, który nie potrafi zaszczepić drużynie własnego stylu. Potrafi, tyle że zdecydowanie przedkłada efektywność nad efektowność. Póki są wyniki, można na to przymknąć oko, ale jeśli wyników nie ma, na grę jego ekip patrzy się ze zgrzytaniem zębów. Korkuta nie interesują spektakle i efekty specjalne, co widać było jak na dłoni chociażby w piątkowym meczu z Freiburgiem. On nie reżyseruje sensacji. Woli piłkarskie kryminały, w których jego chłopcy zabijają mecze i zaduszają przeciwnika. Nie jest to też trenerski alchemik, który mieszałby cyferkowe ciągi taktyczne w poszukiwaniu złotej formuły. To trener, któremu zdecydowanie bliżej do konserwatywnych i pragmatycznych szkoleniowców pokroju Dietera Heckinga czy Petera Stoegera niż do jajogłowych i owładniętych magią liczb nuworyszy, takich jak Julian Nagelsmann czy Domenico Tedesco.
Jego drużyny poruszają się zazwyczaj w dwóch najprostszych i najbardziej klasycznych systemach, czyli w 1-4-4-2 lub 1-4-2-3-1. Dewiza Korkuta? Kompaktowość. – Im lepiej pracują piłkarze ofensywni, tym łatwiej mają ci grający z tyłu. A im lepiej pracują nasi defensorzy, tym łatwiej piłkarze ofensywni dochodzą do piłek. Jeśli dobrze wykonuje się pracę defensywną, to ma się więcej opcji i przestrzeni z przodu – mówi w rozmowie ze „Stuttgarter Nachrichten”. Obrona to u Korkuta priorytet. Grunt to zagrać na zero z tyłu, a jeśli z przodu coś wpadnie, to tym lepiej. Dlatego też turecki szkoleniowiec wcale nie był niezadowolony z bezbramkowego remisu z Lipskiem, mimo iż sam mecz był dość przeciętnym widowiskiem, a VfB nie wykreowało sobie zbyt wielu okazji do zdobycia bramki. Ważne, że tyły wytrzymały.
Co więc zmienił Korkut w porównaniu do swojego poprzednika? Maksymalnie uprościł grę. Sam zresztą podkreślał po przejęciu sterów, że nie chce obciążać swoich piłkarzy zbyt wieloma zadaniami na boisku. Grę VfB charakteryzuje więc wysoko ustawiona linia obronna oraz duża liczba długich podań. Stuttgart Korkuta zagrywa średnio w meczu 48 takich piłek (najwięcej w całej lidze), podczas gdy za Wolfa takich prób było w meczu średnio o 10 mniej. Spadła także liczba krótkich podań. Podczas gdy za kadencji Wolfa VfB zagrywało średnio 109 krótkich podań, o tyle za Korkuta jest ich zaledwie 89 (tylko Mainz mniej). Można jednak zrozumieć takie nastawienie, jeśli z przodu ma się dwóch tak wysokich i silnych napastników jak Mario Gomez i Daniel Ginczek. O uproszczeniu gry świadczy także mniejsza liczba prób kluczowych podań w meczu (obecnie średnio 8,4, za Wolfa 12), a także mniejsza średnia piłek zagrywanych w pole karne (30 za Wolfa, 26 za Korkuta).
Wzrosły za to wartości świadczące o położeniu większego nacisku na grę defensywną. Drużyna wygrywa więcej pojedynków, zwłaszcza w pierwszej ćwiartce boiska (przedpole własnej bramki do 25 metra), gdzie udaje się osiągnąć skuteczność na poziomie 71 procent, co jest z kolei najlepszym wskaźnikiem w całej lidze. To, w połączeniu z ledwie trzema straconymi golami, sprawia, że Marcinowi Kamińskiemu bardzo trudno będzie w najbliższym czasie powrócić do grania. Korkut nie lubi przesadnie rotować składem, zwłaszcza w defensywie. Nie ma zresztą ku temu żadnego powodu, skoro para Pavard – Baumgartl spisuje się tak wyśmienicie, a Reschke zapowiada, że nie puści Francuza z klubu, nawet jeśli dostanie ofertę na poziomie 30 milionów euro. Marcin jest na razie środkowym obrońcą numer 4, bo kontuzjowanego Baumgartla zastępuje w ostatnim czasie Holger Badstuber.
DOBRY TRENER, TYLKO BEZ WYNIKÓW
Co ciekawe – tak jak Korkut ma kiepską renomę wśród kibiców, tak cieszy się doskonałą opinią wśród ludzi z branży. Bardzo dobre zdanie ma o nim na przykład były piłkarz krakowskiej Wisły – Brazylijczyk Marcelo, który spotkał się z Korkutem w Hannoverze i w rozmowie z Tomaszem Ćwiąkałą z Eleven Sports zachwycał się wręcz jego trenerskim warsztatem. Bardzo ciepło wypowiadają się o nim także jego byli przełożeni, czyli Dirk Dufner i Rudi Voeller, który stwierdził nawet w jednym z wywiadów, że był zauroczony stylem pracy Korkuta w Bayerze. Brakowało „tylko” wyników…
W Stuttgarcie nikt już oczywiście nie patrzy w dół tabeli. Dorobek z ostatnich tygodni wystarcza, by ze spokojem patrzeć na finisz rozgrywek. Ba, pojawiły się nawet nieśmiałe spojrzenia w kierunku europejskich pucharów, choć mimo wszystko trudno sobie wyobrazić taki obrót sytuacji. Korkut nie może jednak spać spokojnie. Na razie jego pomysł się sprawdza. Punkty się zgadzają i na ten moment tylko to się liczy. Pytanie jednak, co będzie, kiedy przestanie „żreć”. Czy Korkut będzie umiał przestawić zwrotnicę? Czy zdoła zmienić oblicze zespołu ukierunkowanego tak mocno defensywnie? Dopiero wtedy dowiemy się, jaka jest jego prawdziwa wartość.
ARTYKUŁ UKAZAŁ SIĘ TAKŻE W TYGODNIKU „PIŁKA NOŻNA” (NR 12/2018)