Przejdź do treści
Pora na najszybsze derby Mediolanu

Ligi w Europie Serie A

Pora na najszybsze derby Mediolanu

Gdyby do walki o prymat w Mediolanie zamiast drużyn stanęli dwaj najszybsi zawodnicy, niewykluczone, że do wyłonienia zwycięzcy w biegu sprinterskim Achraf Hakimi kontra Theo Hernandez potrzebna by była fotokomórka.



Czy Hernandez prześcignie Hakimiego? (fot. Reuters)

TOMASZ LIPIŃSKI

To byłby fascynujący wyścig. Pierwszy z bloków wyszedłby wyższy i smuklejszy Hakimi. Jeśli miałby dobry dzień, prowadziłby od startu do mety. Nie dałby szans. Przy nieco słabszej dyspozycji rywala przypominający sylwetką bardziej sprintera, a najbardziej rugbystę i biegnący z siłą wodospadu Hernandez mógłby nadrobić stratę i wygrać na ostatnich metrach. Z wynikiem 36,5 km/h lepszym rekordem życiowym legitymuje się Marokańczyk, natomiast Francuz z prędkością 33,55 km/h szybciej biegał w tym sezonie. Znają się, szanują i lubią, jak to byli koledzy z jednej szatni. Jako rywale spotkają się pierwszy raz, choć tak nie do końca.

Lipiec 2017

Real Madryt rozpoczynał przygotowania do kolejnego sezonu. Na treningu u Zinedine’a Zidane’a stawili się między innymi powracający z wypożyczenia do Deportivo Alaves 20-letni Hernandez i awansowany z Castilii o rok młodszy Hakimi.

Francuz mógł być z siebie zadowolony i pełen nadziei, że w doborowym towarzystwie jego obecność nie przejdzie niezauważona. Pewności siebie dodała mu regularna gra w La Liga i pierwsze dwa gole na poziomie seniorskim. Temu drugiemu towarzyszyła szczególna oprawa, jak każdemu finałowi Pucharu Króla. Alaves dotarło tak wysoko po raz pierwszy w historii i na stadionie Vicente Calderon miało plan postawić się Barcelonie. Trzy minuty po trafieniu Leo Messiego okazało się, że lewa noga słucha Francuza nie gorzej niż Argentyńczyka i wykonał rzut wolny w jego wielkim stylu. Jeszcze przed przerwą Neymar z Paco Alcacerem wybili z głowy chęć na coś więcej w finale. Niedosyt więc jakiś pozostał, ale generalny rachunek wyszedł na plus: u Mauricio Pellegrino pokazał wszystkim i sobie, że nie tylko może być, ale nie jest gorszym piłkarzem niż grywający już regularnie o wysoką stawkę z Atletico brat Lucas, który za rok został z reprezentacją Francji mistrzem świata.

Hakimi wpadł do szatni pierwszego zespołu Królewskich ze świetnymi rekomendacjami od Santiago Solariego i Gutiego, trenerów w Castillii i drużynie U-19. W szeregach tej drugiej mignął nawet w polskiej telewizji przy okazji meczu w Youth Champions League, kiedy do Madrytu przyjechała Legia. Po samobójczym golu Sebastiana Szymańskiego wygrali gospodarze 3:2. Marokańczyk w statystykach zapisał się żółtą kartką. Jego Real podobnie jak rok wcześniej zatrzymał się na półfinale. Z tamtego składu w tak krótkim czasie podobnej do jego kariery nie zrobił nikt, na dobrej drodze wydaje się być kapitan Oscar Rodriguez. Ale nie wyrywajmy za bardzo do przodu, ciągle jesteśmy w połowie 2017 roku.

Punktem odniesienia dla jednego był Brazylijczyk Marcelo, dla drugiego Dani Carvajal. Dwie odległe, prawie nieosiągalne planety. W sezonie przeładowanym meczami musiał się jednak znaleźć czas na odpoczynek dla najlepszych, na co tylko czekali młodzi, zdolni i ambitni. Tacy jak ci dwaj. Marcelo zrobił miejsce na 16 meczów, w tym 3 w Lidze Mistrzów. Hakimiemu udało się zapisać kartę pracy nieco gęściej. Bo i pograł na czterech frontach i jeśli już dostawał szanse, to wychodził w podstawowym składzie. A przede wszystkim zdobył dwie bramki. Obie przed wymagającą publiką gromadzącą się na Santiago Bernabeu. Do triumfu w Lidze Mistrzów wniósł wkład w ciężarze 180 minut, o 50 minut większym niż Hernandez.

Łatwo można sobie wyobrazić taką sytuację, w której Zidane szykując na treningach grę wewnętrzną, rozdawał znaczniki i jednemu dał pomarańczowy, a drugiego przydzielił do przeciwnej drużyny. Grali wtedy na siebie, przebiegali obok siebie, ścigali się. Trzy lata temu rozgrywali pierwsze derby Mediolanu. Byli jednak jeszcze przede wszystkim kolegami i kopali do jednej bramki. Wespół zagrali dla Realu o stawkę cztery razy, ale tylko raz zarówno wyszli razem na boisko jak i razem z niego zeszli. 28 kwietnia 2018 roku pokonali Leganes 2:1, bo tak się złożyło, że Marcelo i Lucas Vazquez (Carvajal leczył kontuzję) zbierali siły na rewanżowy półfinał z Bayernem Monachium.

Sierpień 2019

Kariera Hakimiego znajdowała się na krzywej rosnącej. Stawał się coraz bardziej rozpoznawalnym piłkarzem. Rozpoczynał drugi sezon na wypożyczeniu w Borussii Dortmund i wszystkim takie rozwiązanie bardzo odpowiadało: Realowi, bo wartość młodzieńca rosła, Marokańczykowi, bo regularnie grał, Niemcom, bo zyskali bardzo widowiskowego obrońcę, który w pierwszym sezonie dał się poznać z jak najlepszej strony.

Wejście miał jak marzenie. Debiut w Bundeslidze zakończył z golem. W drugim i trzecim meczu zaliczył po asyście. Zalazł za skórę Atletico Madryt trzema asystami, tak wyglądał jego występ numer 4. Bilans, na który złożyło się 28 meczów, 3 gole i 7 asyst mógł być okazalszy, gdyby nie kontuzja odniesiona na sześć tygodni przed końcem rozgrywek.

O Hernandezie było bardzo głośno. Tyle że o Lucasie, który za 80 milionów euro, czyli wtedy najwyższą kwotę w historii ligi niemieckiej, przenosił się z Atletico do Bayernu. Theo siedział schowany głęboko w cieniu, nie miał za bardzo z czym wyjść do ludzi. Na drugim wypożyczeniu z Realu nie poszło mu tak dobrze jak w Alaves. Męczył się w Realu Sociedad San Sebastian, któremu w sezonie 2018-19 długo szło jak po grudzie. W 5 kolejce za spoliczkowanie Damiana Musto z Hueski zobaczył czerwoną kartkę i następnie został zawieszony na cztery kolejki. Trener Asier Garitano nie skreślił go i nadal obsadzał na lewej obronie. Mocną pozycję Francuza podkopał nowy szkoleniowiec Imanol Alguacil, u którego w hierarchii coraz wyżej piął się Aihen Munoz i na koniec sezonu należało ogłosić, że to on wyszedł zwycięsko z tej rywalizacji. Po co więc Hernandezowi było wracać do Madrytu, jeśli w przeciętnym Sociedad nie umiał się wyróżnić? Myśl o kolejnym sezonie spędzonym na królewskiej ławce lub na przypadkowym wypożyczeniu była frustrująca. Jego menedżer musiał pilnie znaleźć rozwiązanie w tej coraz bardziej patowej sytuacji. I wtedy na horyzoncie pojawił się Milan.

Wielkie włoskie kluby, z wyjątkiem Juventusu, od dawna nie mogą sobie pozwolić na odkupienie od Barcelony czy Realu Madryt ich gwiazd, ale że magia nazw działa na wyobraźnię, dlatego chętnie zadowalają się okruchami z pańskiego stołu, czyli rezerwowymi. Przykładów piłkarzy za słabych na wymagania wielkiej dwójki z La Liga, którzy zasili Romę, Lazio, Fiorentinę, Inter lub Milan bez trudu znalazłoby się kilka. Hernandez jest jednym z nich. I zarazem najlepszym.

Na Ibizę, gdzie Francuz spędzał wakacje, pofatygował się sam Paolo Maldini. Jeśli taka legenda i ktoś wyjątkowy dla każdego, bez względu na wiek lewego obrońcy przyjeżdża osobiście, to nie musi nawet dużo obiecywać i roztaczać nie wiadomo, jakich wizji. Hernandez nie ociągał się i wpisał na listę transferową Milanu, który w zamian przelał na konto Realu 20 milionów euro. Kibice rossonerich nie za bardzo wiedzieli, co o tym transferze myśleć. Dominował sceptycyzm. Z jednej strony mieli dość przewidywalnego do bólu i schematycznego Ricardo Rodrigueza, z drugiej – o nowym nabytku słyszeli tyle, że jest młodszym bratem sławnego Lucasa. Ot, gorszy model. Po bliższym przyjrzeniu w niektórych meczach wyglądał, jakby urwał się z choinki. Biegał po boisku jak oparzony, ekspresji jego grze nie brakowało, chaosu było w nadmiarze. Gdzie z takimi manierami do uporządkowanej Serie A? Wydawało się, że nieokrzesanemu obrońcy szybko każą wstać od stołu i opuścić ristorante.

Październik 2020

Oooo – takim samym wyrazem podziwu należałoby skwitować pierwszy sezon Hernandeza w Milanie, jak transfer Hakimiego do Interu. Francuz jeszcze zdążył wkraść się w łaski Marco Giampaolo, który w końcu się zlitował i odstawił na ławkę Rodrigueza. Nowy zmienił Szwajcara w ubiegłorocznych derbach. W czerwono-czarnych koszulkach biegali wówczas Mateo Musacchio, Andrea Conti, Lucas Biglia, Suso, Krzysztof Piątek i Paqueta. Hernandez w takim towarzystwie debiutował. Później jeśli go brakowało, to tylko z powodu kar za nadmiar kartek. Przychodzący w styczniu Zlatan Ibrahimović, musiał bardzo się zdziwić po zajrzeniu na listę strzelców Milanu. Otwierał ją lewy obrońca.

Przetaczał się przez Serie A jak huragan. Biada temu, kto stanął mu na drodze, jeśli tak, to zabierał go ze sobą i gnał do przodu. Właśnie kogoś takiego potrzeba było mdławemu Milanowi. Nie oglądał się na nikogo: na trenera, taktykę, kolegów, przeciwnika, tylko ufał instynktowi i zasuwał najszybszą i najkrótszą drogą do bramki. Jego szaleńcze rajdy nikogo nie pozostawiły obojętnym, a że jeszcze umiał je skończyć mocnym uderzeniem z dystansu, była pełnia szczęścia. Tuż za półmetkiem i nim swoje rządy zaczął wprowadzać Ibra królował z 5 golami. Zagrożony wydawał się klubowy rekord należący do Aldo Madery, który z 9 bramkami w sezonie był najskuteczniejszym obrońcą w historii. Ostatecznie Theo wyhamował na 6. Opiniotwórczy portal L’ultimo uomo to jego, a nie Romelu Lukaku z Interu, wybrał najlepszym transferem poprzedniego sezonu.

W tym o ten tytuł w Serie A bić się będzie Hakimi. Drugi sezon w Dortmundzie miał jeszcze lepszy. 9 goli i 10 asyst mówiły same za siebie. Do Antonio Conte najdobitniej przemówił 5 listopada 2019 roku, kiedy wbił Interowi 2 gole i poprowadził Borussię do wspaniałej remontady. Być może wtedy włoski trener, znając status prawego obrońcy, powiedział prezydentowi Stevenowi Zhangowi: muszę go mieć. I dostał. Do Madrytu poszedł przelew na 40 milionów (na podobnym poziomie jest dziś wyceniany Hernandez). Tym samym Mediolan zyskał dwóch bocznych obrońców, którzy z kandydatów na dobrych w swoim fachu stali się już elitą, zaś Real niemało zarobił.

Obaj mocno wystartowali. Mają już po golu, rubryki z asystami też nie pozostawili pustą. Hakimi z Benevento tak rozrabiał, że gospodarze w celu uspokojenia go za pierwszego wprowadzili drugiego, za drugiego trzeciego ochroniarza. We trzech nie dali rady. W najbliższym rozkładzie jazdy ligi włoskiej dwa pociągi pendolino pędzące w odwrotnych kierunkach znajdą się na jednym torze. Niebezpieczeństwo czołowego zderzenia, a może udana próba uniknięcia katastrofy z jednej lub drugiej strony i dowiezienie swojej załogi na bezpieczną stację to najbardziej elektryzujące fragmenty scenariusza sobotnich derbów Mediolanu. W rolach głównych Turbo Hernandez i Skrzydlaty Hakimi.

TEKST UKAZAŁ SIĘ W TYGODNIKU „PIŁKA NOŻNA” (NR 41/2020)

Możliwość komentowania została wyłączona.

Najnowsze wydanie tygodnika PN

Nr 50/2024

Nr 50/2024