Przejdź do treści
Remont(ada) Borussii

Ligi w Europie Bundesliga

Remont(ada) Borussii

Cóż to miał być za sezon. Kapitalne pierwsze mecze w wykonaniu Borussii Dortmund nałożyły się na kryzys Bayernu Monachium i wszystko wskazywało na to, że to jest ten sezon, kiedy król zejdzie choć na chwilę z tronu, by rozprostować kości. Wydawało się, że ultraofensywna piłka preferowana przez Holendra Petera Bosza trafiła w Dortmundzie na podatny grunt.

Stoeger pracuje w BVB od 10 grudnia 2017 roku.

Sam zresztą dałem się zwieść ułudzie, pisząc jesienią, że to Dortmund zdaje się w tej kampanii faworytem numer 1 do mistrzostwa. Pewnie było w tym trochę życzeniowego myślenia. Wydawało mi się, że w Bayernie następuje jakieś przesilenie, bo nie można wygrywać w nieskończoność. Poza tym dla Bundesligi byłoby dobrze, gdyby od czasu do czasu ktoś inny stanął na najwyższym stopniu podium. Dla Bundesligi, ale też i Bayernu, bo historia pokazuje, że nic tak nie napędza jego rozwoju jak porażki.

Ale nie tym razem. Jupp Heynckes został na stare lata operatorem walca drogowego i wyrównuje wszystko, co tylko stanie na jego drodze. Mimo iż jeszcze w październiku zeszłego roku strata Bayernu do Borussii Dortmund wynosiła pięć punktów, to już pod koniec listopada można było bez wielkiego ryzyka obwieszczać, że i tym razem Bayern zakasował konkurencję. Borussia tymczasem całkowicie się pogubiła. Zmiana trenera nie dała w zasadzie żadnego efektu. BVB odpadła i z Pucharu Niemiec, i z Ligi Europy. Poza tym co z tego, że z 16 ligowych meczów pod wodzą Stoegera przegrała tylko dwa, skoro były to dwa najważniejsze z perspektywy kibiców starcia? 0:6 w Monachium to wielki powód do wstydu, ale można to jeszcze jakoś zrozumieć i wytłumaczyć. Ale w żaden sposób nie da się przejść do porządku dziennego nad 0:2 w Revierderby z Schalke. Dali temu wyraz kibice BVB podczas sobotniego meczu z Bayerem. Nie chodzi już nawet o sam wynik, ale o całokształt tego meczu, o bezradność i jak dała się zdominować swojemu piłkarskiemu wrogowi. 

W ostatnich latach na Borussię patrzyło się z zachwytem, na ten szybki i energetyczny futbol, na słynny kloppowy heavy metal, a potem tuchelowy hard rock. Dziś zaś Borussia to w zdecydowanej większości meczów zblazowany boysband, mdły, nużący, irytujący i odpychający. Spotkanie z Bayerem było koncertem symfonicznym, ale jedynym w ostatnim czasie, pośród całej masy przaśnych występów na wiejskich dożynkach. To, co tworzono przez lata, rozpadło się na kawałki w ciągu kilku zaledwie miesięcy. Wydawało się, że mimo sukcesywnych ubytków BVB dzięki przemyślanej strategii jest w stanie utrzymać poziom, ściągając do siebie hiszpańskie czy angielskie perełki. Niestety, nie udało się. Nie najlepiej zainwestowano pieniądze, jakie trafiły do klubu po transferach Pierre’a-Emericka Aubameyanga i Ousmane’a Dembele. Skupiono się bardziej na potencjale na przyszłość niż na teraźniejszości. Kadra Borussii niby jest liczna, ale wobec braku formy u wielu zawodników, wcale nie tak łatwo o alternatywy. Tym bardziej że drużynę przez długie miesiące dobijały kontuzje ważnych piłkarzy, takich jak choćby grający fantastycznie w minionym sezonie na dwóch pozycjach Raphael Guerreiro, łamiący się co chwilę Marco Reus, mający zastąpić na skrzydle Dembele – Andrij Jarmołenko, czy niemogący wrócić do dawnej formy Mario Goetze. Przed sezonem pozbyto się Svena Bendera, do Saint-Etienne oddano Nevena Suboticia i nagle okazało się, że w zespole brakuje hierarchii, nie ma ludzi, którzy byliby dla tych młodych wilczków przewodnikami i mentorami. Także poza boiskiem, bo w ostatnim czasie głośno w niemieckich mediach o tym, że młodzi piłkarze BVB mają problemy z utrzymaniem dyscypliny i profesjonalizmu po zejściu z murawy. 

Wielu ekspertów zwracało w trakcie sezonu uwagę na to, że Borussii brakuje charakteru. Brakuje liderów. Brakuje ludzi, którzy w trudnych momentach pociągnęliby zespół za sobą. Marcel Schmelzer nie spełnia się zupełnie w roli kapitana, także dlatego że w kwestiach czysto sportowych można mu w ostatnim czasie wiele zarzucić, co zresztą Stoeger w końcu dostrzegł, wysyłając go w sobotę na trybuny. W kontekście BVB od lat pada hasło mitycznego Kriegera, czyli walczaka, który poprzez agresję, mowę ciała i bezpardonowy styl gry porwałby za sobą resztę, zmieniłby temperaturę meczu. Bo Borussia od jakiegoś czasu ani nie jest zimna, ani gorąca. Bywa tylko letnia. Ciągle taka sama. Ciągle nijaka. Można by rzec, że przybrała twarz swojego obecnego trenera. Twarz pogodną, ale wyzutą ze wszelkich emocji. Zobojętniałą i raczej smutną niż wesołą. 

KTO NOWYM TRENEREM
I DLACZEGO FAVRE?

A skoro już jesteśmy przy osobie trenera – wspomniane wcześniej Revierderby znakomicie pokazało różnice w stylu pracy Domenico Tedesco i Stoegera. Młody szkoleniowiec Schalke imponował zapałem. Przez całe 90 minut meczu był emocjonalny niczym Klopp i zaangażowany niczym Tuchel. Gdyby jedną z meczowych kamer skierować tylko na niego, też byłoby co oglądać. Stoeger zaś siedział dostojnie na ławce ze zblazowaną miną. Trochę jak zaśniedziały Carlo Ancelotti w schyłkowym okresie pracy w Bayernie. Patrząc na niego, nie ma się wrażenia, by chciał walczyć o swoją przyszłość w klubie. Zresztą, na konferencji prasowej dał też jasno do zrozumienia, że raczej nie myśli o pozostaniu w Borussii na kolejny sezon, mówiąc, że obowiązuje go kontrakt do 30 czerwca i dobrze, że tak jest. Czuć na odległość, ze między nim a zawodnikami nie ma wielkiej chemii. Zbyt często Austriakowi zdarzało się na konferencjach krytykować swoich podopiecznych, a kilku z nich, jak choćby Goetze po meczu w Salzburgu, zdarzało mu się wyciągać przed szereg. A to nie jest dobra droga. 

Lato będzie zatem w Dortmundzie bardzo gorące. Przebudowę pionu organizacyjno-szkoleniowego już zaczęto, pozyskując do współpracy Matthiasa Sammera, który będzie pełnił funkcję doradcy zarządu, a także Sebastiana Kehla – z kolei będzie odwzorowywał rolę Hasana Salihamidzicia w Bayernie. Zorc i Watzke zapowiedzieli też na lato głęboką restrukturyzację kadry, ale zanim się za nią wezmą, powinni zająć się tematem nowego trenera. W mediach padają trzy nazwiska – Petera Stoegera, Marco Rose z Salzburga i Luciena Favre’a z Nicei. Obecność w tym gronie Stoegera mimo wszystko nie powinna dziwić, bo Austriak miałby stworzyć swego rodzaju pomost dla Juliana Nagelsmanna, który jeszcze przez jeden sezon będzie nie do wyciągnięcia z Hoffenheim, a byłby znakomitym wyborem. Co do tego nie ma żadnych wątpliwości. Sprawdził się już w zasadzie na każdej płaszczyźnie – jako strażak-ratownik, ratując Hoffenheim przed niemal pewną degradacją, jako konstruktor, kwalifikując się z klubem Hoppa do europejskich pucharów, oraz jako mechanik, naprawiając błędy z jesieni i przywracając go tej wiosny na właściwą ścieżkę. 

BVB nie może sobie jednak pozwolić na ryzyko kolejnego słabego sezonu. Czekanie na Nagelsmanna szybko mogłoby się przerodzić w czekanie na Godota. Dlatego też opcja przedłużenia umowy ze Stoegerem wydaje się bardzo mało prawdopodobna. Marco Rose jest kandydatem numer jeden, ale tylko według austriackiej prasy. Wątpliwe też, by Watzke i Zorc – pomni wydarzeń z mijającego sezonu – raz jeszcze zdecydowali się na trenera niezweryfikowanego tak naprawdę w poważnej piłce. Muszą do minimum ograniczyć ryzyko. Dlatego też wielce prawdopodobne wydaje się, że dojdzie do porozumienia między bossami BVB a Favre’em, który poinformował już ponoć władze Nicei, że z końcem sezonu chciałby zrobić użytek z pięciomilionowej klauzuli i odejść z klubu. Favre to nauczyciel futbolu, który czyni piłkarzy lepszymi. Patrząc na strukturę kadry BVB, na całą masę nie w pełni jeszcze ukształtowanych talenciaków (ach, ten Sancho!) oddanie ich pod opiekę Szwajcara byłoby posunięciem ze wszech miar logicznym. Oczywiście, ma swoje przywary, jest introwertykiem, który źle znosi bycie na świeczniku. Stroni od dziennikarzy, fleszów i kamer. Na swój sposób bywa nieobliczalny. Ale to trener w 100 procentach oddany swojej pracy i mimo wszystko nie tak trudny w obyciu jak Tuchel. Dlaczego zatem jeszcze nie ogłoszono go trenerem BVB na przyszły sezon? Bo Favre nie chce być trenerem tymczasowym. Na razie trwa przeciąganie liny między nim a klubem, ale to Borussia jest na musiku i ma słabsze karty w tej rozgrywce. Nie bez znaczenia jest też fakt, iż według informacji kolportowanych przez media, gorącym orędownikiem Favre’a w Dortmundzie jest jego były podopieczny z Gladbach, czyli Reus. A on akurat ma duży posłuch w klubie.

CZARNO-ŻÓŁTY TRAMWAJ

A kiedy już macherzy z Dortmundu zakończą wątek nowego trenera, przyjdzie im zmierzyć się z jeszcze trudniejszą materią. Będą musieli znacząco przebudować kadrę. Właściwie każda formacja potrzebuje wzmocnień, ale żeby ich dokonać, trzeba będzie też rozstać się z kilkoma piłkarzami. Zapowiada się na ruch niczym w tramwaju. „Kicker” w ubiegłotygodniowym wydaniu napisał, że nawet 13 zawodników może odejść z klubu. Z kolei „Sport Bild” przedstawił nawet grafikę z 10 zacienionymi sylwetkami biegającymi wokół Reusa, sugerując, że tylko on, mający otrzymać opaskę kapitana, może być pewny miejsca w zespole. Kogo będą potrzebować? Na pewno bramkarza, dwóch lub trzech obrońców, w zależności od tego, czy w klubie na kolejny sezon pozostanie Sokratis Papastathopoulos, wspomnianego wyżej Kriegera do środka pola (lub nawet dwóch, jeśli z klubu odejdzie Julian Weigl), porządnego skrzydłowego, który zastępowałby podatnego na urazy Reusa i posadził na trybunach beznadziejnego z reguły Andre Schuerrle, i jednego, a najlepiej dwóch napastników, bo po powrocie Mitchy’ego Batshuayia do Chelsea Borussia nie będzie miała w zasadzie nikogo na tę pozycję. Dla Alexandra Isaka wciąż jest jeszcze odrobinę za wcześnie na pierwszy skład, za to dla Schuerrle – zdecydowanie za późno. 

Wypada żywić nadzieję, że w Dortmundzie zdołają latem odpowiednio poukładać wszystkie klocki. To ważne, nie tylko dla kibiców Borussii, ale też dla całej ligi, a także dla Bayernu. Bundesliga potrzebuje bowiem silnych klubów, liczących się na europejskiej arenie, z kolei Bayern potrzebuje mocnych konkurentów, by nadal się rozwijać. Na słabości Borussii, mającej po monachijczykach największe możliwości, traci finalnie cała niemiecka piłka. Przykro się ogląda tak skarłowaciałe Klassikery jak ten ostatni. Przykro się patrzy na drugą siłę w Niemczech, która nie radzi sobie w Lidze Mistrzów z Cypryjczykami, a z Ligi Europy odpada po porażce z drugą drużyną Red Bulla. Panie Watzke, panie Zorc – make Borussia great again! Chcemy takiej Borussii, jaką oglądaliśmy w sobotę. Ale nie raz na rok, lecz raz na tydzień. 


Tomasz URBAN, KOMENTATOR ELEVEN

Możliwość komentowania została wyłączona.

Najnowsze wydanie tygodnika PN

Nr 50/2024

Nr 50/2024