Plusy i minusy Brzęczka po eliminacjach
Liga Narodów miała być przygotowaniem do eliminacji Euro 2020. Po wylosowaniu grupy jednak zgodnie stwierdzono, że kwalifikacje będą tak naprawdę okresem przygotowawczym do turnieju finałowego, ponieważ rywale nie byli z najwyższej półki. Jak z tym wszystkim poradził sobie Jerzy Brzęczek? Oto plusy i minusy selekcjonera za ostatnie 10 spotkań.
NA PLUS: MŁODZIEŻ
Reprezentacja Polski w końcu ma swoich młodych gniewnych. Brzęczek, w przeciwieństwie do Adama Nawałki, postawił na świeżą krew. Pozwolił wejść do zespołu Krystianowi Bielikowi i Sebastianowi Szymańskiemu, czyli kluczowym zawodnikom z kadry Czesława Michniewicza na młodzieżowych mistrzostwach Europy we Włoszech i San Marino. Obaj mogliby spokojnie jeszcze występować w drużynie U-21, ale sztab pierwszej reprezentacji postanowił zaufać im w dorosłej kadrze. No i się nie zawiódł. Szymański w pięciu spotkaniach zaliczył asystę i strzelił gola, Bielik spisał się bez zarzutów jako defensywny pomocnik.
NA PLUS: NOS TRENERA
W Austrii Krzysztof Piątek strzelił gola po wejściu z ławki rezerwowych. Z Łotwą u siebie Jakub Błaszczykowski zaliczył asystę po wejściu w drugiej połowie. W Macedonii Północnej w roli dżokera znowu wystąpił Piątek. Z Izraelem na PGE Narodowym rezerwowy Arkadiusz Milik zaliczył asystę przy golu rezerwowego Damiana Kądziora. Z Maceodnią Północną w Warszawie zwycięstwo zapewnili zawodnicy wchodzący z ławki – Przemysław Frankowski i Milik. Ze Słowenią formalnie asystę ma zapisaną także rezerwowy Artur Jędrzejczyk, który podał do Roberta Lewandowskiego, ale nasz kapitan pięknie minął kilku rywali i strzelił gola na 2:1.
Co jak co, ale trzeba Brzęczkowi oddać, że ze zmianami w tych eliminacjach trafiał idealnie. Z Austrią i Macedonią Północną na wyjazdach rezerwowy Piątek przesądził o losach spotkań. To samo było w starciu z Macedończykami w Warszawie, kiedy trzy punkty zapewnili Frankowski i Milik. W sumie decydujące gole strzelane przez rezerwowych przyniosły nam dziewięć punktów.
NA PLUS: PEŁNA KONTROLA
W zasadzie od początku eliminacji nie musieliśmy drżeć o awans. Biało-czerwoni zakończyli kwalifikacje z bezpieczną przewagą, zapewnili sobie grę na Euro 2020 na dwie kolejki przed końcem. Nie musieliśmy uciekać się do matematycznych wyliczeń, sprzyjającego biegu okoliczności itp. Polacy szli jak po swoje, choć do stylu można się przyczepić, ale o tym niżej.
NA PLUS: DEFENSYWA
Praktycznie w każdym spotkaniu rywale mieli przynajmniej jedną stuprocentową sytuację. Na szczęście, kiedy mylili się obrońcy, to w roli strażaka występował bramkarz. Ostatecznie straciliśmy w dziesięciu meczach tylko pięć goli, w tym cztery w dwóch starciach ze Słoweńcami. Lepszą defensywę w eliminacjach mieli tylko: Belgowie (3 stracone bramki), Turcy (3), Włosi (4) i Ukraińcy (4).
NA PLUS: UWOLNIONY KRYCHOWIAK
Selekcjoner bardzo dobrze wykorzystał w końcówce eliminacji górującą formę Grzegorza Krychowiaka. Pomocnik Lokomotiwu Moskwa został delikatnie przesunięty do przodu i miał więcej zadań ofensywnych. Brzęczek postawił na pozycji numer sześć na Bielika i Góralskiego. Ten wariant zdał egzamin bardzo dobrze. Krycha miał więcej swobody, nie ograniczał się tylko do destrukcji, ale też kreował grę.
NA PLUS: PRÓBA BEZ LEWEGO
Brak Roberta Lewandowskiego w pierwszym składzie na Izrael był olbrzymią niespodzianką. Niewiadomo jednak na ile nieobecność naszego kapitana była spowodowana pomysłem taktycznym selekcjonera, a na ile sytuacją polityczną w Izraelu. Ostatecznie w końcu po raz pierwszy od sześciu lat zobaczyliśmy reprezentację Polski bez jej najważniejszego i najsilniejszego ogniwa. Próba wypadła pozytywnie, brak Lewego nie był mocno odczuwalny.
NA MINUS: STYL, A W ZASADZIE JEGO BRAK
Przez większość eliminacji można było mówić: „Nie oceniajcie nas za styl, przecież wygrywamy”. Seria zwycięstw jednak skończyła się we wrześniu, kiedy biało-czerwoni przegrali ze Słowenią i w bardzo słabym stylu podzielili się punktami z Austrią. Na kadrę wylało się morze hejtu, zawodnicy grali topornie i wyglądali tak, jakby nie mieli kompletnie pomysłu na przeciwników. W kolejnych spotkaniach było już lepiej: z Łotwą w Rydze Polacy zagrali świetnie przez 15 minut, z Macedonią przez 30, z Izraelem przez 45, a ze Słowenią mieli kilka kilkuminutowych fragmentów.
Trudno dziś wywnioskować, jaki pomysł ma na reprezentację Brzęczek. Niby Polacy potrafią zdominować rywala, ale w ataku pozycyjnym często się gubią i do przesądzenia o losach spotkania potrzeba stałych fragmentów gry (patrz pierwsza połowa meczu w Jerozolimie z Izraelem). Niby czasami potrafią przeprowadzić bardzo groźną kontrę z wykorzystaniem szybkich skrzydłowych. Wciąż jednak brakuje konkretnej myśli. W eliminacjach biało-czerwoni opierali się na błysku indywidualności Lewandowskiego, Piątka czy Krychowiaka. To może być za mało na Euro 2020, nawet może nie starczyć na wyjście z grupy.
NA MINUS: LEWA OBRONA
Przez całe eliminacje selekcjoner szukał rozwiązania na lewą obronę, na której zobaczyliśmy aż trzech zawodników. Zaczął Bartosz Bereszyński, który ewidentnie lepiej czuje się po drugiej stronie boiska. Później do składu wskoczył Maciej Rybus, ale kompletnie zawiódł. Eliminacje w pierwszym składzie skończył Arkadiusz Reca, który zaczął grać regularnie w SPAL i wskoczył na niezły poziom, którego jednak nie zobaczyliśmy w reprezentacji. Były zawodnik Wisły Płock wydaje się jednak w tym momencie podstawowym wyborem Brzęczka, choć jeśli będzie się prezentował tak jak wczoraj ze Słowenią, to nadal selekcjoner będzie musiał szukać właściwego kandydata na tę pozycję.
NA MINUS: NIEZROZUMIAŁE DECYZJE
Co do lewej obrony, to selekcjoner wielokrotnie powtarzał, że Bereszyński spisuje się bez zarzutu i spełniał oczekiwania Brzęczka. Wydawało się to rozwiązanie tymczasowe, bo kontuzjowany był Maciej Rybus, a Arkadiusz Reca nie grał w Atalancie. We wrześniu jednak selekcjoner znowu postawił na Bereszyńskiego, który w starciach ze Słowenią i Austrią nie zagrał wybitnych zawodów. Całe piłkarskie środowisko przed październikowymi meczami domagało się gry lewonożnego zawodnika na tej pozycji, więc Brzęczek postanowił zaufać Rybusowi. Ten wypadł blado i w ostatnich trzech meczach eliminacyjnych zaufał Recy.
Do dziwnej sytuacji doszło też z Przemysławem Frankowskim. We wrześniu skrzydłowy Chicago Fire nie został w ogóle powołany do kadry. W październiku Brzęczek zaprosił go na zgrupowanie, ponieważ kontuzjowany był Jakub Błaszczykowski. Niespodziewanie selekcjoner zdecydował się wprowadzić go do gry, kiedy biało-czerwoni bezbramkowo remisowali w Warszawie z Macedonią Północną. Franek jednak szybko pokazał, że jest potrzebny kadrze, strzelając gola na 1:0. Miesiąc później dostał szansę występu od pierwszej minuty z Izraelem w Jerozolimie, ale znowu wypadł przeciętnie. Warto jednak dodać, że między oboma spotkaniami miał dokładnie 34 dni przerwy bez meczu…
NA MINUS: RZUCANIE ZIELIŃSKIEGO
Nie wiadomo tak naprawdę, na jakiej pozycji selekcjoner widzi Piotra Zielińskiego. Pomocnik Napoli grał już na boku pomocy, grał na dziesiątce i na ósemce. Fajerwerków w żadnym spotkaniu nie odpalił. Z jednej strony dobry piłkarz powinien sobie poradzić na każdej pozycji. Z drugiej natomiast szukanie mu ciągle nowego miejsca na boisku może nieco blokować zawodnika. W dodatku słowa o „przeskoczeniu czegoś w głowie Zielińskiego” stały się już klasykiem. Jedno jest pewne – Zieliński w dobrej formie jest nam niezbędny na Euro 2020 i teraz cała odpowiedzialność selekcjonera jest na tym, aby znaleźć mu właściwą pozycję i doprowadzić go do odpowiedniej formie na turniej. Czasu po zakończeniu ligi będzie dosyć dużo.
Paweł Gołaszewski