Podziałem punktów zakończył się drugi niedzielny mecz PKO Ekstraklasy. Łódzki Klub Sportowy w doliczonym czasie gry uratował punkt w wyjazdowym starciu z Arką Gdynia (1:1).
Sekundy dzieliły piłkarzy Arki od zwycięstwa (fot. Tomasz Zasiński / 400mm.pl)
Jeśli w sobotni wieczór przy Łazienkowskiej rozegrany został mecz, który może mieć ogromny wpływ na to, kto zdobędzie tytuł mistrzowski, to na niedzielę zaplanowano starcie dwóch zespołów, które są bezpośrednio zamieszane w walkę o utrzymanie w Ekstraklasie. Nic więc dziwnego, że kibice ostrzyli sobie zęby na to starcie i spodziewali się, że Gdyni obejrzą kawał widowiska.
W nieco lepszej sytuacji przed niedzielnym spotkaniem znajdowali się piłkarze Arki, którzy po niesamowity powrocie w starciu z Rakowem Częstochowa zdołali wydostać się ze strefy spadkowej. Łodzianie uniknęli z kolei w końcówce meczu z Pogonią Szczecin porażki, jednak wywalczony punkt nie pozwolił im na to, by opuścić ostatnie miejsce w stawce.
Obie drużyny przed pierwszym gwizdkiem dzieliło osiem punktów i dlatego Kazimierz Moskal oraz jego piłkarze doskonali zdawali sobie sprawę z tego, że porażka w Gdyni może przesądzić ich los. Gospodarze również wiedzieli, że stawka jest ogromna i pomoże im odskoczyć nie tylko od ŁKS-u, ale także od Korony Kielce.
Mecz od początku toczył się w niezłym tempie, jednak żadnej z drużyn nie udawało się osiągnąć na boisku przewagi, którą można było udokumentować gola. Goście już w szóstej minucie doznali sporego osłabienia, ponieważ do szatni musiał udać się Maciej Dąbrowski. Obrońca ŁKS-u przy próbie strzału… uderzył się własnym kolanem w nos i nie mógł kontynuować gry. Z pierwszych informacji wynika, że doszło do złamania.
Jeśli chodzi o sytuacje bramkowe, to zdecydowanie lepsze mieli piłkarze z Łodzi. Groźnie z dystansu uderzał Dominguez, jednak pomylił się nieznacznie, a rzutu wolnego swoich sił próbował Trąbka, ale trafił prosto w Pavelsa Strainborsa.
Podczas meczu z Rakowem, piłkarze Arki zaczęli grać lepszy futbol dopiero po przerwie i miejscowi kibice liczyli na to, że podobnie będzie także i tym razem. 57. minuta pokazała, że historia faktycznie może się powtórzyć. Po wrzuceniu piłki z rzutu z autu na wysokości pola karnego i przedłużeniu jej głową, na strzał bez przyjęcia zdecydował się Marko Vejinović i jak się okazało, trafił idealnie. Futbolówka wpadła bowiem do bramki tuż przy słupku obok bezradnego Arkadiusza Malarza.
Kiedy już się wydawało, że trzy punkty padną łupem gospodarzy, ŁKS odpowiedział. W doliczonym czasie gry piłkę w polu karnym Arki dostał Samu Corral, który nie zastanawiał się zbyt długo i oddał strzał. Futbolówką odbiła się jeszcze od słupka i spotkania zakończył się finalnie remisem.
gar, PiłkaNożna.pl