Przejdź do treści
Reprezentacja Schrodingera

Polska Reprezentacja Polski

Reprezentacja Schrodingera

W eksperymencie myślowym austriackiego fizyka, Erwina Schrodingera, kot zamknięty w pojemniku z trucizną jest jednocześnie żywy i martwy, bo jako obiekt kwantowy znajduje się równocześnie w każdym z możliwych stanów. Tak samo jest z reprezentacją Polski. Czujemy się już finalistą baraży, ale jednocześnie jesteśmy bliscy kompromitacji w ich półfinale.



Jak źle by nie było z naszą drużyną narodową w ostatnim czasie, nie możemy zapominać o jednym – od EURO 2016 regularnie startujemy w wielkich imprezach. Można oczywiście psioczyć na poziom eliminacji (zwłaszcza do ME) i stałe zwiększenie do maksimum liczby uczestników kolejnych turniejów. Niemniej, taka frekwencja na imprezach rangi mistrzowskiej nie jest wcale oczywista. W podobnej sytuacji do naszej jest tylko osiem reprezentacji na Starym Kontynencie (Anglia, Belgia, Chorwacja, Francja, Hiszpania, Niemcy, Portugalia i Szwajcaria). Wpadki w eliminacjach zdarzały się Duńczykom (przegrane kwalifikacje do EURO 2016), Holendrom (brak awansu na EURO 2016 i MŚ 2018) i Włochom (nieobecność na dwóch kolejnych mundialach). Dlatego należy więc docenić tę systematyczność i regularność, bo jedynie 15% piłkarskiej Europy może się nią pochwalić.

Wśród tych ekip próżno szukać oczywiście Estonii, która w ostatnich latach z zespołu, który od czasu do czasu jest w stanie urwać punkty faworytom, stała się ich stałym dostarczycielem. Jeden punkt w ośmiu meczach eliminacji EURO 2024 w grupie F to bilans rozpaczy. Tylko cztery reprezentacje w minionej kampanii kwalifikacyjnej straciły więcej goli niż nasi czwartkowi rywale (20). Niebieskie Koszule nie wygrały od 11 meczów (dwa remisy i dziewięć porażek). W aż siedmiu z tych spotkań nie były w stanie zdobyć bramki, za to w żadnym nie potrafiły się ustrzec przed jej stratą. Ostatnie zwycięstwo w spotkaniu „o punkty” (meczów Ligi Narodów nie liczymy) odniosły 8 października 2021 r (2:0 z Białorusią w el. MŚ 2022). Gdzie Rzym, a gdzie Krym?!

Jednocześnie czwartkowy mecz tak bardzo wpisuje się w sekwencję zdarzeń z eliminacji EURO 2024, że powtórka absolutnie nikogo by nie zaskoczyła. Mołdawianie przecież, przed czerwcowym starciem z biało-czerwonymi też prezentowali się podobnie. Od 2020 r. rozegrali 36 meczów. Wygrywali tylko w Lidze Narodów z przeciwnikami na swoim poziomie (Kazachstan, Liechtenstein, Łotwa). W eliminacjach MŚ 2022 zdarzało im się przegrać z Wyspami Owczymi, a w Lidze Narodów z Kosowem. Silniejsi rywale zwykle urządzali sobie w starciu z nimi festiwal strzelecki (0:6 z Włochami, 0:4 ze Słowenią, 0:8 z Danią, 1:4 z Izraelem, 1:4 z Austrią, 0:5 z Rumunią). Nasza wyższość zdawała się być uzasadniona, i nie miało to nic wspólnego z lekceważeniem. Uprawniała nas moralnie do tego różnica klas. Tymczasem Tricolorii rozegrali z nami najlepszy mecz w swojej historii i obraz kadry w oczach jej kibiców od tego czasu zmienił się nie do poznania. Kwalifikacje ME pokazały bowiem, że nasza drużyna narodowa jest zdolna absolutnie do wszystkiego, choć ostatnimi czasy były to wyłącznie rzeczy frustrujące i rozczarowujące.

Na pozór futbol jest zdecydowanie prostszy w zrozumieniu, aniżeli mechanika kwantowa. Tylko czemu więc finalista ostatnich czterech wielkich imprez w kompromitującym stylu przegrał z Mołdawią? Dlaczego w rewanżu, na PGE Narodowym nie potrafił się jej zrewanżować? Dlaczego męczył się dwukrotnie z Wyspami Owczymi? Dlaczego był bezradny jak dziecko w Pradze z Czechami i w Tiranie z Albanią? Czemu w meczu o wszystko z Czechami, gdzie tliła się jeszcze mała iskierka nadziei na awans, bardzo szybko rzucił na murawę biały ręcznik? Ciekawe czy najtęższe umysły fizyki kwantowej, takie jak Max Planck, Albert Einstein czy Niels Bohr byłyby w stanie wyjaśnić tę niemoc biało-czerwonych? Bo zdrowy rozsądek, podobnie jak w paradoksie Schrodingera nie ma tu racji bytu.

Najcięższe eliminacje od lat z pewnością nauczyły nas pokory. Starszych piłkarzy uświadomiły, że ich pożegnanie z kadrą może nastąpić z dala od wielkich aren i błysku fleszy. Młodszych, że przez lata mogą żyć z łatką reprezentacyjnych nieudaczników. Kibiców i ekspertów, że futbolu naprawdę nie ma już słabych drużyn, jakkolwiek byłoby to wyświechtane powiedzenie. Oczami wyobraźni widzę naszą drużynę narodową, która w czwartek na PGE Narodowym zmiata rywala z powierzchni ziemi, by przeprosić 56 tys. fanów za miesiące upokorzeń. Nie zdziwi mnie też scenariusz, w którym Polacy schodzą z boiska pokonani, przy przeraźliwym festiwalu gwizdów i kociej muzyki. Taka jest piłkarska teoria Schrodingera.

Dobrze byłoby zatem, żeby podopieczni Michała Probierza odsunęli do siebie to odium, które towarzyszy im od roku.

 

Maciej Kanczak

Możliwość komentowania została wyłączona.

Najnowsze wydanie tygodnika PN

Nr 50/2024

Nr 50/2024