Piłkarze Korony Kielce poszli za ciosem
Korona Kielce poszła za ciosem i potwierdziła zwyżkę formy zasygnalizowaną przed listopadową przerwą międzynarodową. Zespół prowadzony przez Mirosława Smyłę pokonał przed własną publicznością Raków Częstochowa (2:0).
Piłkarz Korony Kielce w coraz wyższej formie (fot. Grzegorz Przygodziński / 400mm.pl)
Kielczanie po wielu słabych tygodniach zasygnalizowali niedawno zwyżkę formy. Przed przerwą na mecze reprezentacji, Korona zdołała pokonać Zagłębie Lubin (1:0) i zremisować z Lechem Poznań (0:0). Cztery wywalczone punkty i dwa mecze z zerem w tyłach były powiewem optymizmu w Kielcach i nic dziwnego, że kibice z wypiekami na twarzy czekali na powrót ekstraklasy.
Złocisto-krwiści czekali na przyjazd Rakowa Częstochowa, a więc drużyny, która w pięciu ostatnich kolejkach przegrała tylko raz, odnosząc przy okazji trzy zwycięstwa. Mimo więc tego, że gracze Marka Papszuna mieli zagrać na wyjeździe (domowe spotkania także grają w delegacji – w Bełchatowie), to i właśnie im dawano nieco więcej szans na zwycięstwo.
Jak się okazało, mecz rozpoczął się dla gospodarzy w najlepszy z możliwych sposobów. Już bowiem w 4. minucie niefortunnie we własnym polu karnym interweniował Kamil Piątkowski, który po dośrodkowaniu przed bramkę odbił piłkę głową w taki sposób, że ta wpadła do siatki.
Raków po takim ciosie nie potrafił się podnieść i miał problem z tym, by zagrozić bramce Korony. Kielczanie grali z kolei bardzo solidnie i kiedy w 24. minucie nadarzyła się okazja na podwyższenie wyniku, to z szansy skorzystali. Emir Azemović sfaulował w polu karnym Marcina Cebulę i sędzia wskazał na „wapno”. Pewnym egzekutorem jedenastki okazał się Adnan Kovacević i to gospodarze wjechali na autostradę po trzy punkty.
Częstochowianie absolutnie mogli złapać odpowiedniego rytmu i było widać jak na dłoni, że akurat w ich przypadku przerwa na mecze reprezentacji nie podziałała zbyt energetycznie.
Dwa gole zapasu sprawiły, że Korona mogła spokojnie kontrolował przebieg wydarzeń na boisku, natomiast podcięte skrzydła Rakowa sprawiły, że goście nie byli w stanie wstać z kolan i na poważnie zagrozić bramce przeciwnika. Skoro więc zawodnicy Papszuna nie chcieli podjąć walki, to swoje zrobili gospodarze. W końcówce trzeciego gola dołożył Erik Pacinda i zwycięstwo Korony stało się faktem.
Kielczanie w trzecim kolejnym meczu uniknęli porażki, a siedem wywalczonych punktów sprawiło, że zaczęli się oni pięć w górę ligowej tabeli.
gar, PiłkaNożna.pl