Protesty kibiców we Frankfurcie i Dortmundzie
Niemiecki futbol kocha tradycję. Godzina 15.30 w sobotę to pora kojarząca się wszystkim Niemcom tylko z jednym. Świadomie piszę wszystkim, bo piłka nożna za Odrą to zjawisko społeczne. Praktycznie każdy komuś kibicuje, a nawet jeśli nie robi tego aktywnie, to jest w stanie wskazać zespół, za który w mniejszym lub większym stopniu trzyma kciuki. W Niemczech piłka nożna to coś więcej niż tylko rozrywka dla mas.
TOMASZ URBAN
Wystarczy zerknąć na trybuny. Żadna inna liga nie przyciąga na stadiony tak wielu fanów. Średnie obłożenie stadionów grubo przekracza 90 procent, a przeciętna liczba widzów na meczu to blisko 45 tysięcy. Jesienne spotkania obejrzało w sumie ponad 6,5 miliona widzów. Kiedy jeszcze SV Darmstadt grało w 1. Bundeslidze, zdarzało się, że na mecze wyjazdowe tej drużyny jeździło nawet i sześć tysięcy fanów. Kibice Borussii Dortmund, Schalke czy Stuttgartu regularnie wykorzystują przynależną im 10-procentową pulę biletów na obcych stadionach. To liczby, wokół których nikomu nie wolno przejść obojętnie. Nawet bundesligowym macherom.
I dlatego też nikomu nie wolno lekceważyć wydarzeń, jakie miały miejsce ostatnio we Frankfurcie i Dortmundzie. Kibice tupnęli głośno nogą i pokazali dobitnie, że nie życzą sobie, by spotkania Bundesligi rozgrywane były w poniedziałki. Setki transparentów, bannerów, okrzyków, piłeczek tenisowych, wuwuzeli… Mecze te przeistoczyły się w swoiste happeningi, nie bez cichego przyzwolenia samych klubów. A to nie koniec. Fani zapowiadają kolejne akcje.
O ile w 2. Bundeslidze w poniedziałki gra się regularnie od 25 lat, o tyle do tego sezonu – w całej historii 1. Bundesligi – w poniedziałki rozegrano zaledwie 15 meczów, w dużej mierze przełożonych z innych dni. Dopiero nowa umowa telewizyjna, obowiązująca od bieżącego sezonu, usankcjonowała rozgrywanie meczów w ten nielubiany przez kibiców dzień. DFL zdecydowała, że w każdym kolejnym sezonie, aż do końca trwania bieżącej umowy, czyli do czerwca 2021 roku, w poniedziałki rozegranych zostanie pięć spotkań. Nie ma możliwości, by w tym okresie było ich ani więcej, ani mniej. Dla kibiców to jednak i tak o pięć za dużo, choć tak naprawdę chyba nie o te pięć meczów idzie gra.
Po co w ogóle Niemcy skusili się na taką innowację? Przecież wszyscy doskonale wiedzieli, że niemieccy fani nienawidzą poniedziałkowego futbolu. Dali temu wyraz chociażby przed dwoma laty przy okazji przeniesionego właśnie na poniedziałek ligowego meczu Werderu Brema z VfB Stuttgart. Jego klimat bardzo przypominał to, co działo się teraz we Frankfurcie i Dortmundzie. Christian Seifert, czyli szef DFL, twierdzi, że pomysł ten powstał z myślą o drużynach walczących w Lidze Europy. Uznano, że dzięki temu będą one miały więcej czasu na odpoczynek po czwartkowych meczach, co potwierdził ostatnio Ralph Hasenhuettl, mówiąc po meczu w Neapolu, że dla nich akurat spotkanie w poniedziałek z Eintrachtem było faktycznie dobrym rozwiązaniem. Dodaje też, że wcale nie chodzi tutaj o aspekt finansowy, bo dochód z meczów poniedziałkowych stanowi zaledwie 1 procent wartości całej umowy. Problem w tym, że DFL w międzyczasie strzeliła sobie samobója, wyznaczając na poniedziałek mecz 26 kolejki pomiędzy Werderem a Koeln, mimo iż przecież ani jedni, ani drudzy w europejskich pucharach nie występują. Nic dziwnego zatem, że kibice nie wierzą w zapewnienia, że liga nie ma planów, by zwiększyć liczbę poniedziałkowych meczów. Są przekonani, że to tylko pierwszy krok ku temu, by wzorem innych topowych lig w Europie, zatwierdzić poniedziałkowy termin na stałe. A na to ich zgody nie będzie.
Niemieccy fani futbolu twierdzą, że poniedziałkowe mecze znacząco utrudnią im życie, zwłaszcza jeśli chodzi o wyjazdy na mecze. Niemcy to przecież duży kraj i jeśli chciałoby się pojechać za swoją drużyną z takiej Bremy do Stuttgartu czy Freiburga, to na samą podróż straci się faktycznie nie jeden, ale w sumie dwa dni. A to oznacza konieczność wzięcia urlopu w pracy, co nie zawsze jest przecież możliwe. Ale DFL pomyślała o tym i w ramach rekompensaty zdjęła z kalendarza jedną „angielską” kolejkę. Dotychczas Bundesliga regularnie rozgrywała trzy pełne kolejki w środku tygodnia, czyli we wtorek i w środę. Od tego sezonu pozostały już tylko dwie, więc jakkolwiek by liczyć, dla większości kibiców nic się nie zmieniło. A jeśli się zmieniło, to raczej na ich korzyść, bo przy pięciu meczach w sezonie zdecydowanej większości klubów ów termin poniedziałkowy w ogóle nie dotknie. Dodajmy do tego piątkowe mecze, które też przecież rozgrywane są w dzień powszedni, czy choćby europejskie puchary, na które fani z Niemiec także ochoczo jeżdżą (kibice Eintrachtu dla przykładu w 2013 roku pojechali w sile 12 tysięcy na czwartkowy mecz fazy grupowej LE z Bordeaux) i których przecież nikt nie oprotestowuje. To wszystko pozwala stwierdzić, że protesty przeciwko poniedziałkowym meczom w Bundeslidze mają nieco głębsze podłoże niż tylko to związane z logistyką. Kibic piłkarski to konserwatysta. Nienawidzi zmian, zwłaszcza takich, które pchają futbol w szpony komercjalizmu. Stąd te wszystkie protesty przeciwko TSG Hoffenheim, RB Lipsk czy zmianom w regule 50+1. Ostatnie wydarzenia we Frankfurcie i Dortmundzie wpisują się w ten trend. To nie poniedziałek sam w sobie jest tutaj prawdziwym problemem dla grup kibicowskich, lecz fakt, iż kibic w kapciach na kanapie staje się ważniejszy niż ten z szalikiem na sektorze. To z kolei nie do końca pasuje klubom, które chciałyby zjeść ciastko i mieć ciastko, czyli cieszyć się z obecności fanów na stadionie i możliwe jak najwięcej zarobić z tytułu praw telewizyjnych. Dlatego też ani Eintracht, ani BVB nie miały zamiaru utrudniać kibicom przygotowanych przez nich akcji, a zarówno Hans-Joachim Watzke, jak i Niko Kovac dość jednoznacznie opowiedzieli się w tym konflikcie po stronie protestujących fanów.
Ogólnie opór przeciwko inicjatywie DFL jest w Niemczech dość duży i trudno sobie wyobrazić, by władze ligi poszły w przyszłości w tej kwestii krok dalej. Zbyt wiele mają do stracenia. Na siłę nikogo nie uszczęśliwią, a narobią sobie tylko wrogów.
TEKST UKAZAŁ SIĘ W OSTATNIM (9/2018) NUMERZE TYGODNIKA „PIŁKA NOŻNA”