Gdańszczanie w stolicy Austrii zaprezentowali się z przyzwoitej strony. Pierwsza połowa w ich wykonaniu była dużo lepsza, w drugiej podopieczni Tomasza Kaczmarka głównie się bronili. Najważniejsze, że są w dobrej sytuacji przed rewanżem.
Pierwsze minuty tego meczu pokazały, że będzie to typowy „mecz walki”. Oba zespoły grały bardzo ostro, sędzia pokazał trzy żółte kartki w ciągu 25 minut (choć tak naprawdę powinien częściej sięgać po kartonik o tym kolorze). Na początku spotkania lepiej prezentowali się gospodarze, którzy szybko sprawdzili czujność Dusana Kuciaka, zmuszając go do kilku interwencji. Słowak był jednak nie do pokonania. Proby Rapidu były groźne, ale nie stuprocentowe, a taką akcję stworzyła sobie Lechia. W 25. Minucie Ilkay Durmus ruszył lewym skrzydłem i dośrodkował do Flavio Paixao. Portugalczyk stanął przed fantastyczną szansą na otworzenie wyniku, ale jego uderzenie głową nogami obronił 21-letni bramkarz Niklas Hedl. Niecałe dziesięć minut później piłka po strzale kapitana Lechistów co prawda wpadła do siatki, ale na spalonym był asystent, Christian Clemens. W pierwszej części gdańszczanie zaprezentowali się z niezłej strony. Nie tylko umiejętnie bronili się przed atakami gospodarzy, ale też potrafili przeprowadzić składną i niebezpieczną akcję.
Po zmianie stron gdańszczanie postawili bardziej na defensywę, choć udało im się obić poprzeczkę austriackiej bramki. Nie było jednak z ich strony takiego ofensywnego zacięcia, jakie pokazali w pierwszej połowie. Piłkarze Rapidu byli już o wiele groźniejsi, lecz Biało-Zielonym udawało się wyjść cało ze wszystkich niebezpiecznych sytuacji. Podopieczni Tomasza Kaczmarka w drugiej odsłonie grali z wielkim charakterem, walecznością i poświęceniem. Drużyna z Trójmiasta głęboko się cofnęła, pozwalając gospodarzom na wiele w ofensywie.
Bezbramkowy remis w Wiedniu to dobry wynik Lechii. Gdańszczanie chcieli uniknąć „skomplikowania” sobie rewanżu, a fakt, że nie będą musieli gonić wyniku na pewno się do tego sprowadza. Były sytuacje na strzelenie gola, ale mówienie o niedosycie byłoby lekką przesadą, biorąc pod uwagę to, ile razy Biało-Zielonym udawało się uciec spod topora. Za tydzień drużyna Tomasza Kaczmarka będzie musiała po raz drugi zagrać dobre zawody. Awans na pewno nie jest rzeczą niemożliwą.
jkow, PiłkaNożna.pl