Primera Division na półmetku. Pogoń za lisem
Rzadko zbiegają się w czasie kryzysy Realu i Barcelony. Teraz akurat zaszła taka koincydencja, jednak i bez niej Atletico liczyłoby się w walce o tytuł mistrza Hiszpanii, bo jego dorobek na niepełnym półmetku jest imponujący.
LESZEK ORŁOWSKI
Odrabianie zaległości z pierwszych kolejek oraz z tej zakłóconej przez Filomenę potrwa do końca marca. Tak więc po formalnym rozegraniu 19. serii brak jeszcze pięciu spotkań, by odbyła się ich dokładnie połowa. Niemniej jest to czas, żeby podsumować dotychczasową część sezonu. Najpierw zobaczmy, co wydarzyło się w poszczególnych klubach.
Kluby
1. Atletico. Efektowne 6:1 z Granadą, potem dwa bezbramkowe remisy z Huescą i Villarreal, a następnie zwycięski przemarsz przez całą jesień i pół zimy, zakłócony tylko przegraną z Realem. Atletico straciło zaledwie 7 goli w 18 meczach, liderowało na półmetku z dużą przewagą nad Realem i Barcą, mimo rozegrania jednego meczu od nich mniej. W mistrzowskim sezonie 2014-15 Colchoneros po 17. kolejkach mieli jeszcze lepszy bilans niż teraz: 15 zwycięstw, remis i porażka, w bramkach 46-11, ale wtedy trop w trop maszerowała z nimi Barcelona, zaś dziś nie mają rywala. Chociaż dużo mówi się o tym, że Cholo postawił na atak, to porównanie obecnego bilansu bramkowego: 33-7 z tamtym pokazuje, że przede wszystkim zespół na nieznany dotychczas poziom podniósł grę defensywną. Ot, jeden z paradoksów wersji cholismo obowiązującej w sezonie 2020-21. Piłkarze z Wanda Metropolitano są dziś bezlitośni w ataku i wyjątkowo sumienni po stracie piłki. A cały sezon przypomina wyścig ociężałych dobermanów za śmigłym lisem, który coraz bardziej się od nich oddala, już tylko miga jego ruda kita.
2. Real. Gdyby La Liga liczyła 10 drużyn, Real miałby o wiele większe szanse na mistrzostwo, bo najsłabiej grał z zespołami z dolnej części stawki. Bezradność Los Blancos w starciach z Cadizem czy Alaves – nie wspominając o pucharowej kompromitacji z Alcoyano – była przerażająca i jakże kontrastowała z pokazami mocy i dominacji w El Clasico, derbach stolicy czy meczu z Sevillą. Jeśli wszystko dalej będzie się w ten sposób układało, Real ma szanse raczej na wygranie Ligi Mistrzów niż Primera Division.
3. Barcelona. Raz było świetnie, raz beznadziejnie. Świetnie było zresztą przeważnie wtedy, kiedy swój dzień miał Leo Messi. Ronald Koeman wiele eksperymentował, czasami wchodził na manowce, ale mocno podciągnął trzech młodych: Araujo, Pedriego i Fatiego, co jest bardzo cenne. Jeśli Barcelona w końcu odnajdzie regularność, może deptać liderowi po piętach i wykorzystać jego ewentualne potknięcia.
4. Villarreal. Unai Emery zbudował drużynę wyjątkowo solidną, która przegrała dwa mecze, ale aż dziewięć zremisowała. Jak na początek pracy – super! Submarinos grają futbol wyjątkowo zrównoważony, ale na wskroś ofensywny.
5. Sevilla. 23 gole w 18. meczach to bardzo słaby dorobek jak na kandydata do Ligi Mistrzów. Sevilla miała straszne kłopoty z przekuwaniem swej dobrej gry na konkret. W końcówce rundy obudził się En-Nesyri i to jest nadzieja na czwarte miejsce na mecie.
6. Sociedad. Początek był zjawiskowy, ale potem pasmo kontuzji zatrzymało marsz Basków do Ligi Mistrzów. Będą musieli mocno pilnować szóstego miejsca.
7. Granada. Wielkie brawa za to, że drużyna potrafiła zachować miejsce w ligowej czołówce jednocześnie awansując do fazy pucharowej Ligi Europy. Ekipa Diego Martineza to coś w rodzaju probierza. Kto jest mocny i ma dobry dzień – może z nią wysoko wygrać, kto okaże jakąkolwiek słabość – dostaje od spryciarzy z Andaluzji po głowie.
8. Betis. Ma na koncie mecze beznadziejne, po których prasa domagała się głowy trenera Pellegriniego, jak i znakomite. Dobrze rokuje to, bo z czasem tych drugich było coraz więcej, a pierwszych – coraz mniej.
9. Cadiz. Mordercy futbolu znad Atlantyku mają się dobrze dzięki konsekwencji w realizowaniu zawsze takiego samego planu na mecz.
10. Getafe. Po dobrym starcie wpadło w potężny kryzys, znalazło się w strefie spadkowej, ale się z niej wydobyło.
11. Celta. Fatalny początek, zmiana trenera, potem pięć zwycięstw między 11. a 16. kolejką i kolejne pasmo porażek. Wszystko w tej drużynie zależy od Iago Aspasa. Na Celtę w dobrej formie patrzy się z przyjemnością.
12. Levante. Też było w strefie spadkowej i też z niej uciekło. Ofensywna filozofia gry Paco Lopeza wciąż się broni, choć co kilka miesięcy obwieszcza się w Hiszpanii jej zgon!
13. Athletic. Za kadencji Gaizki Garitano grał bezstylowo, wymęczając punkty. Może jednak forma z Superpucharu zostanie przez jego następcę Marcelino przeniesiona do Primera Division.
14. Valencia. Rozprzedana latem drużyna nie ma prawa być wyżej niż jest, i tak zagrała kilka nadspodziewanie dobrych meczów, w tym 4:1 z Realem.
15. Eibar. Damian Kądzior nie odnalazł się w zespole Jose Luisa Mendilibara i odszedł do Turcji. Eibar eksploatuje od lat te same pomysły, ale zdobywanie punktów przychodzi z coraz większym trudem.
16. Valladolid. Wynik lepszy od gry. Kibice w Puceli znów nie doczekali się zakupów, trener Sergio Gonzalez dokonuje nadludzkich wysiłków by znajdować gdzieś punkty.
17. Alaves. Grał raz lepiej, raz gorzej, aż w końcu szefowie zmienili trenera: za Machina przybył Abelardo. Problemem była mierna forma duetu napastników Joselu – Lucas Perez.
18. Elche. Gdy wszyscy spodziewali się, że sklecona naprędce drużyna beniaminka będzie dostawała baty od wszystkich, ona meldowała się w strefie pucharowej. Gdy osądzono, że okrzepła, nie wygrała żadnego z dwunastu ostatnich meczów rundy. Jednak i wtedy były niezłe momenty.
19. Osasuna. Po odcelebrowaniu w październiku w dobrych humorach jubileuszu stulecia klubu, zespół dopadła niewytłumaczalna zapaść i od tego czasu do końca rundy nie wygrał meczu.
20. Huesca. Co mecz było to samo: wysokie noty za styl, lecz porażka, co najwyżej remis. W całej rundzie wygrała jeden mecz, aż w końcu trener Michel został zwolniony. Pacheta będzie stawiał na futbol znacznie bardziej defensywny, więc z beniaminka nie zostanie już nic.
Piłkarze
Obok na diagramach prezentujemy 22. bohaterów pierwszej części sezonu. A oto czym się zasłużyli.
Oblak. Ma ponad 80 procent obronionych strzałów. Tak kosmicznie jak w tym sezonie nie bronił chyba nigdy.
Dmitrović. Jego cudowne parady zapewniły Eibar wiele punktów. Na koniec rundy strzelił z karnego gola liderowi. Nie przedłużył kontraktu ze swym klubem, w nowym sezonie zobaczymy go w jakimś topowym zespole.
Trippier. Ma najwięcej asyst wśród obrońców La Liga, bo aż pięć. Zawsze jest tam, gdzie trzeba.
Jesus Navas. Pod koniec rundy spadła na niego w rodzinnym mieście olbrzymia fala krytyki za rzekomo bardzo słabą formę. Może istotnie lepiej grał jesienią niż zimą, ale w kontekście całej rundy zasłużył na wyróżnienie, nie tylko za cztery asysty.
Kounde. Sevilla odrzuciła ofertę Manchesteru City opiewającą na 50 milionów euro i dobrze zrobiła. Pierwsza połowa bieżącego sezonu pokazała, do jak wielkich rzeczy stworzony jest ten zawodnik.
Savić. Szef obrony Atletico, asekuruje kolegów.
Pau Torres. Nienaganny w interwencjach, potrafi wyprowadzić piłkę jak rasowy libero.
Sergio Ramos. Dopiero gdy go zabrakło okazało się, kim wciąż jest dla defensywy Los Blancos. Trzeba odnotować, że Real miał drugą najlepszą obronę ligi.
Hermoso. Grał jako stoper, lewy kryjący obrońca w trzyosobowym bloku oraz lewy w kwartecie. W każdej z tych ról był znakomity. Strzelał gole, świetnie rozpoczynał akcje ofensywne. Jedno z odkryć rundy.
Alba. Miał wzloty i upadki, ale za kilka znakomitych meczów pod koniec rundy koniecznie trzeba go wyróżnić.
Casemiro. Strzelił dla Realu trzy gole, kapitalnie współpracował z obrońcami i z ofensywą. Różni zawodnicy mogą odejść niebawem z Realu, on musi zostać.
Koke. Miał kapitalny początek rundy, kiedy popisowo dyrygował grą Atletico. W drugiej części znów mocniej skoncentrował się na działaniach destrukcyjnych, które też jednak świetnie mu się udawały.
Canales. To prawdziwy wirtuoz, w formie jesiennej można go porównywać z Iniestą, Cazorlą, Davidem Silvą z najlepszych lat. Strzelił sześć goli, zaliczył cztery asysty, bez niego Betis nie istniał.
Fernando. Kapitalnie asekuruje kolegów, odbiera piłkę rywalom, starannie rozprowadza ją na własnej połowie. Gdyby w każdym zespole było po trzech takich graczy jak on, wszystkie mecze kończyłyby się wynikiem 0:0.
De Jong. Koeman zdecydowanie na niego postawił, dał mu w drugiej linii dużą swobodę działań, z której Holender umiał skorzystać.
Llorente. Był jak maczeta wbijająca się w gąszcz zasieków rywala. Niezmordowany, obdarzony wielką intuicją, świetny zawodnik!
Oyarzabal. Alfa i omega ofensywnej gry Sociedad. Strzela, drybluje, asystuje.
Messi. Jest jak stary dąb, który najpóźniej się wiosną zazielenia, ale potem daje najwięcej cienia. Miał ustąpić pola innym snajperom w walce o Trofeo Pichichi, a zakończył rundę jako lider klasyfikacji najlepszych strzelców.
Aspas. Strzelił 9 goli i zaliczył 6 asyst co oznacza, że tylko siedem bramek Celta zdobyła bez jego udziału na ostatnim etapie akcji. Niesamowite.
Benzema. On z kolei ma 8 goli i 5 asyst, a Real zdobył 30 bramek, więc jego udział w dorobku swego zespołu też jest znaczący. Miał bardzo dużą amplitudę formy.
Gerard. Natomiast napastnik Villarreal grał bardzo równo. Osiągnął obecnie życiową dyspozycję.
Luis Suarez. Cała gra ofensywna Atletico jest zorganizowana wokół niego. Strzela, robi miejsce kolegom, walczy z obrońcami. A to wszystko za pieniądze Barcelony.