Przejdź do treści
Przełomowy każdy rok

Polska Ekstraklasa

Przełomowy każdy rok

Uwzględniając wszystkie wyniki z minionych 12 miesięcy, Śląsk był czwartą siłą w Ekstraklasie. Jednym z odkryć wrocławskiej drużyny okazał się Jakub Łabojko.
(fot. K. Paczkowska/400mm)


Jaki dla Śląska był 2019 rok?
Szalony – to pierwsze określenie, które przychodzi mi do głowy – mówi Łabojko. – Niemal do końca poprzedniego sezonu walczyliśmy o utrzymanie, zapewniając je sobie dopiero w przedostatnim meczu z Miedzią. Gdybyśmy nie wygrali w Legnicy, spadlibyśmy z Ekstraklasy. Obecny zaczął się dla nas zdecydowanie lepiej, po siedmiu kolejkach byliśmy nawet liderem. Rok 2019 obrazuje więc duża sinusoida. Potrafiliśmy wyjść ze sporego kryzysu, powoli zmierzamy ku dobremu.

Progres, jaki wykonał Śląsk pod wodzą Vitezslava Lavicki, jest wyraźny: Czech przejmował drużynę znajdującą się tuż nad strefą spadkową, dziś jesteście w czołówce tabeli.
Od samego początku w naszej grze widać było rękę szkoleniowca. Nie od razu szły za tym wyniki, lecz dało się zauważyć inną filozofię. Trener Lavicka zaczął budowę zespołu od szczelnej defensywy. Po wymagającym sezonie nakazał nam wyczyścić głowy, podejść do nowych rozgrywek w zupełnie inny sposób. Nikt w klubie nie składał daleko idących deklaracji: Wrocław jest dużym miastem i zasługuje na europejskie puchary, jednak trudno ich oczekiwać po czterech sezonach bez awansu do górnej ósemki. Podeszliśmy więc do tego z większą pokorą. Przed każdym meczem powtarzamy sobie, że musimy walczyć tak, jakbyśmy znów grali spotkanie o uniknięcie degradacji.

Majowy mecz z Miedzią stał się punktem odniesienia.
Czerpiemy z doświadczeń poprzedniego sezonu. Zdarzały nam się spotkania, w których co prawda walczyliśmy na 100, ale można było dać z siebie 110 procent. Nikt nie chce dopuścić myśli, żebyśmy ponownie bili się tylko o utrzymanie. Z biegiem czasu to hasło staje się jednak coraz mniej adekwatne, ponieważ miejsce w górnej połowie tabeli jest już blisko. Brakuje nam jeszcze kilku punktów, by zapewnić sobie górną ósemkę i móc skoncentrować się na walce o coś więcej.

Co trener Lavicka zmienił w codziennym funkcjonowaniu drużyny?
Atmosfera w całym klubie jest zdecydowanie inna. Zespół dobrze czuje się w swoim towarzystwie. W poprzednim sezonie trochę brakowało piłkarzy w średnim wieku, w kadrze znajdowali się albo bardzo doświadczeni gracze, albo młodzi, dopiero wchodzący do Ekstraklasy. Byliśmy też w znacznym stopniu uzależnieni od Marcina Robaka i kiedy on nie strzelał, nasza ofensywa nie wyglądała dobrze. Obecnie nadal mamy jeden z najstarszych składów w lidze, ale drużyna jest lepiej zbilansowana. Odpowiedzialność rozkłada się na wielu zawodników. Znaleźliśmy balans, o którym często mówi szkoleniowiec.

Lavicka nadal wybiera sentencję, która stanowi motyw przewodni danego meczu?
Nie dotyczy to każdego spotkania, ale przy większości faktycznie tak robi. Podczas odprawy trener wiesza w szatni motto, które nawiązuje do konkretnego meczu lub momentu rozgrywek. Na przykład przy okazji starcia z ŁKS hasło dotyczyło tego, że niezależnie od numeru kolejki, z boiska nie ma do wzięcia nic innego niż trzy punkty. Trener Lavicka stosuje też inne metody motywacyjne, choćby filmy.


Regularnymi występami w podstawowym składzie ugruntowałeś swoją pozycję w Śląsku. Z tego powodu miniony rok możesz uznać za przełomowy?
Od pewnego czasu w zasadzie każdy rok jest dla mnie przełomowy. Z czwartej ligi przeniosłem się do drugiej, później awansowałem do pierwszej, a po jednym sezonie spędzonym na zapleczu udało mi się trafić do Ekstraklasy. Wszystko nastąpiło może nie błyskawicznie, ale bardzo szybko. Każdy rok jest dla mnie krokiem w przód i mam nadzieję, że 2020 również nim będzie. Nie mam na myśli zagranicznego transferu, lecz ustabilizowanie statusu w drużynie. Chciałbym wywalczyć stałe miejsce w jedenastce, być jednym z tych piłkarzy, od których rozpoczyna się ustalanie składu.

W kontekście beniaminków mówi się, że drugi sezon w Ekstraklasie jest znacznie trudniejszy niż pierwszy. Czy to stwierdzenie można odnieść także do piłkarzy?
Poprzedni sezon był bardzo intensywny: z czasem dostawałem od trenera coraz więcej szans, ale jednocześnie osiągaliśmy coraz gorsze wyniki. Nauka wyniesiona z tamtego okresu procentuje teraz. W moim przypadku to pierwszy rok w Ekstraklasie był trudniejszy. Obecnie mi i całemu zespołowi towarzyszy zupełnie inny rodzaj presji – nie sposób porównywać rywalizacji o czołowe lokaty z walką o utrzymanie.

TYGODNIK „PIŁKA NOŻNA” DOSTĘPNY TAKŻE W FORMIE E-WYDAŃ. POBIERZ TUTAJ (link działa tylko na smartfonach i tabletach)


To prawda, że z boiska treningowego trzeba cię ściągać niemal siłą?
Nie jestem zawodnikiem bazującym na wybitnym talencie. Wokół zawsze było wielu bardziej uzdolnionych niż ja, wobec czego braki musiałem nadrabiać ciężką pracą. To zaprowadziło mnie na poziom, na którym jestem teraz. Nie mogę zrezygnować z obranej wcześniej drogi, bo kariera jest krótka i trzeba z niej wycisnąć jak najwięcej. Poświęcam sporo czasu na dodatkowe treningi, a potem czuję satysfakcję, widząc ich efekty. Pracuję na boisku, w siłowni i z trenerem mentalnym. Robię także kurs trenerski UEFA B.

Żeby lepiej rozumieć grę w tej chwili, czy aby zająć się szkoleniem po zakończeniu kariery?
To przede wszystkim inwestycja w przyszłość. Jednocześnie liczyłem, że kurs powiększy moją obecną świadomość piłkarską, natomiast poruszana jest na nim raczej tematyka futbolu juniorskiego i amatorskiego. Siłą rzeczy jeszcze nie wyciągnąłem z niego tyle, ile bym chciał.

Planujesz kontynuować trenerską edukację na kolejnych poziomach?
Nie jest to takie proste. Trzeba uczestniczyć w każdym zjeździe, a one odbywają się przeważnie w weekendy. Nie da się tego pogodzić z grą w Ekstraklasie. Z tego względu pewnie zakończę na kursie UEFA B, przynajmniej na razie. O czymś więcej zacznę myśleć, kiedy będę zbliżać się do mety przygody z piłką.

Pochodzisz ze Śląska, ale jego górnej części. Na gliwickich Łabędach spędzało się wolny czas, grając w piłkę?
Jest w okolicy jezioro, ale chyba nigdy nad nim nie byłem. Wraz z liczną grupą chłopaków przede wszystkim kopaliśmy piłkę na osiedlach. To jeszcze były czasy, gdy brakowało boisk, ale nie chętnych do gry – dzisiaj jest odwrotnie.

W juniorach reprezentowałeś Piasta Gliwice. Co stanęło na drodze do pierwszej drużyny?
Wychowanków Piasta, którzy w ostatnich latach przebili się w zespole seniorów, można policzyć na palcach jednej ręki. Bardzo trudno było trafić do pierwszej drużyny z juniorów czy rezerw. Ponadto jeszcze nie obowiązywał przepis o młodzieżowcu. Także teraz w składzie Piasta praktycznie nie ma wychowanków – to daje do myślenia. Pierwszego zespołu dotykałem bardzo rzadko, kontakt ograniczał się tylko do sporadycznych treningów. Raz pojechałem z seniorami na mecz Pucharu Polski. W pewnym momencie zdałem sobie sprawę, że w Gliwicach będzie mi trudno się rozwinąć, zatem muszę poszukać szansy w innym miejscu.

Trafiłeś do Radzionkowa, jednak w czwartej lidze spędziłeś tylko pół roku.
W Ruchu była doświadczona szatnia, ale niewiele grania w piłkę. Szybko zdałem sobie sprawę, że stać mnie na występy na wyższym szczeblu. W Częstochowie poszukiwano akurat młodzieżowca na pozycję 6-8. Trafiłem do Rakowa na półroczne wypożyczenie – gdybym się nie sprawdził, wróciłbym do Radzionkowa. Udało się, zostałem na dłużej, wywalczyliśmy awans. Tym samym w ciągu niespełna roku pokonałem drogę z czwartej do pierwszej ligi. Żadnego trofeum jeszcze nie wygrałem, zatem właśnie to uznaję za swój największy sukces.

Półtora roku spędzone w Rakowie w największym stopniu ukształtowało cię jako zawodnika?
Z perspektywy czasu jestem bardzo zadowolony z tego okresu. Wiele nauczyłem się od całego sztabu szkoleniowego, poznałem mnóstwo dobrych i mądrych ludzi. Już po odejściu z Rakowa zdałem sobie sprawę z klasy oraz profesjonalizmu trenera Marka Papszuna. Raków, choć może jeszcze nie w bieżącym sezonie, może sporo namieszać w Ekstraklasie.

Wystąpiłeś w młodzieżowej reprezentacji Polski w eliminacjach poprzednich mistrzostw Europy. Zagrałeś 90 minut w meczu z Finlandią i… to by było na tyle. Dlaczego nie zadomowiłeś się na dłużej w kadrze Czesława Michniewicza?
Przygoda z reprezentacją U-21 zaczęła się od konsultacji w Bydgoszczy w maju 2018 roku. Pojawili się na niej zawodnicy, którzy dotychczas nie byli zapraszani na zgrupowania kadry, a wyróżniali się w Ekstraklasie lub pierwszej lidze. Musiałem nieźle wypaść, ponieważ selekcjoner mnie zapamiętał i powołał na najbliższe mecze o punkty. Przyjechałem w zastępstwie Szymona Żurkowskiego, wystąpiłem w spotkaniu z Finlandią. Otrzymałem zaproszenie również na kolejne zgrupowanie, jednak wykluczyła mnie z niego kontuzja. Uraz pojawił się w najgorszym momencie, bo właśnie kończyły się eliminacje, za chwilę były baraże z Portugalią, krystalizowała się kadra na turniej. Zostałem jeszcze powołany na marcowe sparingi, ale w żadnym nie zagrałem. Liczyłem na wyjazd na Euro, jednak nie mogę mieć pretensji do trenera Michniewicza. Drużyna była już zgrana, w dodatku z bardzo mocno obsadzonym środkiem pola.

KONRAD WITKOWSKI

WYWIAD UKAZAŁ SIĘ W TYGODNIKU „PIŁKA NOŻNA” (nr 1/2020)

Możliwość komentowania została wyłączona.

Najnowsze wydanie tygodnika PN

Nr 50/2024

Nr 50/2024