Przejdź do treści
Pszczółki użądliły mistrza

Polska Ekstraklasa

Pszczółki użądliły mistrza

Hit w Białymstoku – delikatnie mówiąc – nie zachwycił. Jagiellonia pokonała przed własną publicznością Legię Warszawa i doskoczyła do czołówki.



Kibice w Białymstoku od kilku dni żyją meczem z Legią. Na trybunach zjawił się prawie komplet widzów, którzy już na kilkadziesiąt minut przed meczem zagrzewali piłkarzy do walki, apelując nawet o połamanie kości legionistom. Zresztą na starcie wicemistrza Polski z mistrzem nie trzeba było nikogo specjalnie zachęcać, nawet jeśli forma obu zespołów daleka jest od najwyższej. Największą „dziurą” na trybunach był sektor gości. Legioniści stawili się w stolicy Podlasia i na około 40 minut przed spotkaniem zaczęli powoli zapełniać swoje miejsca, jednak po kilkunastu minutach kilkadziesiąt osób opuściło trybuny, ponieważ zdecydowana większość fanów została jeszcze przed bramkami wejściowymi na kilka chwil przed pierwszym gwizdkiem sędziego. 

Wracając jednak do kwestii piłkarskich, Romeo Jozak miał w końcu czas, aby spokojnie popracować i wdrożyć swoją wizję gry Legii. Zapowiadał szybką grę kombinacyjną, na 1-2 kontakty, z liczną wymianą pozycji. W środku tygodnia dał odpocząć praktycznie wszystkim kluczowym zawodnikom, a jedynym piłkarzem, który wybiegł od pierwszych minut w Pucharze Polski i dzisiaj w Białymstoku był Michał Kopczyński. Chociaż i on w starciu z Ruchem Zdzieszowice dostał wolne już od 73. minuty, kiedy mistrzowie Polski prowadzili 2:0.

Pierwsza połowa nie zwiastowała, że szumnie zapowiadane spotkanie zapadnie kibicom na dłużej w pamięci niż dwa najbliższe dni. Legioniści dłużej utrzymywali się przy piłce, rozgrywali, ale kiedy miało dojść do konkretów, zazwyczaj wszystko kończyło się niepowodzeniem. Idealną sytuację w 28. minucie zmarnował Kasper Hamalainen, który został ustawiony przez Jozaka na pozycji numer dziesięć, jednak Fin po raz kolejny nie błysnął. Pomocnik Legii był kompletnie niewidoczny, a akcje, na których odcisnął swój stempel można spokojnie policzyć na palcach jednej ręki. 


Jaga z kolei była nieco schowana i dopiero po 20. minutach zaczęła grać odważniej, jednak dobrze dysponowany Michał Pazdan nie pozwolił Pszczółkom na rozwinięcie skrzydełek i zatrzymywał ataki w zalążku, w okolicach 30-40 metra.

Mistrzowie Polski w końcu jednak potrafili rozegrać akcję, wymieniając kilka podań na jeden kontakt, ale tylko fragmentami. Aktywny był Thibault Moulin, który w końcu nie był „pierwszym hamulcowym” w środku pola, ale wiedział, kiedy zmienić stronę, kiedy przyspieszyć i w końcu zaczął przypominać tego zawodnika, który w poprzednim sezonie liderował w środku pola. Jednak gra legionistów znowu nie porwała.

Jaga też nie zachwycała. Drużyna trenera Ireneusza Mamrota kompletnie nie miała pomysłu na sforsowanie warszawskiej defensywy, a kibice zgromadzeni przy Słonecznej mogli tylko pomarzyć o klarownych sytuacjach swojego zespołu. Jaga była monotonna, nudna i po prostu zawiodła. Zresztą jak cały hit w Białymstoku.

Do poziomu spotkania kompletnie nie dostosował się Fedor Cernych. Gol Litwina z pewnością będzie jednym z kandydatów do bramki kolejki, a kto wie, może nawet jesieni czy całego sezonu. Po trafieniu Cernycha stadion w Białymstoku oszalał, a z głośników poleciał hit Zenona Martyniuka „Przez twe bramki, brameczki strzelone oszalałem”. I po 87. minutach męczarni fani Jagi wrócili w bardzo radosnych nastrojach.

Z Białegostoku, Paweł Gołaszewski 

Możliwość komentowania została wyłączona.

Najnowsze wydanie tygodnika PN

Nr 50/2024

Nr 50/2024