„Piłka Nożna” kończy 60 lat: Tak to zleciało!
Proszę traktować niniejszy tekst jako ledwie wstęp i zapowiedź całego roku jubileuszowego. „Piłce Nożnej” stuknie przecież wkrótce sześćdziesiątka, a takiego wydarzenia w kilkunastu tysiącach znaków streścić nie sposób.
Dla Czytelników pokolenia autora tekstu, ale też starszych i młodszych, „Piłka Nożna” była zawsze czymś kultowym, na co polowało się w kiosku. I ta czarno-biała, i późniejsza, w kolorze, przez lata zarezerwowanym przecież tylko dla wydań specjalnych. Czy kiedy 60 lat temu pismo powstawało, jego założyciele i pierwsi autorzy mogli oczekiwać, że po latach półki uniwersyteckich bibliotek zapełnią prace magisterskie i licencjackie poświęcone historii, genezie, ewolucji, strukturze organizacyjnej „Piłki Nożnej”, a nawet sylwetkom pracujących w niej dziennikarzy?
Jak to się zaczęło? Był rok 1956. Otwarto Stadion Śląski i Piwnicę pod Baranami, w ekstraklasie zadebiutował Górnik Zabrze, Stanisław Królak jako pierwszy Polak wygrał kolarski Wyścig Pokoju. W Białymstoku otwarto pierwszy w Polsce sklep samoobsługowy, I sekretarzem KC PZPR został Władysław Gomułka, Maroko uzyskało niepodległość, ukazał się debiutancki album Elvisa Presleya, w Chicago zaprezentowano pierwszy magnetowid, Fidel Castro i Che Guevara rozpoczęli rewolucję na Kubie, w pierwszej edycji Pucharu Mistrzów Real Madryt pokonał 4:3 Stade Reims, a z majowym datowaniem ukazał się pierwszy numer „PN”.
Pismo, wówczas w formule miesięcznika, redagowało kolegium w składzie: Alfred Nowakowski, Jerzy Kublin, Grzegorz Aleksandrowicz. Ciekawostka: w tym historycznym pierwszym numerze znalazł się tekst autorstwa Kazimierza Górskiego. Generalnie na początku przeważały artykuły ważkie, fachowe, dla amatorów tak naprawdę trudne do przebrnięcia. Na przykład „Ściana treningowa daje dużo korzyści” albo „Łączność psychiczna trenera z zawodnikiem”, do tego jeszcze w każdym numerze szczegółowy plan treningów z rozpiską na cały miesiąc. Próżno było szukać smaczków obyczajowych, sensacyjnych doniesień, zwykłych ciekawostek. To wszystko miało się pojawić dopiero z czasem. W latach sześćdziesiątych nie zaniedbując swojej misji i nie tracąc nic na fachowości, gazeta zaczęła się zmieniać. Pojawiały się nowe rubryki, ale pierwsze wielkie przeobrażenie nastąpiło już w latach 70. Redaktorem naczelnym został Jerzy Lechowski. Coraz więcej było reportaży, wywiadów, sylwetek zagranicznych gwiazd i historii słynnych klubów. A pisać było o czym, skoro polskie kluby świetnie radziły sobie w europejskich pucharach, a biało-czerwoni z igrzysk olimpijskich w Monachium przywieźli złoty medal. W grudniu 1972 roku, czyli 43 lata temu, już po raz trzeci kolegium redakcyjne pochyliło się nad czymś, co swoją kontynuację ma choćby w… niniejszym numerze. Dziś jest to TOP 77, wówczas była to klasyfikacja 35 najlepszych polskich piłkarzy mijającego roku. Podzielonych na cztery pozycje, z liderami każdej z nich: Hubertem Kostką, Jerzym Gorgoniem, Kazimierzem Deyną i Robertem Gadochą.
I nastał w końcu rok 1973. Do Polski na rozmowy z Edwardem Gierkiem przyjechał David Rockefeller, PLL LOT dokonał pierwszego rejsu transoceanicznego do Nowego Jorku, w Bielsku-Białej wyprodukowano pierwszego Malucha, czyli fiata 126p, w Nowej Hucie odsłonięto pomnik Lenina, w Ameryce rozpoczął się proces oskarżonych w aferze Watergate, Pink Floyd nagrali „The Dark Side of the Moon”, Amerykanie rozpoczęli wycofywanie wojsk z Wietnamu, a w „PN” już z początkiem roku, czyli w styczniu i lutym… nic się nie zmieniło. I nagle bomba – 6 marca z ceną 3 złote za sztukę, ukazał się pierwszy numer gazety, ale przekształconej już w tygodnik.
Format zmienił się z A4 na A3, zespół redakcyjny liczył 12 osób, a szefował mu Stefan Grzegorczyk. Zniknął też nagłówek: „Organ Polskiego Związku Piłki Nożnej”, a pojawił się „Na stadionach Polski i świata”. W ten sposób zaczęła się rewolucja. W pierwszym numerze oczywiście wywiad Czytelników z Deyną (i to kapitalne zdjęcie w zimowej czapce!), okładkę zdobiła fotografia Włodzimierza Lubańskiego, a w cyklu „Z historii wielkich klubów” – Tottenham Hotspur. I te nagłówki: Telefonem z Łodzi, Teleksem z Poznania, to były czasy… A już w numerze 5 prawdziwy rarytas, czyli wywiad z Królem futbolu – Pele. Potem „Piłeczka” rosła w siłę razem z całym polskim futbolem. Oto tytuły po obu meczach z Anglikami; najpierw „A jednak można”, jesienią zaś „Dziękujemy”.
Cofnijmy się jednak na chwilę w czasie. Przed mundialem w 1966 roku reprezentacja Polski poleciała na tournee do Ameryki Południowej: na dwa mecze z mistrzami świata Brazylijczykami oraz jeden z Argentyną. To wtedy naszym korespondentem został na krótko Jacek Gmoch, piłkarz reprezentacji Polski. – Zgodziłem się i potem widząc swoje nazwisko jako autora, byłem bardzo dumny. Cztery lata później miałem już karierę piłkarską za sobą i znalazłem się w zarządzie PZPN, jako wiceprezes sekcji młodzieżowej… Potem z Witoldem Dłużniakiem i Stefanem Grzegorczykiem doszliśmy do wniosku, że w Polsce potrzebne jest fachowe pismo piłkarskie, ukazujące się częściej niż raz w miesiącu. Od roku 1973 „PN” będąca organem PZPN, zaczęła ukazywać się co tydzień, a moje nazwisko widniało w stopce jako współzałożyciela.
Przyszły selekcjoner pisał wówczas fachowe artykuły związane z treningiem piłkarskim. Nawiasem mówiąc był też felietonistą „Plusa” w 2003 roku. Jak sam jednak mówi, z sympatią do „PN” różnie u niego bywało. – Kiedy zostałem selekcjonerem, gazeta nie wyłamywała się z chóru i zdrowo mi dokładała.
W tym samym 1973 roku pierwszy raz „Piłka Nożna” ogłosiła Odkrycie Roku. Laureatem został Mirosław Bulzacki. – Jeśli dobrze pamiętam, skromna uroczystość miała miejsce w Warszawie. Statuetkę wręczał mi redaktor naczelny – Stefan Grzegorczyk. Szczerze powiem, że zasłużyłem na ten tytuł… – opowiadał Funio wiele lat później przy okazji jakiejś jubileuszowej rozmowy. I co ciekawe, Bulzacki, nasze pierwsze historyczne Odkrycie, kiedyś podał gazetę do sądu. Konkretnie jednego z dziennikarzy, który napisał o rzekomym złym prowadzeniu się piłkarza ŁKS.
Awans do Weltmeisterschaft ’74 sprowokował do wydania w czerwcu następnego roku pierwszego wydania specjalnego – kolorowego magazynu będącego przewodnikiem po zbliżającym się mundialu. Wywiad z Kazimierzem Górskim, historia dotychczasowych mundiali, wszyscy biało-czerwoni, stadiony, plakat reprezentacji Polski, Lesław Ćmikiewicz prywatnie, zdjęcia i kadry wszystkich uczestników MŚ, no jednym słowem – cymes. Za dyszkę. Na następne takie wydawnictwo trzeba było czekać cztery lata.
Zmieniały się treści, także format na nieco mniejszy, pojawiali się nowi autorzy, między innymi Antoni Piontek, Roman Hurkowski, Stefan Szczepłek, a w roli stałego felietonisty zadebiutował niesamowity Krzysztof Mętrak – pisarz i krytyk literacki, obdarzony tyleż wielkim, co niespełnionym talentem.
Rok 1981. Opanowano erupcję ropy w Karlinie, wprowadzono w Polsce kartki na mięso, premierę miał „Miś” Stanisława Barei, wyprodukowano milionowego Malucha, książę Karol zaręczył się z Dianą Spencer, pierwszy lot odbył wahadłowiec Columbia, a bojownik IRA Bobby Sands własną śmiercią okupił 66-dniową głodówkę.
Kibice w Polsce byli syci piłkarskich sukcesów. Reprezentacja dowodzona przez Antoniego Piechniczka trzeci raz z rzędu awansowała do mistrzostw świata, tyle że przygotowania do wielkiej imprezy były jednak zakłócone z powodów politycznych. 13 grudnia w Polsce wprowadzono stan wojenny, gdy na ulicach ginęli stoczniowcy i górnicy, ostatni numer „PN” Anno 1981 już się ukazał. Od 8 grudnia do 23 marca 1982 roku trwało zawieszenie wydawania tygodnika. Kiedy już znów można było kupić w kioskach gazetę z charakterystyczną czerwoną winietą, właściwie co tydzień rosła gorączka związana z hiszpańskim mundialem.
W 1986 roku wyemitowano w TVP pierwszy raz seriale „Tulipan” i „Alternatywy 4″, doszło do katastrofy wahadłowca Challenger, zastrzelony został premier Szwecji Olof Palme, himalaista Reinhold Messner zdobył wszystkie ośmiotysięczniki, a u nas? Od początku roku równolegle z tygodnikiem ukazywał się kolorowy miesięcznik. Cena 60 złotych, 24 strony, mnóstwo zdjęć, po prostu prawdziwy magazyn ilustrowany. Tygodnik zaś raz tył (do 16 stron), raz szczuplał (do 12), cena również się zmieniała, ale wpływ na nią miała szalejąca w kraju inflacja. Prawdziwy przełom nastąpił w 1992 roku, dokładnie w lipcu, właściwie pierwszej jego połowie, a konkretnie 7 lipca.
16 stron kosztowało ówczesne 4 tysiące złotych (co oznaczało podwyżkę o 25 procent w porównaniu z numerem poprzednim), ale cóż to były za strony! Wszystkie na dobrym papierze, w dużej mierze także w kolorze. To były wręcz rewolucyjne zmiany pisma, które od lutego 1992 roku wydawał (i czyni to do tej pory) Marek Profus, a pisali w nim już Ryszard Starzyński, Janusz Atlas czy Dariusz Łuszczyna. Przekształceniom ulegał również miesięcznik, który przybrał nazwę „Piłka Nożna Plus” i prócz tematyki futbolowej zajmował się także tym, co najciekawsze w innych dziedzinach sportu – m.in. tenisie, NBA, NHL i Formule 1. Kolejne lata przynosiły rozkwit szaty graficznej, zmniejszenie formatu, ale też zwiększenie objętości. Nadszedł też moment, kiedy cała gazeta zaczęła się ukazywać wyłącznie w kolorze.
W 1997 roku odbył się szalony mecz przy Łazienkowskiej, w którym Widzew Łódź pokonał Legię Warszawa 3:2, wyemitowany został premierowy odcinek „Klanu”, Madeleine Albright jako pierwsza kobieta została sekretarzem stanu USA, Garri Kasparow rozpoczął mecz z IBM-owskim super komputerem Deep Blue, a Mike Tyson odgryzł kawałek ucha Evanderowi Holyfieldowi. To ostatnie zdarzenie miało miejsce w czerwcu, a dwa miesiące później „Piłka Nożna” zwiększyła objętość do dzisiejszych 48 stron (po drodze jednak była też lekka dieta), a przede wszystkim zaserwowała prócz kolorowych kolumn 16-stronicową czarno-białą wkładkę wynikową, która cieszyła się ogromnym powodzeniem u Czytelników. Bardzo szybko jednak gazeta stała się w 100 procentach kolorowa. Oczywiście równolegle ukazywały się pozycje z cyklu „Biblioteczka Piłki Nożnej” – ligowe almanachy (także lig europejskich), wydawnictwa związane z mistrzostwami świata, Europy, etc.
W 2006 roku obchodziliśmy 50-lecie tytułu i temu wydarzeniu poświęciliśmy w numerze świątecznym aż 40-stronicową wkładkę, w środku m.in. 90 minut z Gerardem Cieślikiem, rozmowy z Jackiem Gmochem i Piłkarzem Półwiecza – Zbigniewem Bońkiem. Każdy z członków redakcji wspominał także swój debiut związany z gazetą – ten pod kioskiem „Ruchu”, jak i na łamach. Zaserwowaliśmy również zestaw pięciu gwiazd, które były symbolami kolejnych dekad i które rosły wraz z gazetą. Gwoli zatem najpierw przypomnienia – 1956-66: Alfredo di Stefano, 1966-76: Pele, 1976-86: Diego Maradona, 1986-96: Marco van Basten, 1996-06: Zinedine Zidane, a następnie suplementu: 2006-16: Leo Messi.
Aha, jeszcze jubileuszowe pytanie od Janusza Atlasa do Jerzego Pilcha: – Czy jest pan w stanie sobie wyobrazić, że prawdziwy mężczyzna może się w ogóle nie interesować futbolem? Odpowiedź: – Powiem krótko: Nie!
Pięć lat później, na 55-lecie tytułu, ponownie wywiad z Bońkiem, ale czy mogło być inaczej, skoro to jeden z najwybitniejszych piłkarzy w historii polskiego futbolu, a poza tym rocznik… 1956. Wiosną tego właśnie roku na świecie pojawił się mały Zbyś i pojawiła się „Piłeczka”. Zatem telefon do Rzymu, do biura pana Bońka (stara, dobra rada – gdyby odebrała sekretarka trzeba mówić: Signore Boniek pronto) i już można powspominać.
– Wiem, ile osiągnąłem i jak mnie oceniano, ale wiem również, jak mogło być… Paolo Rossi powiedział kiedyś: Zibi, gdybyś miał za sobą takie zaplecze medialne, jakie mają włoscy piłkarze, trzy razy z rzędu byłbyś najlepszy w Europie… Czasem słyszę, że osiągnąłem coś, ponieważ byłem szalenie ambitny. Śmieję się z tego, bo szalenie ambitni wypadają na wirażu. A ja po prostu dobrze grałem w piłkę.
– Kto był najlepszym piłkarzem, jakiego pan widział?
– Diego Maradona.
– Nie Michel Platini?
– Nie, bo Michel, choć fantastyczny, miał do dyspozycji świetne drużyny – Juventus Turyn i reprezentację Francji. Maradona miał wokół siebie dziesięciu rzemieślników, przeciętniaków.
Szczery jak zawsze. Nawet w ostatnich latach „Piłka Nożna” nie uniknęła zmian. Rezygnując z wydań okolicznościowych powiększaliśmy od czasu do czasu objętość pisma decydując się na dodatki tematyczne. Zwiększyliśmy również format, a więc i objętość materiałów, w opinii niektórych upodabniając się do „France Football”, co wstydu chyba nie przynosi.
Zbigniew Mucha
Artykuł ukazał się także w najnowszym numerze tygodnika „Piłka Nożna”! Od wtorku w kioskach!