Reprezentacja Rosji. Już nie farbują lisów
W Rosji przygasa moda na naturalizowanie kolejnych reprezentantów. Wydaje się jednak, że choć wzbudzała wiele kontrowersji, drużynie narodowej i tamtejszemu futbolowi przyniosła więcej korzyści niż szkody.
JAROSŁAW TOMCZYK
We wrześniu 2015 roku rosyjski minister sportu Witalij Mutko, będąc jedynym kandydatem, został wybrany na prezesa Rosyjskiej Federacji Piłkarskiej. W ten sposób wrócił na fotel, w którym zasiadał już w latach 2005-09. Zastąpił Nikołaja Tołstycha, którego w maju zmiotła fala krytyki z powodu warunków zatrudnienia na stanowisku selekcjonera Sbornej Fabio Capello. W lipcu dobrze płatny angaż, acz za wysokim odszkodowaniem, stracił także włoski trener. Stery kadry przejął po nim Leonid Słucki, który w jesiennych meczach zdołał wykonać trudne zadanie i wprowadzić Rosję do francuskich finałów Euro 2016. Potem na scenę wkroczył Mutko i obwieścił: – Naturalizujemy piłkarzy na mistrzostwa Europy, mając także na uwadze mundial w 2018 roku, to część naszego nowego planu.
Przekaz wystąpienia był prosty: musimy zrobić wszystko by być mocniejsi i nie dać plamy na mundialu, bo przecież jesteśmy gospodarzem. W rosyjskich mediach natychmiast rozgorzała dyskusja. Prześcigano się w typowaniu jakich piłkarzy mógł mieć na myśli Mutko i spierano co do idei, która szybko znalazła tyluż zwolenników co i zagorzałych przeciwników.
– Dla Rosjan to był wówczas zupełnie nowy problem – wyjaśnia Alberto Garcia Lopez, od ośmiu lat korespondent telewizji ekwadorskiej w Moskwie. – W czasach ZSRR reprezentacja opierała się mocno na graczach z różnych republik i dla Rosjan było to oczywiste, że z nich korzystali, ale przemianować na Rosjanina Niemca czy Brazylijczyka, to już do świadomości tak łatwo się nie przebijało. Tymczasem na zachodzie Europy czy w Ameryce Południowej, zwłaszcza w mniejszych krajach jak mój Ekwador było od dawna normą, że korzystano z pomocy Brazylijczyków czy Argentyńczyków lepszych od rodzimych graczy.
KANARKOWA ODSIECZ
Gdy Mutko obwieszczał swój plan było już wiadome, że rosyjskie obywatelstwo otrzyma brazylijski bramkarz Lokomotiwu Moskwa Marinato Guilherme. Eksperci nie byli jednak pewni czy 29-letni golkiper jest akurat jednym z tych, których miał na myśli prezes. W bramce niepodważalna wydawała się pozycja Igora Akinfiejewa, na którego mocno naciskał Jurij Łodygin. Jako głównego kandydata do naturalizacji typowano innego Brazylijczyka, prawego obrońcę Mario Fernandesa. Miał on wprawdzie za sobą 44 minuty zagrane w reprezentacji Canarinhos z Japonią, ale był to mecz towarzyski, nie wykluczał więc zmiany narodowych barw. Wszyscy zaś wiedzieli, że Mario to ulubieniec Słuckiego. Pod jego wodzą stał się kluczowym zawodnikiem moskiewskiego CSKA, do którego trafił jako 22-latek z Gremio Porto Alegre w 2012 roku i występuje zresztą do dzisiaj.
Paszport dla świetnie mówiącego po rosyjsku Guilherme wydawał się przede wszystkim interesem Lokomotiwu, bo zwalniał w składzie jedno z sześciu miejsc dla obcokrajowców. Odbierając go bramkarz zadeklarował jednak jasno: – Żyję tutaj razem z moją rodziną i w Rosji czujemy się jak w domu. Jestem szczęśliwy, że stałem się częścią tego wspaniałego kraju. Jeśli otrzymam powołanie do kadry Rosji, będę szczęśliwy. Otrzymał szybko. Zadebiutował w wygranym 3:0 towarzyskim meczu z Litwą, ale na Euro 2016 pojechał tylko jako rezerwowy i na boisku nie pojawił się nawet na chwilę. Występ Rosjan we Francji był fatalny. Powszechnie bardziej zapamiętano burdy kibiców niż grę piłkarzy, którzy nie wyszli z grupy. Pracę stracił Słucki, potem dostał Stanisław Czerczesow, ale dla Guilherme szansa na bluzę z jedynką pojawiła się dopiero w Lidze Narodów po rosyjskim mundialu. W eliminacjach Euro 2020 jego pozycja nie była już kwestionowana, lecz w ostatniej edycji Ligi Narodów znów był głównie rezerwowym, a w przegranym aż 0:5 meczu z Serbią po puszczeniu czterech goli został zdjęty już w przerwie.
Fernandes na paszport czekał dłużej niż Guilherme. Gdy w końcu odebrał go z rąk Władimira Putina powiedział mniej więcej to samo co wcześniej jego starszy rodak. Mógł być brany pod uwagę na Puchar Konfederacji w 2017 roku, ale złamał nos. Na mundialu był już jednak podporą defensywy gospodarzy. Zagrał we wszystkich meczach turnieju, w którym Rosjanie odpadli z Chorwacją w ćwierćfinale po rzutach karnych. Nie doszłoby jednak do nich gdyby nie wyrównujący gol Mario na 2:2, pięć minut przed końcem dogrywki.
– Ten gol wprawił w euforię cały kraj, pamięta go chyba każdy Rosjanin. Pozycja Fernandesa w składzie jest niepodważalna, to jest piłkarz znakomity, jest wartością dodaną kadry – mówi Jewgienij Baszkirow, pomocnik Zagłębia Lubin, jedyny aktualnie Rosjanin w polskiej Ekstraklasie.
– Nie mieliśmy i nie mamy na tej pozycji zawodnika zdolnego z nim rywalizować, tak wyszkolonego technicznie, który zrobi różnicę, w ostatniej minucie podłączy się do ataku jakby w ogóle się nie męczył – dodaje Władysław Rakiszew, czwartoligowy piłkarz amator, świeżo upieczony absolwent Moskiewskiego Uniwersytetu Technicznego.
ROSYJSKIE MULTIKULTI
– Fernandes zrobił coś niezwykle ważnego – uważa Alberto Garcia Lopez. – Rosjanie go pokochali za grę, ale i uznali za styl bycia, przez co mocno zmienili swoje spojrzenie na naturalizowanych innostranców. Dokonał przełomu w wielu głowach, nauczył tolerancji, w czym oczywiście pomógł dobry wynik na mundialu.
– W jakiejś mierze skłonny jestem się zgodzić z tą tezą, ale byłbym ostrożny – ripostuje Baszkirow. – Pewna grupa ludzi tolerancji nigdy się nie nauczy i to nie tylko w Rosji. Rasistowskie incydenty dotykają sportowców także w Anglii czy USA i niestety z dnia na dzień nie znikną. Ale zwłaszcza starsze pokolenie na pewno przekonało się, że Brazylijczyk może stać się Rosjaninem.
W lipcu 2018 roku rosyjski paszport otrzymał jeszcze jeden brazylijski piłkarz. Napastnik Krasnodaru – Ari. Zadebiutował jako pierwszy czarnoskóry gracz w Sbornej. Opór społeczny nie był już tak silny jak w pierwszej dekadzie wieku, gdy próbowano dać szanse w reprezentacji Kameruńczykowi Jerremu Tchuisse czy Brazylijczykowi Wellintonowi. Ari zaliczył jednak tylko dwa mecze dla Rosji – towarzyski z Niemcami i ze Szwecją w Lidze Narodów, oba zresztą przegrane do zera, i na tym się skończyło.
– Nie chodziło o kolor jego skóry. Dla mnie zresztą on nigdy nie miał znaczenia, choć faktycznie wytłumaczyć moim dziadkom, że w koszulce naszej reprezentacji biega czarnoskóry już takie łatwe nie było. Ari to był dobry piłkarz ligowy, ale nie formatu reprezentacyjnego, a poza tym debiutował mając już 33 lata, to do niczego nie prowadziło – przekonuje Rakiszew.
Jesień po rosyjskim mundialu śmiało można określić szczytowym okresem farbowania lisów na potrzeby Sbornej. Oprócz trójki Brazylijczyków w koszulkach z dwugłowym orłem hasali wówczas jeszcze mający niemieckie pochodzenie Roman Neustaedter i Konstantin Rausch, oraz Gruzin Georgij Dżikija.
Defensywny pomocnik Neustaedter, podobnie jak Fernandes, zanim trafił do Sbornej miał za sobą mecze w innej reprezentacji. Gdy był zawodnikiem Schalke 04 Joachim Loew dał mu zagrać po kilka minut w towarzyskich meczach Niemiec z Holandią i Ekwadorem, a potem całkiem o nim zapomniał. Przodkowie Neustaedtera byli nadwołżańskimi Niemcami, a on sam urodził się jeszcze w czasach ZSRR w Dniepropietrowsku, gdy jego ojciec grał w tamtejszym Dnipro. W wieku czterech lat wyemigrował z rodziną do Niemiec. Tuż przed francuskim Euro otrzymał rosyjski paszport, zagrał towarzysko kilkanaście minut z Czechami, by w inauguracyjnej turniejowej grze z Anglią wyjść w podstawowym składzie. Potem była jeszcze połówka w fatalnie przegranym 1:2 meczu ze Słowacją i właściwie tyle było z niego pożytku. Nie licząc epizodów, Czerczesow nie zamierzał z niego korzystać.
– Pytanie czy to piłkarz lepszy ode mnie nie jest właściwe – stanowczo stawia sprawę Baszkirow. – Każdy kto jest powoływany do kadry ma określone umiejętności co nie znaczy, że każdy zafunkcjonuje odpowiednio dobrze w zespole. Ale jeśli mówi po rosyjsku, czuje się Rosjaninem, chce oddać duszę i serce na boisku, a to kibice od razu widzą, ma prawo do reprezentacji aspirować.
Podobna do Neustaedtera jest historia obrońcy Rauscha. On też wyjechał do Niemiec z rodziną jako dziecko i grał tam w kadrach młodzieżowych. W reprezentacji Rosji zadebiutował w wygranym 4:2 meczu z Koreą Południową w 2017 roku. Z mundialu wykluczyła go kontuzja, po nim zagrał jeszcze raptem cztery razy. Od dwóch lat w kontekście kadry nikt o nim nie myśli.
Od Pucharu Konfederacji niekwestionowana jest natomiast pozycja Dżikiji na środku rosyjskiej obrony. – To podobnie jak Fernandes piłkarz topowy, nie mamy od niego lepszych – nie ma wątpliwości Rakiszew. Z rosłym defensorem w kadrze Rosjanie nie mieli żadnych problemów. W końcu urodził się w Moskwie, grać w piłkę uczył się w Lokomotiwie, a do moskiewskiego Spartaka przebijał się przez kolejne rosyjskie zespoły. Poza tym stare przyzwyczajenia z czasów ZSRR uznały jego powołanie za oczywistość. Większym problemem Dżikija okazał się dla Gruzinów, a to przez fakt, że reprezentując wcześniej barwy Amkaru Perm, stwierdził, iż czuje się Gruzinem i chętnie przywdzieje trykot tej reprezentacji. Prezydent kraju czekał już na niego z paszportem, ale piłkarz zadzwonił, że się rozmyślił. Dla Gruzinów powód nagłej rezygnacji był oczywisty. Rosjanie mieli więcej do zaoferowania. Zapewne znacznie lepsze pieniądze, ale też Puchar Konfederacji i mundial, który z powodu zerwania więzadeł krzyżowych Dżikija i tak stracił.
PORA NA MŁODYCH
W kadrze na ostatnie listopadowe mecze Rosji, w których fatalnie zaprzepaściła szansę awansu do najwyższej dywizji Ligi Narodów, z naturalizowanych graczy znaleźli się: Guilherme, Fernandes i Dżikija. Dwaj ostatni osiągnęli już nawet liczbę 25. gier dla Sbornej. Można uznać, że z szóstki naturalizowanych Rosjan, którzy trafili do reprezentacji połowa swoją szansę wykorzystała. Od momentu ogłoszenia planu Mutki zawodników, o których mówiono w kontekście drużyny narodowej było jednak znacznie więcej. Do kadry przymierzano choćby Brazylijczyków Joazinho z Soczi i Wandersona z Krasnodaru, Urugwajczyka Mauricio Pereyrę (grał w Krasnodarze, aktualnie Orlando City) czy mającego niemiecki rodowód Roberta Bauera z Arsenału Tuła i Waldemara Antona ze Stuttgartu. Od dwóch lat nie przefarbowano jednak już żadnego lisa.
– Nie słyszałem w ostatnim czasie, aby zanosiło się na naturalizację kolejnego reprezentanta – mówi Baszkirow. – Ale nie znaczy to, że w przyszłości już takich nie będzie. Reprezentacja to proces ciągły, mody też wracają, jeśli pojawi się piłkarz zdolny podnieść poziom Sbornej to temat pewnie odżyje. W XXI wieku naturalizacja to przecież oczywistość czy się to komuś podoba czy nie.
– W ostatnim czasie objawiło się sporo zdolnych, młodych rosyjskich piłkarzy, choćby Aleksandr Sobolew, Iwan Obljakow, Konstantin Kuczajew, Roman Jewgienjew czy Matwiej Safonow Myślę, że zrozumiano, iż muszą dostawać szansę. To, że ktoś jest Brazylijczykiem czy Niemcem nie oznacza przecież, że od razu będzie grał lepiej w piłkę od Rosjanina – dodaje Rakiszew.
– Na pewno tacy piłkarze jak Fernandes czy Dżikija pomogli Rosjanom wprowadzić i ustabilizować reprezentację na wyższym poziomie – uważa Alberto Garcia Lopez. – Naturalizacja bardzo dobrego gracza zawsze może pomóc, ale nie rozwiąże problemu systemowego szkolenia, w którym w Rosji ciągle jest sporo do zrobienia.
TEKST UKAZAŁ SIĘ W TYGODNIKU „PIŁKA NOŻNA” (NR 47/2020)