Pierwszy egzamin dojrzałości na piątkę
Paulo Sousa od kilkunastu godzin nie jest już selekcjonerem reprezentacji Polski. Oficjalną wiadomość o rozwiązaniu kontraktu z Portugalczykiem przekazały wczoraj władze polskiej federacji, choć już od 26 grudnia było wiadome, że „siwy bajerant” nie poprowadzi biało-czerwonych w barażach.
Scenariusz, który napisało życie piórem Portugalczyka, może być świetną inspiracją dla twórców filmowych. 14 grudnia Sousa zapewniał Cezarego Kuleszę, że razem pojadą do Kataru, że cieszy się z zapewnionych warunków pracy i na mecze barażowe wszystko będzie dopięte na ostatni guzik. Dziesięć dni później były już selekcjoner reprezentacji Polski postanowił rozpiąć wszystkie guziki, porzucić biało-czerwony garnitur, wsiąść w samolot i uciec na drugi koniec świata.
Kto by się spodziewał takiego zachowania szkoleniowca? Na przykład kibice drużyn, gdzie w przeszłości pracował Portugalczyk i podejmował podobne kroki. Skoro Sousa uciekał chociażby z węgierskiego Videotonu, izraelskiego Maccabi Tel Awiw czy szwajcarskiego FC Basel, to dlaczego miałby się związać na dłużej z Polską? Wszędzie były piękne obietnice, zapowiedź chęci odnoszenia większych sukcesów, rozmowy o mentalności – skąd my to znamy…
Sousa postawił nowe władze PZPN pod ścianą. Źle skonstruowany kontrakt przez Zbigniewa Bońka i jego ekipę, brak wpisania klauzuli odejścia, „zachęcił” Portugalczyka do kolejnej ucieczki. Cezary Kulesza został zaproszony na pierwszy bardzo poważny egzamin po czterech miesiącach od objęcia swojego stanowiska.
Nowe władze PZPN zostały postawione w stan najwyższej gotowości. Sousa zakomunikował naszej federacji, że chce odejść 26 grudnia (chęci kontaktu były wcześniej), a już trzy dni później zostało zwołane nadzwyczajne posiedzenie zarządu. Jakże są to inne praktyki niż przez ostatnie lata, kiedy chociażby o zwolnieniu Jerzego Brzęczka członkowie zarządu PZPN dowiedzieli się z… internetu.
Kulesza ze swoimi ludźmi debatowali wczoraj na temat rozwiązania tej sprawy. Ostatecznie wypracowano rozwiązanie, które przedstawiono Sousie, czyli obustronne rozwiązanie kontraktu, ale na naszych warunkach. Portugalczyk liczył na mniejsze odszkodowanie, które wpłaci na konto PZPN. Ostatecznie udało się ugrać około 2 milionów złotych odszkodowania, zrzeknięcie się pensji grudniowej oraz wszystkich pozostałych nie tylko przez selekcjonera, ale także przez jego sztab, co akurat nie było oczywiste w przypadku skonstruowania tej umowy… Do tego dochodzi jeszcze brak wypłacenia premii za ewentualny awans na mundial – nieoficjalnie mówi się, że Sousa miał zagwarantowane z tego tytułu milion euro.
Prezes PZPN podszedł do całej sprawy spokojnie, z zimną głową. Ważył każde słowo, a jeśli jedyną rzeczą, do której można się przyczepić w tej sytuacji jest komiczne oświadczenie, które zostało wydane po posiedzeniu zarządu, to świadczy o tym, że wszystkie pozostałe tematy zostały ogarnięte perfekcyjnie. Pierwszy egzamin dojrzałości Cezary Kulesza zdał na piątkę. Teraz czas na kolejny – wybór selekcjonera.
Jeszcze dwa tygodnie temu Kulesza mógł spokojnie szykować się na plan B, czyli ewentualne odpadnięcie z baraży i zatrudnienie nowego selekcjonera. Każdą kadencję prezesa PZPN ocenia się właśnie poprzez pryzmat wyboru trenera najważniejszej drużyny narodowej. Szef naszej federacji mógł zatem spokojnie rozważać sobie różne scenariusze, ale do końca marca miał mieć spokój. Sousa jednak postanowił przyspieszyć ten proces o cztery miesiące. Czy będzie to już „selekcjoner marzeń” Cezarego Kuleszy? Śmiem wątpić, bo przecież trzeba znaleźć takiego trenera, który zna tych piłkarzy i wie, jakimi prawami rządzi się piłka reprezentacyjna. Najpoważniejszym kandydatem jest Adam Nawałka, którego mało kto by prawdopodobnie rozważał po przegranych barażach przez Sousę. Trzeba jednak ratować co się da i postawić na opcje bezpieczną, a nie taką, która będzie wymagała czasu na poznanie się sztabu z reprezentacją i wdrożenie nowej filozofii. Małżeństwo, które zostanie niedługo zawarte, będzie raczej takim z rozsądku niż z prawdziwej miłości.
Paweł Gołaszewski