Obiegowe powiedzonko pozwala umrzeć po ujrzeniu Neapolu. Piotr Zieliński umierać nie zamierza, bo on dopiero się rozpędza. Jest sympatykiem Realu Madryt, ale umiejętności i styl posiadł charakterystyczne dla wychowanka La Masii. No i serce ma wrażliwe, jakby w życiu napatrzył się na niejedno nieszczęście.
ZBIGNIEW MUCHA
Kiedy sześć lat temu wyjeżdżał z lubińskich rezerw do drużyny U-19 klubu Udinese Calcio, a Zagłębie w zamian otrzymało 100 tysięcy euro, wyglądało to na złoty interes polskiego klubu. Dziś wiadomo, że nie był to żaden interes. Młody Piotrek nie tylko nie utopił się we włoskiej piłce, ale stopniowo – przez Udine i Empoli – wspinał na poziom gwiazdorski. Gdy Napoli zapłaciło latem za 22-letniego pomocnika około 15 milionów euro, a mówiono też o 20, mało kogo to zdziwiło. – Czuję się doceniony, ale wiem też, że ceny za zawodników znacząco poszły w górę. Kiedyś za 20 milionów kupowało się supergwiazdy. A ja supergwiazdą dopiero będę – złożył deklarację w rozmowie z „Polska The Times
(…)
Być obunożnym
Wywodzi się z usportowionej rodziny. Najstarszy brat Tomasz (32 l.) przez kilka sezonów był zawodnikiem Miedzi Legnica, średni Paweł (27 l.) trzeci sezon gra w Śląsku Wrocław i zbliża się do setki występów w ekstraklasie; mniej więcej tyle samo gier ma cztery lata młodszy Piotr w Serie A. Wszyscy zaczynali kariery w Orle Ząbkowice Śląskie – klubie, w którym wcześniej grał też ojciec Bogusław. Senior po latach został trenerem młodzieży w Orle, a najbardziej utalentowany syn trafił pod jego skrzydła.
Technikę ćwiczyli cały czas, nawet po godzinach, nawet w ogródku i korytarzu. Bo Piotrek miał grać obiema nogami. Mały chodził więc i żonglował, a jak bił rekordy, dostawał drobne. Do czasu, bo później rodzicom nie starczyłoby na wypłatę „kontraktu”. W ten sposób doszedł może nie do technicznej perfekcji, ale do takiego punktu, że skauci z Udine mieli ponoć kłopot, by określić, czy jest prawo-, czy lewonożny. Poważne granie zaczęło się od turnieju Z podwórka na stadion o Puchar Tymbarku. Dostał się do kadry Dolnego Śląska i dalej już się potoczyło. Musiał znaleźć sobie większy klub niż Orzeł. Chciały go Legia i Lech, ale rodzice nie zamierzali puszczać go zbyt daleko od domu. Poszedł do Lubina. Był też na testach w Leverkusen, gdzie zaopiekował się nim Andrzej Buncol. Bayer się zdecydował, ale znów weto postawili rodzice. W końcu swego dopięli Włosi z Udine…
Pod Wezuwiuszem nie jest tak popularny jak Milik, który kilkoma bramkami rozkochał w sobie południe Włoch, ale to pewnie wkrótce się zmieni. Chyba że wcześniej Zielek zmieni klub. Na życie we Włoszech nie narzeka. Zaaklimatyzował się, poznał język i kulturę. Często jest przy nim dziewczyna Laura, modelka i studentka na kierunku analityka medyczna. Musiał tylko przywyknąć do zgiełku i specyfiki – dobrej i złej – dużego Neapolu. Po małym Empoli poruszał się rowerem. Teraz to niemożliwe.
Na portalu laczynaspilka.pl czytamy: „Piotrek uwielbia grać w piłkę, kopać ją, kiedy tylko jest taka szansa, niekoniecznie na boisku. Kiedy piłki już kopać nie można, przerzuca się na jej oglądanie. Mało jest piłkarzy, którzy wiedzę na temat innych drużyn i zawodników mają tak imponującą. Z głowy wymieni skład Stoke City i przypomni, jaka jest największa gwiazda Dinama Zagrzeb. W uporządkowywaniu informacji piłkarskich pomaga mu słabość do konsoli. Uwielbia grać w FIFĘ i nie próbuje nikomu wmówić, że woli czytanie książek”.
(…)
CAŁY TEKST MOŻNA ZNALEŹĆ W NOWYM (21/2017) NUMERZE TYGODNIKA „PIŁKA NOŻNA”