Piłkarka Roku 2018 – Ewa Pajor
Jest drugą w historii piłkarką, która wygrała plebiscyt „PN”. Dopiero drugą, ponieważ Ewa Pajor przerwała trzyletnią dominację Katarzyny Kiedrzynek. Nie ma w tym niczego dziwnego – od kilku miesięcy napastniczka Wolfsburga wyrasta na jedną z największych gwiazd kobiecej Bundesligi.
Jakie to uczucie zostać Piłkarką Roku?Bardzo miłe – odpowiada Pajor. – Cieszę się, że zostałam nagrodzona. Dla mnie to pierwsza statuetka w dorosłej piłce, więc jest wyjątkowa. Traktuję to jako dodatkową motywację do dalszej pracy. Dziękuję wszystkim, którzy przyczynili się do mojego zwycięstwa. Nie spodziewałam się, że wygram. Po ogłoszeniu nominacji wiedziałam, że tak naprawdę każda z nas może otrzymać statuetkę. Wszystkie zasłużyłyśmy na nagrodę, a że padło akurat na mnie, jest mi bardzo miło.
Która statuetka jest cenniejsza – ta od „PN” czy ta sprzed kilku lat od UEFA dla najlepszej piłkarki roku U-17?
Trudno to porównywać. Obie są niezwykle cenne. Kilka lat temu bardziej cieszyłam się z wywalczonego mistrzostwa Europy niż ze statuetki. Gram w piłkę nożną, to jest sport drużynowy, cieszą mnie sukcesy zespołu, a nie indywidualne. Oczywiście, to jest bardzo miłe, że przy okazji dobrych wyników zespołowych otrzymuję wyróżnienia osobiste, ale mają one trochę mniejszą wartość. Zamiast nagród indywidualnych wolałabym awansować z reprezentacją Polski na mistrzostwa Europy, a z Wolfsburgiem wygrać Ligę Mistrzyń.
Trzy razy z rzędu nasz plebiscyt wygrywała Katarzyna Kiedrzynek. Teraz mówi się, że jeśli utrzymasz tendencję z ostatniego roku, to tobie nikt przez kolejne lata nie zagrozi.
Nie myślę tymi kategoriami. Nie wiadomo, co będzie za kilka miesięcy.
W piłce męskiej przez siedem lat plebiscyt zdominował Robert Lewandowski i wiele osób ze środowiska futbolu kobiecego mówiło, że u pań może być podobnie…
To bardzo miłe słowa, bo Robert to absolutnie topowy napastnik na świecie. Dla mnie jest wzorem do naśladowania. Oglądam jego mecze, obserwuję zachowania, wyciągam wnioski. Czy będę wygrywać plebiscyty, czy nie, to ma dla mnie małe znaczenie. Ja mogę nie zdobywać nagród indywidualnych, ale oby moje drużyny osiągały wyznaczone cele. To jest najważniejsze.
W niemieckiej prasie jesteś często porównywana do RL9?
Nie wiem, nie czytam prasy. Chyba tylko raz zdarzyło się, że trener Wolfsburga porównał mnie do Lewego.
Z czego wynika fakt, że tak mało polskich piłkarek gra w czołowych europejskich klubach?
Nie mam pojęcia. Mamy w Polsce wiele zdolnych zawodniczek, które spokojnie mogłyby wyjechać i próbować sił poza naszym krajem. Nie siedzę jednak w ich głowach i nie wiem, co tak naprawdę myślą. Może się boją, że sobie nie poradzą? Po sobie wiem, że wyjazd to jest naprawdę bardzo trudna decyzja, tym bardziej w tak młodym wieku, jak to było w moim przypadku. Nie znałam języka, kultury, po prostu niczego… Decyzję o wyjeździe do Wolfsburga podejmowałam przez kilka miesięcy. Dopiero po wielu rozmowach i dłuższym zastanowieniu zdecydowałam się spróbować. Wyszło mi to na dobre.
Obserwując twoją karierę, wydaje się, że aby wejść na najwyższy poziom, droga, którą obrałaś, jest jedyną słuszną. Polska liga nie jest za mocna, pewnego pułapu nie da się przeskoczyć.
Mnie się powiodło i jestem bardzo zadowolona, ale też potrzebowałam czasu, aby dojrzeć piłkarsko i wywalczyć miejsce w składzie. Było bardzo ciężko. Potrzebowałam dużo czasu, aby się zaaklimatyzować, ale dzięki drużynie i trenerom od początku czułam się częścią zespołu. Piłkarsko musiałam się sporo nauczyć, ale ten proces trwa cały czas. Myślę, że strach często zatrzymuje młodsze zawodniczki w kraju, bo przecież mają oferty. Dlatego tak mało naszych przedstawicielek jest w silnych ligach. Mam nadzieję, że polska liga jednak też postawi krok do przodu. Oczywiście, na to potrzeba czasu.
Byłaś w najlepszym polskim klubie, dzisiaj jesteś w najlepszym niemieckim zespole. Duża przepaść organizacyjna?
Niemcy z tego słyną, że lubią mieć wszystko poukładane i dopięte na ostatni guzik. Przepaść niestety jest spora… Musiałam się do tego wszystkiego przyzwyczaić, naprawdę nie ma się do czegokolwiek przyczepić.
Ola Sikora opowiadała, że w Medyku po dublecie w ramach premii otrzymywałyście na przykład wizytę u kosmetyczki. Podejrzewam, że w Wolfsburgu jest trochę lepiej?
Nie ma się co oszukiwać. Inna sprawa, że nigdy nie patrzyłam na piłkę pod kątem finansowym. W VfL nie musimy się kompletnie niczym przejmować. Nasza praca to trenowanie i granie, całą resztą zajmuje się szeroki sztab ludzi. Oczywiście, w Medyku też miałyśmy dobrze. Temu klubowi bardzo dużo zawdzięczam. Kiedy trafiłam do Konina miałam zapewnione wszystko, co było potrzebne. Medyk to najlepszy klub w Polsce i stwarza idealne warunki piłkarkom do rozwoju.
Rozmawiałem przed wywiadem z kilkoma osobami i pytałem o twoje wady. Nikt nie wskazał mi nawet jednej…
Serio?
Cicha, spokojna, pracowita, bezkonfliktowa… Ty wskażesz chociaż jedną wadę?
Może nie jestem jeszcze tak ułożona, jak powinnam. Wady mam i jest ich na pewno kilka, ale lepiej o nich nie mówić. Po prostu będę nad nimi pracować.
Może ten dobry charakter wziął się stąd, że pochodzisz z małej miejscowości?
Wiele zawdzięczam rodzicom i rodzeństwu. Piłkarską przygodę zaczynałam z kuzynem, który grał w piłkę. On wychodził trenować, a ja razem z nim Później grałam z bratem i siostrami. Wychodziliśmy na podwórko albo na pole i graliśmy w piłkę. W domu jest nas pięcioro, więc robiliśmy sobie mecze troje na dwoje. Dochodzili do nas koledzy i koleżanki z wioski, wbijaliśmy kołki albo kładliśmy kamienie i graliśmy już poważniejsze spotkania. Najfajniejsze czasy…
Ewy Pajor zabrakło na Gali „Piłki Nożnej”, a nagrodę w jej imieniu odebrała siostra Ania
(fot. M. Szymczyk/400mm.pl)
Jak to możliwe, że z kilkudziesięcioosobowej wioski wyszła na świat jedna z najlepszych piłkarek na świecie?
Do jednej z najlepszych piłkarek na świecie jeszcze mi brakuje. Przede mną wiele pracy, aby się taką stać. Futbol mi towarzyszy, odkąd tylko sięgam pamięcią. Zawsze towarzyszył mi jeden z kolegów i często graliśmy tylko we dwoje. W dzieciństwie miałam krótkie jak na dziewczynę włosy i mylili mnie z jednym z kolegów, który miał z kolei długie włosy. Była nawet śmieszna sytuacja na turnieju chyba o Puchar Włodzimierza Smolarka, kiedy podeszli z kamerą do tego kolegi i myśleli, że to ja…
Jeździłaś z chłopakami na zawody?
Pewnie, że tak. Często grałam w szkole podstawowej w drużynach chłopców. Zawsze byłam jedyną dziewczyną, która rywalizowała z chłopakami.
Jako dziecko byłaś także pomocna dla rodziców.
Tak, mamy olbrzymie gospodarstwo, więc trzeba było pomagać. Mieliśmy określony plan, którego musieliśmy się trzymać. Kiedy były żniwa, ruszaliśmy w pole do pracy. Nawet dzisiaj, kiedy wracam z Wolfsburga na kilka dni do domu i trzeba pomóc rodzicom, idę normalnie pracować.
27 piłkarka świata według „The Guardian” pomaga w polu – to jest historia!
Słyszałam od kogoś, że zostałam sklasyfikowana przez „Guardiana”, ale nie jest to dla mnie najważniejsze.
Czyli domyślam się, że nawet nie wiesz, ile zawodniczek spoza Niemiec wywalczyło koronę strzelczyń Bundesligi?
Nie wiem.
Trzy. Ty możesz być czwarta.
Zobaczymy na koniec sezonu, ale w ogóle o tym nie myślę. Nie mam ciśnienia na to trofeum. Dla mnie najważniejsza jest drużyna i to jej chce dawać wszystko. Skupiam się na trofeach drużynowych.
Skąd masz taką łatwość w strzelaniu goli?
Od zawsze grałam w ataku i chyba mam instynkt do zdobywania bramek. Wiem, że jednak ciągle są jeszcze rezerwy. Mogę poprawić siłę i precyzję strzału, aby uderzenia były jeszcze trudniejsze do obrony.
Jak wygląda twoja pozycja w hierarchii Wolfsburga?
U nas każda zawodniczka trzyma się z każdą. Czujemy się wszystkie równe, niezależnie od wieku. Wiadomo, że trzymam się raczej z młodszymi dziewczynami, bo łatwiej rozmawiać z rówieśniczkami. Każda z nas czuje się ważna, potrzebna dla zespołu.
Jak odnajdujesz się w samym mieście? Wielka fabryka samochodów, kilka stadionów i w zasadzie tyle.
Dla mnie to miejsce jest idealne do życia. Pochodzę z małej miejscowości, później w szkole średniej mieszkałam w Koninie, czyli też w mniejszym mieście. Wolfsburg to ciche i spokojne miasto, gdzie wszyscy żyją piłką i samochodami. Nie było przeskoku, z małego miasteczka nie przeniosłam się do wielkiej metropolii. Odnalazłam się w tej rzeczywistości.
A w samochodowej rzeczywistości?
Wiadomo, wszystkie jeździmy volkswagenami. Co pół roku musimy je zmieniać, ponieważ tak mamy skonstruowaną umowę. Ja gdybym mogła, pewnie jednym samochodem jeździłabym przez kilka lat, a tak ledwo się przyzwyczaisz i już musisz wymienić. Sam odbiór auta też przypomina swojego rodzaju rytuał – jedziemy do fabryki i czekamy, aż nasze samochody zjadą z góry. Trwa to chwilę, ale to raczej przyjemne wydarzenie. Takie zasady mają Niemcy.
Niedawno zostałaś jedną z twarzy światowej kampanii poważnej firmy.
Podpisałam kontrakt z Nike. Odkąd mnie było stać na buty tej firmy, nie zmieniam producenta. Tym bardziej że od lat reklamuje je mój idol – Cristiano Ronaldo, a dzisiaj razem wspieramy jedną markę. Fajne uczucie.
Rozpaczałaś po braku awansu na mistrzostwa świata?
Na pewno żal był, ponieważ do wywalczenia miejsca w barażach dużo nie zabrakło… Głupi remis z Albanią trochę nas wybił z rytmu. Gdybyśmy to spotkanie wygrały, mecze ze Szwajcarią wyglądałyby jeszcze lepiej. Ze Szkocją też pokazałyśmy, że można z nią walczyć jak równy z równym.
Przy okazji meczów z Albanią i Szkocją głośno zrobiło się o reprezentacji kobiet z powodu błędów organizacyjnych.
Przydarzył się błąd i tyle. Było, minęło. Nie ma o czym rozmawiać. Myślami jestem już przy eliminacjach mistrzostw Europy. Mamy fajne rywalki w sparingach, widziałam, że mecz z Włoszkami zagramy na ładnym stadionie w Lublinie. Powalczymy o awans.
Rozmawiał PAWEŁ GOŁASZEWSKI