Przed startem Serie A. Bliżej mistrza
Milan już podłączony pełną parą do chińskiego respiratora dostał nowe życie. Wpompowane miliony muszą ruszyć go z miejsca i mają wznieść najwyżej, jak się da. Mierzy w niezdobyty od sześciu lat Juventus i bierze z niego przykład z sezonu 2011-12, kiedy z siódmego miejsca wjechał na sam szczyt.
Trudno nie ulec sile entuzjazmu, jaki zapanował w Mediolanie. W pierwszej kolejności właśnie w Milanie. 211 milionów euro rzucone na mercato (i na tym nie koniec) rozgrzało wychłodzone serca kibiców do czerwoności. Kazało im ustawić się w kilometrowe kolejki po abonamenty i przy pierwszej okazji zjawić się na San Siro w liczbie blisko 66 tysięcy.
Brat na dokładkę
W innej sytuacji mało kto w środku wakacji zainteresowałby się meczem rangi trzeciej rundy eliminacji Ligi Europy z anonimowym klubem z Rumunii. Ale tym razem po prostu wypadało być na chrzcinach nowej drużyny. Z tej, która 28 maja na szóstym miejscu kończyła poprzednie rozgrywki, w podstawowym składzie uchowali się tylko Gianluigi Donnarumma i Hiszpan Suso. Sięgając dalej, bo do 19 lutego 2014 roku i ostatniego występu rossonerich w pucharach, zmieniła się cała kadra, oczywiście z trenerem włącznie. Niektórzy ośmielili się porównać tegoroczny Milan do tego sprzed 30 lat, kiedy w Milanello zakasywał rękawy Arrigo Sacchi. Vincenzo Montella ze zwycięstwa 2:0 i awansu nie robił sensacji, ale nad skutecznością działań dyrektora Marco Fassone i jego współpracowników rozpływał się w zachwytach. – To było dla mnie lato spełnionych marzeń – podsumował, wyciągając łakomie rękę po obiecanego mu napastnika. Zadowolony byłby z Nikoli Kalinicia, ale bardziej z Pierre’a-Emericka Aubameyanga.
Jednak zanim zrobiło się pięknie i optymistycznie, było nerwowo. A to za sprawą Donnarummy i jego nieobliczalnego menedżera Mino Raioli, który na początku czerwca ogłosił, że nastoletni bramkarz nie przedłuży kontraktu. Cały miesiąc upłynął na trzymaniu wszystkich w niepewności. Cwany Raiola doskonale wiedział, w co i z kim gra, i choćby z pomocą małego szantażu (ponoć Paris SG dawał 13 milionów euro pensji) starał się wyciągnąć jak najwięcej. Donnarumma tak naprawdę nie chciał odchodzić, Milan nie chciał go stracić, a Raiola chciał zarobić i te zachciewajki zmieściły pod wspólnym mianownikiem w formie pięcioletniego kontraktu, klauzuli odstępnego na poziomie 70 milionów i niemoralnej pensji w wysokości 6 milionów euro rocznie. Żaden 18-latek w historii nie zarabiał takiej góry pieniędzy, taki Cristiano Ronaldo w Manchesterze United zadowalał się 2 milionami. Przesunęło go to na trzecie miejsce listy płac wśród bramkarzy za Manuelem Neuerem i Davidem de Geą, aż o 2 miliony euro przed Gianluigim Buffonem. A jeszcze na deser dostał brata – 27-letni Antonio Donnarumma ściągnięty z Asterasu Tripolis został rezerwowym bramkarzem Milanu.
Równocześnie wokół twierdzy Gigiego cegła po cegle rósł luksusowy drapacz chmur z Leonardo Bonuccim jako fundamentem. 14 lipca, kiedy jeden z symboli wielkości Juventusu pomachał światu z Casa Milan, znacznie zmniejszył się dystans między pierwszym wygranym a pierwszym przegranym poprzedniego sezonu. Z psychologicznego punktu widzenia być może nawet wyzerował.
Nieskonsumowany Czech
Chińczycy z Milanu dopiero po raz pierwszy mogli napiąć muskuły, dlatego efekt przyćmił wszystko naokoło. Jednak tej samej maści właściciele Interu wcale nie zamierzają być gorsi, tyle że ich zabiegi bardziej rozciągnęły się w czasie. Im potrzebna była nie kolejna rewolucja, ale rozsądna ewolucja pod kierunkiem prawdziwego lidera. W tej roli obsadzony przez Waltera Sabatiniego został Luciano Spalletti, który dla ambicji Interu zrezygnował z pewnej Ligi Mistrzów w Romie. – To człowiek naszych marzeń – w kontraście do transferów Milanu chwalili się sąsiedzi zza miedzy.
Rok temu Inter z egzotycznego tournee przywiózł cięgi po tęgim laniu, jakie sprawili mu wymagający sparingpartnerzy, a po 1:6 z Tottenhamem Roberto Mancini złożył dymisję i później już było ciągle pod górę. Teraz Spalletti zdobył cenne skalpy na Lyonie, Bayernie i Chelsea oraz przekonał dalsze i bliższe otoczenie do swoich idei. Nawet tych, którzy mieli być tylko przejazdem, jak Stevan Jovetić, lub szykowani na szybką sprzedaż, jak Ivan Perisić. Świetnie wprowadzili się stoper Milan Skriniar i pomocnik Borja Valero. Czekając na następnych równie przydatnych, łysy szkoleniowiec przerobił Joao Mario (najdroższy piłkarz letniego mercato 2016) na wzór Simone Perrotty i Radji Nainggolana z Romy. Portugalczyk został więc z numeru i taktycznej potrzeby nową dziesiątką Interu.
Na tle Mediolanu, który ostatnimi czasy kompletnie wyszedł z mody i szasta pieniędzmi, żeby do niej wrócić, w Turynie, Neapolu i Rzymie panował względny spokój z co najwyżej pojedynczymi odchyleniami od normy.
Massimiliano Allegri wzmocniony nowym kontraktem do 2020 roku za 7 milionów euro kompletował układankę według autorskiego pomysłu. Nie było w niej miejsca dla skłóconego z nim Bonucciego, więc charyzmatyczny stoper został sprzedany. To oznaczało zerwanie ostatniego ogniwa z Antonio Conte, czyli rezygnację na dobre z trzyosobowej defensywy. W zamian mistrz i bez wątpienia ciągle faworyt nowego sezonu ma zaskakiwać bogactwem rozwiązań z przodu, co gwarantują Douglas Costa i Federico Bernardeschi. Z pozyskania Brazylijczyka i pozostania mimo poważnych zakusów Chelsea Aleksa Sandro najbardziej zadowolony powinien być Gonzalo Higuain. Tej klasy skrzydłowi dają duże gwarancje poprawienia dorobku strzeleckiego, który wynosił 32 gole.
Rok temu bianconeri jeszcze przed oficjalnym otwarciem okienka transferowego dokonali ważnych zakupów. Teraz też nosili się z takim zamiarem. Patrik Schick w Sampdorii zrobił tak wielkie wrażenie, że niektórym przed oczami pojawił się nowy Marco van Basten, z racji podobnego luzu w połączeniu z wrodzoną elegancją. Potencjał niesamowity, bo rzadko się zdarza, żeby ktoś po roku gry w przeciętnym klubie, w tym w połowie jako rezerwowy, został wyceniony na 30,5 miliona. Badania, na które Czech został zaproszony do Turynu w trakcie młodzieżowych mistrzostw Europy, zwykle są tylko formalnością, ale w jego przypadku nie były. Trwały osiem godzin i to już rodziło podejrzenia. Mijały dni i przecieki, że coś poszło nie tak potęgowały napięcie. Przeprowadzone 18 lipca ponowne testy zamknęły Czechowi drogę do Juventusu. Na przeszkodzie stanęły ponoć drobne problemy kardiologiczne, które wymagały od piłkarza odpoczynku i od lekarzy dalszego monitorowania. Juventus odpuścił, dla innych towar z fabryczną wadą pozostał atrakcyjny i wydaje się, że Schick przejdzie na stronę Interu. Na drugim miejscu nieskonsumowanych transferów znalazł się Antonio Cassano, który po dwóch tygodniach treningów wypiął się na Weronę, 300 tysięcy euro kontraktu i wrócił na łono rodziny.
Czas żniw
Juventus nie odpalił na starcie, więc prawdopodobnie szykuje mocny finisz. Zakładając, że nie znajdą potwierdzenia w faktach plotki o przenosinach Paulo Dybali do Barcelony, przede wszystkim zaczai się na pomocnika. Kilka opcji, jak Nemanja Matić, Steven N’Zonzi czy Blaise Matuidi, z różnych względów już raczej odpadło. W polu widzenia pozostał między innymi Emre Can z Liverpoolu. Nawiasem mówiąc, piłkarze tureckiego pochodzenia i Turcy stali się nagle bardzo popularni. W Milanie z fanfarami powitali Hakana Calhanoglu, którego niepodrabialną sztukę wykonywania rzutów wolnych ocenili na 10, odziedziczoną po Keisuke Hondzie. Roma za 13 milionów kupiła Cengiza Uendera i toczy korespondencyjną walkę z Interem o Emre Mora.
Kto spodziewał się po Monchim samych złotych strzałów, ten z pewnością przeżył zawód. A ze zdania nowego dyrektora sportowego, że odeszli ważni zawodnicy, których zastąpi lepszymi, za zgodną z prawdą uznaje tylko jego pierwszą część. Ze względu na przeszłość w Lazio bez żadnego kredytu zaufania wystartuje Aleksandar Kolarov, z kolei prawy obrońca Rick Karsdorp pierwsze kroki po podpisaniu kontraktu skierował do kliniki, gdzie przeszedł zabieg kolana. Gregoire’a Defrela nawet przy dużej dawce dobrej woli nie wypada umieścić na jednej półce z Mohamedem Salahem. Co innego Riyada Mahreza, za którego Leicester zażądało jednak więcej od 35 milionów oferowanych przez Monchiego. Domenico Berardi z Sassuolo to jeszcze większy luksus. Natomiast na duży plus mógł sobie Hiszpan zapisać przedłużenie kontraktu z Radją Nainggolanem, zatrzymanie Kostasa Manolasa i sprowadzenie Eusebio Di Francesco, którego w Rzymie kocha się za piłkarską przeszłość, a najbardziej za mistrzostwo w 2001 roku. Trenerem był wtedy Fabio Capello, który jako zawodnik Romy po prymat w Italii nie sięgnął. Di Francesco mógłby być pierwszym z takim dubletem.
Jak ognia etykietki faworyta unika Maurizio Sarri. Zwykła kokieteria lub przesądy, lub jedno i drugie. Gdyby należało dać więcej czasu Milanowi i Interowi na scementowanie składu, jak nakazuje rozsądek, to tylko Napoli powinno konkurować z Juventusem na równych prawach. Warunkiem wstępnym będzie przejście przez eliminacje Ligi Mistrzów, porażka z Niceą zaważyłaby negatywnie na morale drużyny i kibiców, a reakcja prezydenta Aurelio De Laurentiisa byłaby trudna do przewidzenia.
Napoli nie wydawało w nadmiarze, bo niespecjalnie musiało. Przecież już rok temu przygotowało grunt pod tegoroczne zbiory, które będą rekordowe, jeśli jeszcze bardziej urosną i zaowocują Piotr Zieliński, Arkadiusz Milik, Marko Rog i Amadou Diawara. Poza tym zatrzymało najważniejszych, co Marek Hamsik skwitował: „Zostaliśmy, żeby być pierwszymi”, i postarało lub stara się o dublerów, z których Algierczyk Adam Ounas już okazał się bardzo pojętnym uczniem. W Neapolu niezmiennie grają hymn radości dla futbolu pod batutą kochającego kreatywność i estetykę Sarriego. W pierwszym rzędzie brakuje tylko Milika, którego podmienił Dries Mertens. Na odwrotną roszadę się nie zanosi. – Trudno powiedzieć zawodnikowi, który w poprzednim sezonie strzelił 34 gole, że pozycja środkowego napastnika nie jest już dla niego i niech wraca na skrzydło – szczerze wyznał trener. A Belgowi rola snajpera spodobała się bardziej niż Neapol i neapolitańczycy (za wypowiedź, że w tym mieście nie ma chyba osoby, która nie miałaby z nim selfie, powinien dostać osobną nagrodę) i dlatego złożył autograf na nowej umowie.
Na sprzedaż
I na tej piątce zamyka się grono kandydatów do tytułu, ewentualnie do walki o Ligę Mistrzów. Skurczyło się z siedmiu. Nie nadążyły Lazio i Fiorentina. Z pierwszym rozstał się Lucas Biglia, a niewykluczone, że zrobią to Stefan de Vrij i Keita Balde. O następcach wiele nie wiadomo. Natomiast we Florencji nastąpiło gruntowne wietrzenie magazynów, których właścicielami nie pragną być dłużej bracia Diego i Andrea Della Valle. Już w czerwcu, po kolejnej akcji kibiców skierowanej przeciw nim, wydali oświadczenie o rezygnacji. Jednak chętny na zajęcie ich miejsc ciągle się nie znalazł. Podobnie w Genoi, gdzie białą flagę wywiesił Enrico Preziosi, rządzący od 2003 roku, czyli o rok krócej niż Della Valle w Fiorentinie. Tam przynajmniej za ocieplanie atmosfery z zapałem zabrał się Stefano Pioli, a że trenerski fach zna, to jeśli dopisze mu więcej szczęścia niż w Interze, wykrzesze z florenckiej młodzieży niejedną iskrę. Jakby w ślady Federico Chiesy poszedł Ianis Hagi, to już byłoby dużo.
Kłopoty jednych to szansa dla drugich. Być może w szarym przestanie być do twarzy Torino. Inna sprawa – czy Sinisa Mihajlović to nie najbardziej przereklamowany trener w całej lidze? Doświadczony i obyty w wielkim świecie Salvatore Sirigu przejął schedę po Johnie Harcie i zablokował transfer Łukasza Skorupskiego, w klubie został przymocowany stumilionową klauzulą odstępnego Andrea Belotti, powstał nowy ośrodek treningowy. Ale uwaga, na Filadelfię nie wypada tylko tak mówić. To miejsce kultu, tam torowało sobie drogę po kolejne tytuły Grande Torino. Odbudowana między innymi z kibicowskich składek i otwarta dla piłkarzy i publiki po 23 latach. Na pierwszym treningu stawił się komplet 3800 tifosich. Nie zejść z ligowego kursu i nie pobłądzić na europejskich ścieżce z pewnością pomoże rewelacyjnej Atalancie Josip Ilicić. Jednak jego transfer byłby niczym, gdyby Bergamo opuścił Papu Gomez. Argentyńczyk tego fanom nie zrobił i na piśmie zobowiązał się wytrwać aż do 2022 roku.
Z Polaków najodważniejszy krok wykonał Wojciech Szczęsny, który jeszcze w Romie był jednym z trzech zawodników w poprzednim sezonie z maksymalną liczbą minut na boisku w lidze. W Juventusie zanosi się, że przeważą te spędzone na ławce, co ma mu zrekompensować dopiero następny sezon. Milik z Zielińskim skazani są na postępy. Nie inaczej należy widzieć najbliższą przyszłość Karola Linettego. W dobre ręce i do dobrego klubu dla napastnika na dorobku trafił Dawid Kownacki. Przykłady Luisa Muriela i Schicka to tylko ostatnie z wielu. Paweł Jaroszyński ma dużo do nadrobienia i nadzieję, że w Chievo okażą mu tyle samo cierpliwości co Bartoszowi Bereszyńskiemu w Sampdorii. Niespodziankę może sprawić Paweł Bochniewicz w Udinese. Za to od Bartosza Salamona z Cagliari stale trafia się ktoś lepszy.
Z beniaminków dwóch spadnie. Nie ma litości, tak mówią statystki. Wszystko wskazuje na Benevento, które w elicie debiutuje, i SPAL odporne na Serie A od 1968 roku. Ten drugi wprowadzi do ligi pierwsza pani doktor. Włoska odpowiedniczka Evy Carneiro nazywa się Raffaella Giagnorio. Za Weroną przemawia tradycja, kibice i Giampaolo Pazzini wespół z Alessio Cercim.
Na zawsze z Serie A zniknął 46-letni Nicola Rizzoli. Początkowo miał sędziować jeszcze rok, ale skuszony posadą szefa pierwszoligowych sędziów i objęcia z Roberto Rosettim nadzoru nad systemem VAR zostawił gwizdanie młodszym. A pierwszy gwizdek już w sobotę w Turynie.
Tomasz Lipiński
TEKST UKAZAŁ SIĘ W NAJNOWSZYM WYDANIU TYGODNIKA „PIŁKA NOŻNA”