Przejdź do treści
Półwytrawny. Nowy napastnik Milanu

Ligi w Europie Serie A

Półwytrawny. Nowy napastnik Milanu

Inicjały ma słuszne: A jak Andrij, S jak Szewczenko. Kibice Milanu wiele by dali, żeby Andre Silva zrobił 20 procent tego co Ukrainiec. To już byłby nie byle jaki sukces.

TOMASZ LIPIŃSKI

Nie chcieliby tylko tak długo czekać na jakiekolwiek trofeum. Czas zaciera złe wspomnienia, a karmi pamięć tymi słodkimi, dlatego tamten wielki Szewczenko kojarzy się dziś z samymi tłustymi latami w czerwono-czarnej historii. A jednak z nim w składzie na pusto przeleciały aż trzy pełne sezony, dopiero czwarty i następne pięknie zaowocowały. Zespołowo w sumie wyszło więc całkiem bogato, a indywidualnie 175 goli ustawiło go w pierwszym szeregu klubowego panteonu sław.

Poniżej klauzuli

Ponad dekadę później w Milanie nastanie Portugalczyk. Młodszy o rok niż wielki poprzednik w momencie transferu i droższy. Czy dużo droższy? 38 milionów euro niby przeważa 25 milionów dolarów, ale to ta druga kwota znaczyła w 1999 roku więcej niż pierwsza w 2017. Wtedy transfer ukraińskiego napastnika miał pierwszorzędną medialną moc, którą stracił rok później na skutek wyścigu zbrojeń rozpoczętego przez Luisa Figo. A po akcji z Zinedine’em Zidane’em w 2001 roku to już wszystko poleciało na piłkarskim rynku w tempie superinflacyjnym. Tymczasem teraz świat już powoli oswaja się z trzycyfrowymi płatnościami za piłkarzy i od niespełna 40 milionów nikomu zakręcić się w głowie nie powinno.

Na pewno obaj zostali kupieni poniżej wartości. Gdyby Szewczenko przechodził do Serie A na przykład z FC Porto, a nie z Dynama Kijów, wart byłby sporo więcej. Z kolei cenę za Portugalczyka obniżyło finansowe fair play. Żeby sprostać wymogom narzuconym przez UEFA i nie ponieść regulaminowych konsekwencji, Porto musiało szybko i w miarę drogo kogoś sprzedać. A wiadomo, że jak sprzedający musi, to kupujący korzysta. Milan zbił klauzulę odstępnego zawartą w kontrakcie Andre Silvy z 60 milionów do rzeczonego już poziomu. Następnie podsunął napastnikowi kontrakt obowiązujący na pięć najbliższych sezonów i zadowolił pensją w wysokości 2 milionów rocznie. Jednak regularne bramki pomogą mu w krótkim czasie utorować drogę do stuprocentowej podwyżki. O pieniądze zresztą AS nie musi się martwić – przecież przy negocjacyjnym stole reprezentuje go Jorge Mendes. Nawiasem mówiąc, w tej całej operacji docenić wypada również spryt ciągle nowych działaczy Milanu. Ledwie w temacie Gigiego Donnarummy zadarli z Mino Raiolą, który przez lata ubijał złote interesy z Adriano Gallianim, a już zawarli sojusz z agentem jeszcze potężniejszym. I próżni nie ma, tylko zysk dla obu stron.

Zostawmy te zależności, polityczne układy i pieniądze, zajmijmy się piłkarzem, bo warto. Andre Silvę na orbitę wystrzelił finał Pucharu Portugalii 2016. Wcześniej przeszedł jak burza przez juniorskie lata, do Porto jako 14-latek trafił z Salgueiros za tysiąc euro, z mistrzostw Europy U-19 wrócił ze srebrem, z mistrzostw świata do lat 20 z czterema golami, a w drugoligowych rezerwach Porto nie było skuteczniejszego. Obiecująco dojrzewał. Dla pierwszej drużyny czasy nie były dobre, a sezon 2015-16 okazał się szczególnie trudny. Nie przebrnęła fazy grupowej Ligi Mistrzów, dając się wyprzedzić nawet Dynamu Kijów. A że w lidze też wyniki kulały, z posady wyleciał Julen Lopetegui. Z Jose Peseiro nie chciało być lepiej, w rezultacie na osłodę trzeciego miejsca miał pójść puchar. Tak czy tak, zmiany były nieuniknione. Najważniejsza dotyczyła Vincenta Aboubakara, najlepszego strzelca, świecącego ciągle najjaśniej w przygaszonym zespole.

Jego właśnie miejsce 22 maja 2016 roku zajął Andre Silva: postawny 20-latek z dziewięcioma ligowymi występami i jednym golem strzelonym parę dni wcześniej w derbach z Boavistą w ostatniej kolejce. Popełniające kompromitujące błędy w defensywie Porto właśnie on długo utrzymywał przy życiu. Wyciągnął wynik z 0:2 na 2:2, przy czym do remisu dopiął w 91 minucie. Jego przewrotka ostatecznie przydała się mniej więcej tak jak supergol Mario Mandżukicia Juventusowi w ostatnim finale Ligi Mistrzów. Porto przegrało ze Sportingiem Braga w rzutach karnych.

Latem poprzedniego roku na czele rewolucji stanął Nuno Espirito Santo, który z szeregowca od razu na generała mianował Andre Silvę. W okresie przygotowawczym trafiał raz za razem. Chrzest bojowy w pucharach przeszedł w eliminacjach Ligi Mistrzów i wbił gola z rzutu karnego Alissonowi z Romy. W rewanżu nie pokonał tym razem Wojciecha Szczęsnego, ale 3:0 i tak w pełni go satysfakcjonowało. Szło jak z płatka mniej więcej do lutego.

Dwie siódemki

Pierwszym dołkiem, w który wpadł, wykopał Juventus. Portugalczyk, który miał duży apetyt na 1/8 Ligi Mistrzów, obszedł się smakiem i to już po 30 minutach, kiedy czerwoną kartkę zobaczył Alex Telles. Zmiana, jaką w konsekwencji tego faktu dokonał Nuno Spirito, zachwiała obowiązującą wcześniej hierarchią. Niewielu spodziewało się, że pozostawi na boisku sprowadzonego kilka tygodni wcześniej Tiquinho Soaresa, a zdejmie AS. Grając z Brazylijczykiem, musiał przestawić się na inne tory. Zostawić mu miejsce bliżej bramki i poszukać sobie innego, co wyszło z małą szkodą dla statystyk, z korzyścią dla rozwoju. Jednak stawianie jego statystyk w złym świetle byłoby grzechem. Pięć goli w Lidze Mistrzów i 16 w ligowych rozgrywkach złożyło się na liczbę, której tak młody napastnik Porto nie osiągnął od 40 lat i Fernando Gomesa.

Mimo wszystko na Andre Silvie nie można nalepić etykietki z napisem: wytrawny snajper. W typie Gonzalo Higuaina. Bardziej półwytrawny. Oczywiście stać go na 20 lub więcej goli w sezonie, ale jeśli nie, to luki w statystykach ma czym zapełnić. Jako napastnik pracujący, walczący, grający przede wszystkim dla drużyny, a dopiero później dla siebie. Egoizmu jeszcze w nim nie ma, być może nauczy się z czasem. Na przykład od Cristiano Ronaldo. Spotkali się na boisku dopiero w eliminacjach mistrzostw świata w Rosji. Pojechali na Puchar Konfederacji. Pierwszemu zdarzyło się strzelić gola po podaniu drugiego i na odwrót. Już wcześniej najjaśniejszej z gwiazd ponoć powiedziało się, że jak zejdzie z nieboskłonu, to zostawi reprezentację w godnych rękach. Nowego napastnika Milanu właśnie.

Dwie wielkie siódemki stanęły więc na drodze Andre Silvy do wielkiej kariery. Porównań nie uniknie, legend prawdopodobnie nie przyćmi, ale stać go na napisanie własnej ciekawej historii.

Możliwość komentowania została wyłączona.

Najnowsze wydanie tygodnika PN

Nr 50/2024

Nr 50/2024