Przetrwany holocaust, rewolucjonista piłki, genialny strateg, czyli Bela Guttmann (19)
PilkaNozna.pl kontynuuje cykl „Legendy Futbolu”. W każdą środę prezentujemy sylwetkę osobowości ze świata piłki nożnej, która zapisała się złotymi zgłoskami na kartach historii tej dyscypliny. Pamiętajmy, że legendy futbolu to nie tylko najwięksi piłkarze, ale także trenerzy. Bela Guttmann piłkarzem był zaledwie solidnym, ale jako trener był nowatorem, znakomitym strategiem, mającym wielką osobowość. To do niego porównywany jest Jose Mourinho.
Guttmann urodził się 27 stycznia 1899 roku w Budapeszcie. Jego rodzice – Abraham i Ester – byli Żydami trudniącymi się nauką tańca klasycznego. Od maleńkości Bela był kształcony w tym kierunku, a bakcyla na futbol załapał dopiero w wieku 16 lat. Wówczas ta dyscyplina zaczęła cieszyć się coraz większą popularnością. Pierwszy raz piłkę zaczął kopać w Torekvas, a w dorosłym futbolu zadebiutował w 1919 roku w barwach żydowskiego klubu MTK Budapeszt. W swoim pierwszym sezonie od razu zdobył mistrzostwo Węgier i wystąpił w reprezentacji.
Krnąbrny piłkarz
Guttmann grał na pozycji środkowego pomocnika. Był zmorą trenerów, ponieważ nie trzymał się swojej pozycji – zbiegał na skrzydła, cofał się po piłkę, często wchodził w pole karne – co w ówczesnym futbolu przez szkoleniowców było uważane za kompletną abnegację. Jego niedostosowywanie się do zasad taktyki bywało jednak pożyteczne, dlatego trenerzy trzymali go na boisku. Był na tyle dobry, że po dwóch sezonach w MTK, przeszedł do innego żydowskiego zespołu – Hakoahu Wiedeń. W stolicy Austrii dostawał więcej pieniędzy i kiedy tylko trochę odłożył zainwestował w szkołę tańca. Nowy biznes przynosił mu więcej zysków niż gra w piłkę, ale nigdy nie zrezygnował ze swojego ukochanego sportu.
W 1924 roku wziął udział w igrzyskach olimpijskich w Paryżu i zagrał w pierwszym meczu z Polską, który Madziarowie wygrali 5:0. Po tym turnieju został wyrzucony z reprezentacji. Właściwie to sam się wyrzucił. Był niezadowolony, że w ekipie węgierskiej było więcej urzędników niż piłkarzy, a swoją dezaprobatę wyraził w bardzo oryginalny sposób. Na drzwiach pokoi hotelowych każdego z oficjeli zawiesił martwe szczury. Po tym incydencie władze nie chciałby go w drużynie narodowej. Z wzajemnością.
Podczas pobytu w Austrii zdobył dyplom z psychologii, który przydał mu się w późniejszej pracy trenerskiej. W Hakoahu występował przez 4 sezony, a w 1925 roku został mistrzem kraju. Rok później wyemigrował do Stanów Zjednoczonych. Początkowo miał jechać na zgrupowanie z zespołem, ale podpisał kontrakt z Brooklyn Wanderers i został w USA na 6 lat! Przez ten czas kopał piłkę w nowojorskich klubach, ale z powodu krachu na giełdzie za oceanem nie powstała krajowa liga piłkarska. Bela nie zarobił zbyt dużo w tym czasie, ale nauczył się języka angielskiego.
W 1932 roku wrócił do Wiednia, gdzie w Hakoahu zakończył karierę zawodniczą. Miał 33 lata i wiedział, że był przeciętnym piłkarzem, ale chciał zdobytą wiedzę wykorzystać w pracy trenerskiej, którą rozpoczął od razu po zawieszeniu butów na kołku. Jego pierwszym zespołem w karierze menadżerskiej był oczywiście Hakoah.
Początki trenerskie przerwane wojną
W 40-letniej pracy trenerskiej (z przerwą na II wojnę światową) w jednym klubie był w stanie wytrwać przez (maksymalnie) 3 sezony. To była jego żelazna zasada. Uważał, że trener w ciągu trzech lat może wyciągnąć z zespołu najwięcej, a po tym czasie, zwłaszcza gdy nie ma sukcesów, należy zrezygnować.
W 1935 roku podpisał kontrakt z Twente Enschede i wynegocjował absurdalnie wysokie premie za mistrzostwo Holandii. Włodarzom klubu wydawało się, że zespół, który miał bronić się przed spadkiem, nie może włączyć się do walki o zwycięstwo w lidze. W pierwszym sezonie Guttmann utrzymał Twente, a już w drugim zdobył mistrzostwo północnej Holandii. Ten wyczyn dał do myślenia właścicielom klubu, którzy poszliby z torbami, gdyby musieli wypłacić astronomiczną premię węgierskiemu szkoleniowcowi. Dlatego się z nim pożegnano.
Na pewien czas ponownie trafił do Wiednia, a następnie wrócił do Węgier i w ostatnim sezonie przed wojną doprowadził do mistrzostwa Ujpest FC. W czasie drugiej wojny światowej do końca nie wiadomo co się z nim działo. Najprawdopodobniej wyjechał do Szwajcarii i tam przetrwał holocaust. Jego rodzony brat nie miał tyle szczęścia, zginął w obozie koncentracyjnym. Po latach kiedy Guttmann został zapytany, jak przeżył wojnę odpowiedział tylko: „Bóg mi pomógł”.
Rewolucjonista
Od razu po wojnie zasiadał na ławkach trenerskich węgierskich zespołów, ale w żadnym z nich nie wytrwał długo. Kłócił się albo z prezesami, albo z piłkarzami. Zawodnicy nie wytrzymywali jego rygoru treningowego. Z tego powodu odszedł z Kispestu, choć uważano wtedy, że sprzeczka była tylko pretekstem do wyjazdu z kraju. Prawda pewnie leżała po środku. Bela popadł w konflikt z największą gwiazdą węgierskiej piłki Ferencem Puskasem. Obydwaj panowie mieli silne charaktery i w tym wypadku żaden nie chciał ustąpić.
Guttmann nie chciał też dojść do porozumienia z socjalistycznymi władzami i udał się do Włoch. Odwrotnie zachował się jego dobry kolega Gustav Sebes, który poszedł na układ z komunistami i to na niego spadł splendor sukcesów złotej jedenastki. Naprawdę jednak Guttmann był współtwórcą słynnej taktyki 4 – 2 – 4, którą wpajał w każdym klubie, w którym pracował.
Włoską przygodę zaczynał w Calcio Padovie. Później trenował także na Cyprze i w Argentynie, by w końcu, w 1953 roku, podpisać kontrakt z Milanem. Na San Siro też popadał w konflikty z zawodnikami i włodarzami. Przez to został zwolniony w trakcie drugiego sezonu, mimo że AC Milan po 19 meczach z dużą przewagą prowadził w tabeli. Kiedy go wyrzucono zwołał konferencję prasową i wypalił do dziennikarzy: „zostałem zwolniony, a nie jestem ani kryminalistą, ani homoseksualistą. Żegnajcie”.
Po epizodzie na Półwyspie Apenińskim wrócił do Budapesztu, do klubu, który nie nazywał się już Kispest, tylko Honved (co było decyzją socjalistycznej władzy). W czasie rocznego pobytu w klubie w końcu znalazł wspólny język z Puskasem. Panowie podali sobie ręce w geście pojednania i rozstali się w przyjaznych stosunkach, choć okoliczności były nietypowe. Honved jechał na mecz Pucharu Europy z Athletikiem. W Bilbao przegrał 2:3, ale czekał go rewanż, którego nie mógł rozegrać w ogarniętym stanem wojennym Budapeszcie. Po stolicy Węgier jeździły sowieckie czołgi, a gracze Guttmanna zastanawiali się czy w ogóle wracać. Ostatecznie rewanż z Baskami odbył się w Brukseli, gdzie padł remis 3:3. Honved odpadł, ale nie wrócił do kraju. Piłkarze jeździli po Europie południowej (Włochy, Portugalia, Hiszpania) i grali sparingi. Dostali nawet propozycję z Meksyku, aby wystąpić w tamtejszej lidze, a w zamian mieli dostać azyl polityczny. Bela pojechał z piłkarzami do Ameryki Południowej, ale do Brazylii, gdzie rozgrywali kolejne mecze. FIFA wykluczyła Honved ze wszystkich rozgrywek, więc w końcu jego piłkarze musieli wrócić do Europy, choć nie wszyscy pojechali do Węgier. Trzech zawodników, z Ferencem Puskasem na czele, zostało na zachodzie.
Brasiliana
Guttmann natomiast został w Brazylii, gdzie podjął pracę w FC Sao Paulo. Tam również wpajał system 4 – 2 – 4, który dobrze wyszkoleni technicznie Brazylijczycy opanowali bez problemu. Na rok przed mundialem w Szwecji wywalczył mistrzostwo kraju, a Vicente Feola, selekcjoner Brazylijczyków, na mistrzostwach świata używał takiego samego schematu. To wtedy cały świat zadziwiła taktyka, którą nazwano brasilianą. Zawodnicy z kraju kawy doprowadzili ją do perfekcji i w 1958 roku zdobyli Puchar Świata. Tak narodziła się potęga Canarinhos.
Guttmann w tym czasie nie próżnował. Po sukcesie z Sao Paulo, w swoim stylu zmienił otoczenie i przeniósł się do Portugalii, by tam nauczać nowoczesnego futbolu. Już w pierwszym sezonie w FC Porto zdobył mistrzostwo kraju. Po tym triumfie od razu przeniósł się do Benfiki, gdzie odnosił wielkie sukcesy i odkrył dla świata piłki prawdziwy diament – Eusebio. Węgierski trener w ogóle zmienił całą drużynę z Lizbony. Pożegnał się z 20 piłkarzami, na miejsce których zatrudnił młodych, perspektywicznych graczy, w tym 17-letniego Eusebio. Na efekty nie musiał długo czekać.
W 1960 i 1961 Benfica była bezkonkurencyjna w Portugalii, a w 1961 i 1962 dwa razy z rzędu zdobyła Puchar Europy, przerywając tym samym hegemonię Realu Madryt. W pierwszym finale tych rozgrywek piłkarze Beli Guttmanna wygrali z Barceloną 3:2, a w drugim, rozegranym w Amsterdamie, pokonali wielki Real 5:3. 3 gole dla Królewskich strzelił Puskas. Hiszpanie prowadzili w tym meczu już 2:0, ale w drugiej połowie prawdziwy popis dał Eusebio, który był nie do zatrzymania przez rywali. Ostatecznie zakończył spotkanie z dwiema bramkami na koncie.
Klątwa Guttmanna
Dla Guttmanna był to trzeci rok pracy w Benfice i zgodnie ze swoją zasadą odszedł z klubu. Kiedy rezygnował powiedział, że na taki sukces Benfika będzie czekać 100 lat. Od tamtej pory portugalski zespół 5 razy grał w finale Pucharu Mistrzów, ale nigdy go nie zdobył. Przed finałem w 1990 roku Eusebio modlił się przy grobie Beli, aby odczynił klątwę, jednak ta wciąż pozostała żywa.
Sam Guttmann też do końca kariery nie zdobył żadnego trofeum, ale jeszcze przez 10 lat był cenionym fachowcem. Prowadził m.in. reprezentację Austrii, ponownie Benfikę, Panathinaikos Ateny, czy Austrię Wiedeń. Przez ostatnie 9 lat życia był bierny zawodowo. Zmarł 28 kwietnia 1981 roku w Wiedniu.
Guttmann zrewolucjonizował futbol. Oczywiście taktyki 4 – 2 – 4 nie można przypisać tylko jemu i Sebesowi. Już w 1953 roku Manuel Fleitasa Solicha użył tego ustawienia w Copa America i doprowadził Paragwaj do zwycięstwa w tych rozgrywkach. Sam Puskas przyznał jednak, że bez Beli Guttmanna nie byłoby ani złotej węgierskiej jedenastki, ani wielkiej Brazylii.
Adrian Koliński,
PilkaNozna.pl
Wszystkie odcinki z serii Legendy Futbolu odnajdziecie TUTAJ!