Radość Messiego jest w pełni uzasadniona. (fot. Reuters)
Zwykło się mówić, że Barcelona pod wodzą Ronalda Koemana nie potrafi grać przeciwko drużynom z najwyższej półki. Było w tym stwierdzeniu sporo racji, gdyż piłkarze ze stolicy Katalonii w tego rodzaju spotkaniach zazwyczaj zawodzili.
Wszystko wskazuje jednak, że to już miniona przeszłość, co Koeman i spółka udowodnili w dwudziestej piątej kolejce na Estadio Ramón Sanchez Pizjuan, gdzie w sposób nie pozostawiający żadnych wątpliwości ograli tamtejszą Sevillę.
„Duma Katalonii” na przestrzeni dziewięćdziesięciu minut w pełni kontrolowała przebieg boiskowych wydarzeń. Udało się jej całkowicie zneutralizować najgroźniejsze atuty sewilczyków i jednocześnie wyeksponować własne zalety w ofensywie.
FCB objęła prowadzenie w dwudziestej dziewiątej minucie za sprawą Ousmane Dembele. Francuz został obsłużony prostopadłym podaniem ze strony Leo Messiego i skutecznie wykończył sytuację sam na sam.
W sześćdziesiątej ósmej minucie Clement Lenglet podwyższył prowadzenie, lecz jego gol nie został uznany, gdyż znajdował się na pozycji spalonej. Podobnie było w osiemdziesiątej pierwszej minucie, gdy arbiter również nie uznał trafienia, tym razem strzelonego przez Sevillę ze względu na zagranie ręką.
Ostatnie słowo należało do barcelończyków. W osiemdziesiątej piątej minucie Leo Messi sfinalizował indywidualną szarżę i postawił przysłowiową kropkę nad i. Jednocześnie ekipa z Camp Nou potwierdziła swoje mistrzowskie aspiracje.