Pomylenie pojęć. Kara na warunkach winnego
Nie milkną echa poniedziałkowego werdyktu Komisji Dyscyplinarnej Polskiego Związku Piłki Nożnej o ukaraniu Cracovii. Krakowski klub za swój udział w procederze korupcyjnym przed kilkunastoma laty musiał w końcu zmierzyć się z konsekwencjami, ale czy te nie są zbyt łagodne?
Czy kara dla Cracovii jest sprawiedliwa? (fot. Jakub Gruca / 400mm.pl)
Przypomnijmy, że od kilku miesięcy PZPN zajmował się przypadkiem korupcji w Cracovii, który dotyczył sezon 2003-04. Klub miał wtedy dopuścić się ustawiania meczów, czego pokłosiem był awans do najwyższej klasy rozgrywkowej. Jak się okazało, tego typu proceder został przez wspomnianą Komisję Dyscyplinarną „wyceniony” na milion złotych i pięć ujemnych punktów, z którymi klub zacznie najbliższy sezon.
Tak jak można było się spodziewać, w środowisku po takim werdykcie zawrzało. Kara wydaje się być bowiem dość łagodna, jak na przewiny Cracovii, szczególnie, że Polski Związek Piłki Nożnej miał możliwość dużo bardziej surowej reakcji, która byłaby poważną przestrogą dla wszystkich tych, którym marzy się nieuczciwa gra. Byłby to też jasny sygnał, że nawet upływ czasu nie będzie żadną okolicznością łagodząca, jeśli zdecydowano się budować swoją pozycję sportową na oszustwie.
Co ciekawe, to właśnie te cenzurka czasowa była i jest nadal głównym orężem tych wszystkich, którzy postanowili bronić Cracovii. Tak, to prawda, od feralnego sezonu 2003-04 minęło już kilkanaście lat. Tak, klub funkcjonował wtedy zupełnie inaczej, a za sprawę korupcji odpowiadali inni ludzie. I tak, można się zastanawiać, czy obecni piłkarze i trenerzy Pasów powinni cierpieć za oszustwa innych. Problem w tym, że reguły gry muszą być równe dla wszystkich, bez wyjątków.
Skoro w przeszłości kilka innych klubów karano za korupcję z całą surowością i degradowano je nawet do niższych ligi, to można w przypadku poniedziałkowego werdyktu Komisji Dyscyplinarnej odnieść wrażenie pewnej niesprawiedliwości. Potęguje je słowa profesora Janusza Filipiaka, właściciela Cracovii, który podczas rozmowy ze „Sport.pl” przyznał, że jego klub i tak został potraktowany dość surowo, a kara jest wynikiem… ugody i rozmów z PZPN.
– Sensem naszej ugody jest zamknięcie tego tematu. Żebyśmy mogli raz na zawsze grać już spokojnie. Obecny zarząd Cracovii sobie na taką karę nie zasłużył – powiedział Filipiak. – Pozbywamy się problemu tych wszystkich plotek, dodawania dziwnych kontekstów, szeptania. To nas skłoniło do kompromisu. Tak długo to już wisiało, trzeba było to zakończyć. Negocjacje były długie, trudne – dodał.
Nie sposób w takiej sytuacji odnieść wrażenia, że oskarżony czekający na wyrok sądu w swojej sprawie, z niewiadomych przyczyn stał się głównym rozgrywającym. Oczywiście, PZPN mógł wziąć stanowisko Cracovii pod rozwagę, wskazać na pewne okoliczności łagodzące, ale negocjowanie ostatecznego wyroku i wysokości kary? Wydaje się, że ktoś w całym tym ambarasie pomylił pojęcia, co przy dość łagodnym potraktowaniu klubu wzbudza jeszcze większe zniesmaczenie przedstawicieli klubów, które musiały swoje odcierpieć i być może nie miały tak zasobnego portfela, by usiąść do stołu i spróbować wynegocjować nieco niższy wyrok.
Pamiętajmy, że kara zawsze powinna zawierać w sobie element wychowawczy i odstraszający. W tym przypadku nie można mówić ani o jednym, ani o drugim. I o ile kwestia sprawiedliwości jest dość subiektywna – dla kogoś milion złotych kary i pięć ujemnych punktów to będzie dużo, dla innego skandalicznie mało – to cała otoczka sprawy i wspomniane negocjowanie wyroku pomiędzy sądem i oskarżonym sprawiają, że smród za Polskim Związkiem Piłki Nożnej oraz Cracovią będzie ciągnął się jeszcze bardzo długo.
Grzegorz Garbacik