Piłkarka Roku 2015 Katarzyna Kiedrzynek dla PN: Na jacht do emerytury raczej nie uzbieram
Statuetkę w kategorii Piłkarka Roku wręczyliśmy pierwszy raz w historii
naszego plebiscytu. Wybór padł na Katarzynę Kiedrzynek, która jest
postacią niezwykle ciekawą – z jednej strony w minionym roku była
bezapelacyjnie najlepszą polską piłkarką, z drugiej – nie była i nie
jest powoływana do reprezentacji Polski. Jak to w ogóle możliwe?
fot.Ł.Skwiot
ROZMAWIAŁ PAWEŁ KAPUSTA
– Jestem zaszczycona, że jako pierwsza piłkarka w historii zwyciężyłam w waszym plebiscycie – przyznaje Katarzyna Kiedrzynek (na zdjęciu). – To dla mnie wielki honor móc stanąć na jednej scenie z takimi postaciami, jak selekcjoner Adam Nawałka czy prezes PZPN Zbigniew Boniek oraz wziąć udział w uroczystej Gali. To wspomnienia, które zostaną w pamięci do końca życia. Muszę jednak przyznać, że pewna rzecz mocno mnie zaskoczyła.
– Mianowicie?– Waga statuetki. Nie spodziewałam się, że to jest aż takie ciężkie!
– Stać nas na szczerą rozmowę?– Oczywiście. Chyba wiem, od czego zaczniemy…
Jak to możliwe, że najlepsza polska piłkarka nie gra w reprezentacji Polski?
No tak, w wywiadzie ze mną nie da się zadać innego kluczowego pytania. Mówiłam o tym wielokrotnie, więc powtórzę także teraz: gra w kadrze była, jest i będzie moim priorytetem. Tyle tylko, że powołania nie zależą ode mnie, wszystko zależy od selekcjonera. Już kilkukrotnie wyrażałam chęć powrotu do kadry, rozmawiałam zresztą też o tym z prezesem Andrzejem Padewskim, który również starał się pomóc w przełamaniu impasu.
– Nawet napisał do ciebie list.– Dokładnie, w Cafe Futbol w Polsacie Sport prezes powiedział, że napisze do mnie list. I nie kłamał, dostałam od niego maila, a ja mu odpisałam. Poinformowałam, że jeśli selekcjoner uzna, że mogę być mu potrzebna w reprezentacji Polski, to chętnie się z nim spotkam i porozmawiam. To było w listopadzie i od tego momentu nic się nie zmieniło. Zresztą z prezesem rozmawiałam też po finale Ligi Mistrzyń. Już wtedy mówiłam mu, że jestem do dyspozycji.
– Wróćmy do początku. Przypomnij może, dlaczego nie ma cię w kadrze. Masz coś na sumieniu?– Współpraca z selekcjonerem Wojciechem Basiukiem układała się dobrze, w pewnym momencie doszło jednak do pewnych nieporozumień i trener przestał mnie powoływać. Ale nie zmuszaj mnie do mówienia o szczegółach sprzed kilku lat, to bez sensu. Było to roztrząsane wielokrotnie, mówiły o tym dwie strony i nie chcę się powtarzać. Kto ma wiedzieć, jak było i o co chodziło, ten wie. Chcę skupić się na przyszłości i na tym, żeby być jeszcze lepszą piłkarką.
– Ale szczerze: selekcjoner miał powód, żeby się na ciebie zdenerwować? – Szczerze? Jeśli trener miał powód, żeby się zdenerwować, to i ja miałam również powód, żeby wkurzyć się na niego. Jestem już jednak taką osobą, która nie potrafi spuścić głowy albo powstrzymać się przed wypowiedzeniem kilku słów. Po prostu nie umiem siedzieć cicho.
– Ale zdajesz sobie sprawę, że to on jest szefem w narodowym zespole?– Oczywiście, że zdaję sobie z tego sprawę. Dla mnie liczy się przede wszystkim sport, w tym temacie się bronię, prezentuję odpowiednio wysoki poziom, żeby liczyć na powołania i dać kadrze jakość. Zawsze byłam do dyspozycji trenera i na każdym zgrupowaniu dawałam z siebie wszystko. Nie mówiłam nic, nawet gdy trener nie powoływał mnie przez rok do reprezentacji, choć regularnie broniłam w PSG i czułam się niesprawiedliwie traktowana. Jego jednak prawo, by dobierać sobie zawodniczki. Gdy trener chciał jednak wpływać na zbyt wiele kwestii pozasportowych, nawet bardzo prywatnych, na to już nie mogłam się godzić.
– Dobra, konkretnie, bo różne plotki krążą w środowisku: podczas zgrupowania reprezentacji Polski prowadziłaś się niesportowo. Prawda czy fałsz?– Tak, czytałam o libacjach alkoholowych. To bzdura. Nikt na niczym nigdy mnie nie nakrył, nikt za rękę na łamaniu jakiegokolwiek regulaminu mnie nie złapał. Byłam takim samym członkiem zespołu narodowego, jak inne dziewczyny. I zachowywałam się tak samo, jak inne dziewczyny, czy członkowie sztabu szkoleniowego. Tylko z tą różnicą, że ja w pewnym momencie się postawiłam, powiedziałam kilka szczerych słów. Ale miałam siedzieć cicho, gdy nie podobało mi się to, jak byłyśmy traktowane? Wydaje mi się, że o takich sprawach trzeba rozmawiać, żeby dojść do porozumienia. Nie zostałam jednak wysłuchana, tylko potraktowana jako niepokorna. Ostatnio czytałam fajny wywiad z Wojtkiem Szczęsnym, który powiedział, że na kadrze to trener Adam Nawałka jest bossem, decyduje o wszystkim, ale nie wyobraża sobie, by zawodnicy nie mieli wpływu na to, jak funkcjonuje grupa, co robią w wolnym czasie, z kim się spotykają. To tworzy atmosferę. Powiedział nawet, że trener bardzo często do niego i innych zawodników dzwoni i pyta o różne rzeczy, nie tylko te piłkarskie. Pyta piłkarzy jak chcieliby, żeby wyglądało kolejne zgrupowanie i tak dalej, współpracuje z nimi, nie uważa, że wie wszystko najlepiej, a piłkarze mają robić tylko to, co on chce. I nie chodzi o to, że ja mam problem z dyscypliną, bo gdyby tak było, nie grałabym tu, gdzie gram. Jestem profesjonalistką. Chodzi o zwykły szacunek dla nas jako kobiet. Wydaje mi się, że w pewnym momencie zabrakło tego wzajemnego szacunku, że została przekroczona pewna bariera wpływów trenera, choć ja nigdy nie zachowałam się w stosunku do selekcjonera nie fair. Tu nie mam sobie nic do zarzucenia.
– Gdyby selekcjoner wykonał ruch, jesteś na każde jego zawołanie?– Jestem w stanie teraz zadeklarować, że mogę się z selekcjonerem spotkać, porozmawiać, ostatecznie wyjaśnić pewne kwestie. Między nami, nie w mediach. Bo tej komunikacji też bardzo brakowało. Dla mnie gra w reprezentacji Polski była zawsze wielkim marzeniem, dlatego sytuacja, w której nie jestem powoływana, nie jest dla mnie komfortowa. Zresztą to trener jako pierwszy wyraził chęć spotkania i wypicia w Paryżu wspólnej herbatki. Na pewno byłoby to w pewnym stopniu miłe, bo odkąd gram w PSG to nikt nigdy ze sztabu reprezentacji mnie nie odwiedził. Gdy do innych zawodniczek przyjeżdżają trenerzy, to jest to bardzo miłe.
– Może sama powinnaś zadzwonić? To w końcu twoja kariera.– Wydaje mi się, że zrobiłam już sporo w tym temacie. Wyciągnęłam rękę, nie mogę się jednak trenerowi narzucać. Jakby to wyglądało, że wpraszam się do reprezentacji? To trener musi mnie widzieć w drużynie, a nie odwrotnie. Ja mogę się starać tylko na boisku.
– Brakuje ci kadry?– No jasne, że brakuje. Ale oglądam mecze, śledzę wyniki i trzymam zawsze za dziewczyny kciuki. To grupa z potencjałem.
– Przejdźmy do przyjemniejszych tematów. PSG…– Tylko błagam, nie pytaj o Zlatana. Jeśli padnie chociaż jedno pytanie o Ibrahimovicia to wstanę i wyjdę.
– Dlaczego? Zrobił ci coś?– Nie, w żadnym wypadku. Chodzi o to, że gdy tylko dzwoni do mnie polski dziennikarz, zamiast o mnie, albo kobiecą piłkę pyta o to, czy znam się ze Zlatanem. Jest to trochę męczące, przygotowałam sobie nawet kilka szablonów odpowiedzi. Ale ty mnie o niego nie pytaj.
– Dobra, to w takim razie Angel Di Maria, Edinson Cavani i inni – mają jakiś kontakt z kobiecą drużyną PSG? – Bardzo sporadyczny, czasem tylko podczas marketingowych akcji albo oficjalnych, klubowych obiadów. Niektóre zawodniczki ode mnie z zespołu utrzymują kontakt z piłkarzami z męskiej ekipy, głównie Francuzki, niektóre się nawet przyjaźnią. Ja w sumie taki najbliższy kontakt mam z Nicolasem Douchezem, bramkarzem. Jest nawet w Paryżu restauracja, w której razem zostawiliśmy odciski dłoni. Miałam też okazję wzięcia udziału w sesji zdjęciowej z Kevinem Trappem, podstawowym bramkarzem męskiej ekipy i Thierrym Omeyerem, golkiperem drużyny piłki ręcznej. Piłkarze przyjeżdżają też na nasze mecze, bardzo często na naszych spotkaniach bywają Thiago Silva czy David Luiz. My też oczywiście chodzimy wspierać chłopaków.
– Warunki do trenowania macie bajeczne?– Niczego nam nie brakuje. Bazę treningową mamy w dzielnicy Saint Germain, pięć minut od mojego mieszkania. Ale w sumie to ciekawe, w jakich okolicznościach przychodzi nam czasem trenować. Nasz ośrodek jest bowiem miejscem ogólnodostępnym, z basenem, na który może przyjść każdy. Czasem się więc zdarza, że my biegamy dookoła basenu, a w nim kąpią się i wypoczywają mieszkańcy Paryża. Ma to swój urok. Chociaż nasze płyty treningowe są chronione i przeważnie wszystkie zajęcia są zamknięte. Można nas oglądać tylko z daleka.
– To co zastało cię w Paryżu, da się porównać do tego, co miałaś w Górniku Łęczna?– Szoku nie przeżyłam, mówię to, żeby była pełna jasność. Nigdy nie narzekałam na warunki w Polsce. Przede wszystkim w Łęcznej żyło mi się naprawdę super. To świetnie poukładany klub, zapewniający pracownikom bardzo dobre warunki, również finansowe. Ale Paryż, wiadomo, również zapewnia wielki komfort pracy. Poziom sportowy, przebywanie w jednej szatni z najlepszymi, odnowa biologiczna, wygodne podróże na mecze, ale przede wszystkim inne opakowanie kobiecej piłki. Na Zachodzie kobieca piłka ma inny, większy prestiż. Media o wiele bardziej interesują się naszymi rozgrywkami, na trybuny przychodzi czasem po kilkanaście tysięcy kibiców. Pod tym względem jest zupełnie inaczej.
– Polska piłka kobieca to w porównaniu do PSG zaścianek?– Nie użyłabym takiego określenia. Na pewno pod względem sportowym polska piłka poszła do przodu, rozwijamy się, oczywiście poziom w takim klubie jak PSG jest wyższy, ale patrząc tylko na kwestie sportowe – nie mamy się czego wstydzić. Natomiast jeśli chodzi o kwestię promocji piłki, zainteresowania, opakowania jej w mediach, mamy w Polsce jeszcze sporo do poprawy. I właśnie dlatego takie wydarzenia, jak Gala waszego tygodnika, podczas której w końcu pojawiła się kategoria Piłkarka Roku, są dla kobiecej piłki bardzo ważne. Choćby dlatego, że sponsorzy zaczną patrzeć bardziej przychylnym okiem na piłkę w kobiecym wydaniu.
– A zarobki? Piłkarz Roku 2015 Robert Lewandowski właśnie wystąpił do Bayernu o podwyżkę, chce 18 milionów euro rocznie. Jak to jest w przypadku Piłkarki Roku?– Takich pieniędzy to nawet nie umiem sobie wyobrazić. Wiem, że czytelników i kibiców takie rzeczy bardzo interesują, więc mogę zdradzić, że zarobki najlepszych piłkarek we Francji kształtują się na takim poziomie, jak najlepszych graczy w polskiej ekstraklasie mężczyzn. Ale gros piłkarek zarabia – nazwałabym to – normalnie, jak przeciętny człowiek. Nie grozi nam to, że pieniądze uderzą do głowy. W sumie mogłabym się wszystkim pochwalić tym, ile zarabiam, gdyby było czym. Na jacht do emerytury raczej nie uzbieram.
– Skąd wzięła się w tobie miłość do Lecha Poznań?– Pojechałam kiedyś, już dość dawno temu, na mecz Ligi Europy do Poznania. Lech grał wtedy z Manchesterem City. Wyjazd nam się nie układał, bo z jakiegoś powodu byliśmy mocno spóźnieni, pod stadion dojechaliśmy już w trakcie pierwszej połowy, na trybunach byłam dopiero po około 30 minutach gry. Gdy tylko usiadłam na krzesełku, a siedzieliśmy niedaleko kotła, od razu się zakochałam. To trwa do dzisiaj.
– Oglądasz wszystkie mecze Kolejorza?– Jasne, gdy tylko mogę, oglądam wszystko od dechy do dechy. Staram się też od czasu do czasu przylatywać do Poznania, żeby poczuć atmosferę na stadionie. Niedawno sprawdzałam, kiedy dokładnie będzie mecz Kolejorza z Legią i się mocno zawiodłam. Grają w marcu, w tym samym dniu, w którym są moje urodziny i urodziny Lecha, ale pokrywają się nam terminy, nie będę mogła być na tym meczu. Ale sercem będę z chłopakami.
Cały wywiad pochodzi z najnowszego tygodnika „Piłka Nożna”!