Retro PN: Futbol na dalszym planie
2 LISTOPADA 1999
Widzew Łódź rozegrał ostatni mecz w europejskich pucharach przed własną publicznością 21 października 1999 roku. Wówczas drużyna Oresta Lenczyka zremisowała 1:1 z AS Monaco, a jedynego gola dla ówczesnych wicemistrzów Polski strzelił Artur Wichniarek z rzutu karnego. Pomiędzy pierwszym spotkaniem, a rewanżem było jednak spore zamieszanie związane z transmisją meczu w Monaco, o czym pisał redaktor Leszek Orłowski w numerze 44 tygodnika „Piłka Nożna” w 1999 roku.
Istnieje poważna obawa, że obecne występy w Pucharze UEFA mogą być dla Widzewa Łódź pożegnaniem z europejskimi boiskami na dłuższe lata. Klub ten plasuje się w dolnej połówce ligowej tabeli, a prawdopodobny przymus rychłej spłaty olbrzymiego zadłużenia może spowodować konieczność skierowania „pod młotek” tego, co w Widzewie najcenniejsze – piłkarzy. Spotkania z AS Monaco nabierają więc dodatkowego smaczku. Fanom łódzkiego klubu radzimy zarejestrować sobie mecz rewanżowy na kasetach wideo, by móc go potem odtwarzać w chwilach tęsknoty za rajem utraconym…
O ile oczywiście obraz ze stadionu Louisa II zostanie w Polsce pokazany. Mając na uwadze wielkie materii pomieszanie w temacie praw do sprzedaży tak cennego towaru, jakim są transmisje z meczów pucharowych Widzewa, możemy przypuszczać, że znów negocjacje trwać będą do ostatniej chwili przed pierwszym gwizdkiem sędziego, jak to było w przypadku potyczek z Fiorentiną. A nawet jeżeli transmisja się rozpocznie, to może zostać przerwana, co stało się z przekazem do Francji z pierwszego spotkania kontra AS Monaco. W Łodzi ze zdenerwowania zazgrzytał zębami sam Alain Giresse, który komentował zawody dla stacji France 2. Ponoć decyzję o wstrzymaniu sygnału podjął jeden z prezesów Widzewa, który osobiście wtargnął do centrali nadawczej. Tylko który? Andrzej Pawelec pierwszą połowę meczu obserwował na trybunie, natomiast Andrzej Grajewski oglądał zmagania stojąc przy wyjściu z budynku klubowego na murawę. Miałby więc bliżej…
Ale nie żartujmy z poważnej sprawy. W grze o transmisję z Łodzi udział wzięli: przedstawiciele niemieckiej agencji UFA (prawa do przekazu na Polskę), niemiecka firma CWL (zagranica), Jean-Claude Darmon – pośrednik z Francji oraz panowie Grajewski i Pawelec. Kto z kim podpisał jaką umowę, kto zobowiązania nie dotrzymał, kto zapłacił pieniądze, a kto je otrzymał – pozostaje tajemnicą, gdyż wszyscy zainteresowani przedstawiają odmienne wersje wydarzeń. Tak czy owak, pieniądze za transmisję z 21 października nie wpłyną do kasy Widzewa, podobnie jak stało się w przypadku zmagań z Fiorentiną.
Obecność Grajewskiego w klubie w tygodniu, kiedy Widzew grał z Monaco, wzbudziła pewne zdziwienie, wszak nie pojawiał się tam od dosyć dawna. Plotkowano, że przybył, by odkupić pakiet akcji Widzewa, znajdujący się w posiadaniu Sławomira Jarugi. Jednak Andrzej Pawelec stwierdził, że to on stał się posiadaczem tych wartościowych(?) papierów. Natomiast Grajewski utrzymuje, że karty dwudziestu ośmiu zawodników Widzewa są u niego zastawione za długi, jakie spółka ma u swego największego udziałowca. A winą za zamieszanie z transmisjami obarcza oczywiście Pawelca, który – według Grajewskiego – chce drugi raz spieniężać już sprzedany towar. Doprawdy – „rozwód” panów Pawelca i Grajewskiego wywarł bardzo zły skutek na sprawy klubu, do którego gorącą miłość obaj deklarują…
Trener Orest Lenczyk ma jednak inne kłopoty. Forma jego piłkarzy pozostawia wiele do życzenia. Mogło nieco dziwić pełne zadowolenie szkoleniowca z remisowego rezultatu, czemu dał wyraz po meczu z Monaco. Ale przestało w kilka dni później, gdy Widzew uległ najsłabszemu zespołowi naszej ekstraklasy – Groclinowi. Na tym tle naprawdę pozytywnie trzeba ocenić grę wicemistrzów Polski przeciw rywalom z Księstwa i zgodzić się ze stwierdzeniem Marka Citko, że najważniejsze, to nie przegrać u siebie. Łodzianie potrafili zneutralizować Trezegueta, nie radzili sobie tylko z dynamicznym Ludovikiem Giulym. Podjęli walkę w środku pola, stworzyli kilka sytuacji bramkowych, wstydu na pewno nie przynieśli. Jednak chyba wszystkim w klubie bardziej zależy na jak najszybszym oddaleniu się od strefy spadkowej w lidze, niż na podbijaniu Europy.
A o dobry wynik w Monako/Monte Carlo będzie tym trudniej, że u gospodarzy raczej już zagrają trzej zawodnicy, którym kontuzje uniemożliwiły przyjazd do Łodzi: Fabien Barthez, Marco Simone i Marcelo Gallardo (jego występ jest najmniej prawdopodobny). Tak się składa, że są to największe, obok Davida Trezegueta i Ludovica Giuly’ego, gwiazdy zespołu. Jedyny piłkarz ASM, spośród czwórki ukaranej w Łodzi żółtymi kartkami, który nie będzie mógł na skutek tego wystąpić w rewanżu, to Meksykanin Rafael Marquez. I choć trener Claude Puel słusznie powiedział po pierwszym meczu, że drużyna Widzewa zagrała dobrze pod względem taktycznym, a jej piłkarze zaprezentowali spore umiejętności techniczne, to chyba nie obawia się specjalnie rewanżu. I nie zmieni zdania nawet, jeśli dowie się, że w łódzkim zespole zagra niedysponowany wcześniej Tomasz Łapiński, bądź któryś z innych nieobecnych w pierwszym meczu. A pewnie i kibiców Widzewa ten fakt nie natchnie przesadnym optymizmem…
Leszek ORŁOWSKI