Pierwszy w historii klubu z Sewilli
Real Valladolid był o sekundy od sensacyjnego zwycięstwa nad Sevillą. W polu karnym rywala znalazł się jednak Yassine Bounou, który brak czystego konta zrekompensował sobie zdobyciem bramki na wagę remisu.
Lopetegui nie mógł spodziewać się, że to golkiper Sevilli zapewni jej remis. (fot. Reuters)
Los Nervionenses przystępowali do spotkania w roli zdecydowanego faworyta. Obie drużyny dzieli w tabeli La Liga aż dwanaście miejsc. Gdyby tego było mało, goście nie przegrali z gospodarzami od 2012 roku. Cztery poprzednie mecze wygrali, cztery zremisowali.
Mimo to, długo zapowiadało się, iż ich dobra passa dobiegnie końca. W 44. minucie rzut karny wykorzystał Fabian Orellana. Kiedy Sevilla przygotowywała ostatnią akcję ofensywną starcia, na telebimie nadal widniał wynik 1:0. Kilkanaście sekund później było już jednak 1:1. Na liście strzelców pojawiło się nazwisko Bounou.
Golkiper ekipy prowadzonej przez Julena Lopeteguiego wbiegł w szesnastkę Realu Valladolid, by wesprzeć kolegów przy rzucie rożnym. Po sporym zamieszaniu, w trakcie którego piłka niespodziewanie odbiła się od słupka, futbolówka znalazła się pod nogami Marokańczyka. Ten bez chwili namysłu uderzył i trafił. Radości i niedowierzaniu nie było końca.
Bounou zapisał się na kartach historii. Nigdy wcześniej żaden bramkarz Sevilli nie zdobył dla niej bramki na poziomie hiszpańskiej ekstraklasy. Dzięki wyczynowi 29-latka goście sięgnęli po punkt i umocnili się na czwartym miejscu w tabeli.
sar, PiłkaNożna.pl