Plebiscyt Tygodnika PN: Nominacje w kategorii Piłkarz Roku 2015
Trzy lata temu niemal cała siła polskiego futbolu opierała się na tercecie z Borussii Dortmund, choć niewątpliwie dobre rundy zaliczali także Artur Boruc i Wojtek Szczęsny. W minionym roku – mimo że Łukasz Piszczek i Kuba Błaszczykowski z powodu kontuzji wypadli z grona pretendentów do tytułu Piłkarza Roku – konkurencja w najbardziej prestiżowej kategorii naszego plebiscytu wzrosła o kilka poziomów. Co oczywiście cieszy, i to nie tylko selekcjonera Adama Nawałkę!
Nominowani w kategorii Piłkarz Roku 2015: Łukasz Fabiański, Kamil Glik, Grzegorz Krychowiak, Robert Lewandowski i Arkadiusz Milik (fot.W.Sierakowski, Ł.Skwiot)
Dziś wśród klasowych kandydatów można przebierać do tego stopnia, że uznaliśmy, iż nadeszła najwyższa pora, aby grono nominowanych rozszerzyć z trzech do pięciu. Po prawdzie jednak, nawet w takich okolicznościach trudno było dokonać wyboru, a pierwszym wśród niewyróżnionych pozostał Kamil Grosicki. Zadecydował brak regularnych występów w zespole Stade Rennais, ale tytuł dżokera de luxe, poparty świetnymi statystykami w ofensywie – mimo nieimponującej liczby minut rozegranych w Ligue 1 – to także znakomita plebiscytowa rekomendacja. Ba, w minionych latach byłaby wystarczająca do uplasowania się w gronie nominowanych, ale pech Grosika polegał na tym, że elekcja za rok 2015 odbywała się pod hasłem: kłopoty bogactwa. Czy zatem można się dziwić, że kibice oczekują spektakularnego wyniku w finałach Euro 2016?
ŁUKASZ FABIAŃSKI
Zabrakło bardzo niewiele, konkretnie jednego spotkania więcej z czystym kontem, aby na koniec sezonu 2014-15 golkiper Swansea został uhonorowany Złotymi Rękawicami w Premier League. Jeśli jednak porównamy siłę defensywy Manchester City, która wypromowała do nagrody dla najlepszego bramkarza Joe Harta, z jakością obrony walijskiego zespołu, w którym występuje Polak, i tak wyjdzie na to, że na największy szacunek zapracował właśnie Łukasz. Nie było zatem nawet ułamka fartu, nie wspominając o przypadku, w tym, że Fabiański wysforował się – zdaniem sporej części kibiców w sposób nieoczekiwany – na pozycję lidera na swej pozycji w reprezentacji Polski. Długo dojrzewał, i wykazywał się nieprawdopodobną cierpliwością w oczekiwaniu na regularne występy w bramce, ale kiedy już się doczekał – udowodnił, że dziś zalicza się do najlepszych golkiperów w Europie.
KAMIL GLIK
Minister obrony Torino FC, a tytuł ten dzierży jeszcze dłużej niż kapitańską opaskę, il Toro czyli Byk, i to taki z krwi i kości, a od dłuższego czasu także niekwestionowany szef reprezentacyjnej obrony. Taki, co to nie tylko da dobry przykład, bo właściwie przeczyta grę i świetnie się ustawi, ale jeszcze pomyśli za innych. A kiedy trzeba – krzyknie, albo w krótkich żołnierskich słowach, które nie zawsze będą nadawały się do publicznego zacytowania, wyjaśni partnerowi w jaki sposób, i w którym sektorze powinien interweniować. Najlepszym polskim stoperem w historii był bez wątpienia Władysław Żmuda, a minionej jesieni to właśnie on najgłośniej komplementował Kamila. Za całokształt, począwszy od postępów, których dokonał, poprzez świetny przegląd pola, na umiejętności odnalezienia się w ojczyźnie catenaccio, słynącej z wychowywania najbardziej klasowych obrońców na świecie, kończąc.
GRZEGORZ KRYCHOWIAK
Jeśli piłkarz od czarnej boiskowej roboty zostaje celebrytą, i to wcale nie za sprawą pięknej narzeczonej, to musi oznaczać, że jest nietuzinkowy. Krychowiak ma za sobą najlepszy rok w karierze, w którym zebrał wiele zasłużonych wyróżnień. Nieprzypadkowo znalazł się przecież w najlepszej jedenastce Primera Division ubiegłego sezonu, drużynie gwiazd poprzedniej edycji Ligi Europy, zespole All Star Starego Kontynentu w rundzie jesiennej obecnych rozgrywek i na liście 100 najlepszych graczy minionego roku ogłoszonej przez fachowy angielski magazyn „FourFourTwo”. W Sevilli zapracował nawet na kapitańską opaskę, a przychylność kibiców zaskarbił sobie golem w finale Europa League na Stadionie Narodowym w Warszawie. W reprezentacji Polski zasłużył na numer dziesięć, o którym marzy trzy czwarte kadrowiczów, zdobywając jedną z najbardziej kluczowych dla awansu do France, 16 bramek w meczu z Irlandią.
ROBERT LEWANDOWSKI
O Lewym napisano już w zasadzie wszystko, więc godzi się tylko przypomnieć, że to Robert – zapytany zresztą o tę kwestię przez reportera „Piłki Nożnej” – ocenił, iż wylądował już na planecie wcześniej osiągalnej jedynie dla Leo Messiego i Cristiano Ronaldo. 49 goli w roku, i najszybszy pięciopak w historii Bundesligi i wszystkich innych poważnych rozgrywek – poparty trzema innymi wpisami do Księgi Rekordów Guinnessa – to zresztą najlepszy dowód na postęp, jakiego dokonał napastnik, którego w kolejce po Złotą Piłkę elektorzy widzieli na czwartym miejscu. Wcale nie najgorszym, choć oczywiście pozostawiającym niedosyt, tylko najlepszym dla Polaka od czasów Kazimierza Deyny i Zbigniewa Bońka w plebiscycie „France Football”. A być może nawet najlepszym w ogóle w naszych futbolowych dziejach, bo nie wolno zapominać, że w czasach Kaki i Zibiego wyboru dokonywano wyłącznie wśród Europejczyków, zatem konkurencja była nieporównywalnie mniejsza.
ARKADIUSZ MILIK
Na koniec 2014 roku nasz ewidentnie najbardziej utalentowany od co najmniej dekady młodzieżowiec pretendował do nagrody Golden Boy w plebiscycie magazynu „Tuttosport”, i w głosowaniu kibiców – choć pozakonkursowym – przegrał jedynie z Raheemem Sterlingiem. Dostał wówczas kolejny, po powołaniu selekcjonera Nawałki wysłanym na początek kwalifikacji Euro 2016 na wyrost, bodziec do ponadnormatywnych treningów. I trzeba Arkowi oddać, że w poważnej seniorskiej rywalizacji statystyk wstydzić się nie musi. 12 punktów w klasyfikacji kanadyjskiej eliminacji ME (6 goli i 6 asyst), 8 ligowych goli w rundzie jesiennej obecnego sezonu – takie dokonania musiały zwrócić uwagę klubów bogatszych niż Ajax Amsterdam. I zwróciły, zwłaszcza Galatasaray Stambuł. Jeśli jednak Milik nie będzie się spieszył, to po turnieju we Francji oferty mogą być jeszcze ciekawsze, ponieważ jak nikt inny z biało-czerwonej kadry zyskuje na współpracy z Lewandowskim.
Adam Godlewski
Artykuł opublikowany także w najnowszym numerze tygodnika „Piłka Nożna”