Jorge Felix Munoz Garcia urodził się w 1991 roku w Madrycie, jest wychowankiem Atletico. Do 2018 roku błąkał się po klubach hiszpańskiej trzeciej ligi, po czym przyjechał do Polski i stał się gwiazdą mistrza kraju, Piasta Gliwice.
Jak się czuje piłkarz, który w swoim kraju gra w trzeciej lidze, przyjeżdża do innego i tam od razu zostaje mistrzem? Dziwnie. Niesamowicie. Jak na innej planecie. Spektakularnie. Nigdy sobie nie wyobrażałem, że coś takiego mnie spotka. Ten stadion pełen kibiców, ta feta, ten przejazd autobusem przez miasto! To były podniosłe chwile, których nigdy nie zapomnę – mówi Felix.
Tym bardziej musiał pan być zdziwiony, że nie przyjeżdżał do klubu, który miał walczyć o zaszczyty. Właśnie. Rozmawiałem długo z trenerem przed podpisaniem kontraktu, padały takie słowa i sformułowania jak: cierpienie, walka o utrzymanie, ciężki sezon, zaciskanie zębów. A potem wszystko wyszło inaczej.
Inaczej też wyszła, niż miała, przygoda z europejskimi pucharami. Inaczej. To wszystko jest dziś dla mnie olbrzymim rozczarowaniem. Najpierw, gdy słuchałem przed meczami z BATE hymnu Ligi Mistrzów, czułem się jak niebie. Ale potem zaczynała się gra i nic nam nie wychodziło. To znaczy – graliśmy niby dobrze, ale popełnialiśmy błędy. Głupie, niewybaczalne. W obu meczach. Smutek i żal pojawiają się na samo wspomnienie tamtych starć.
Rozumiem, że można odpaść z BATE. Ale jak mistrz 40-milionowej Polski, uczestnik finałów mistrzostw Europy, może odpaść z klubem z o wiele mniejszej Łotwy? Tutaj chyba trzeba czuć nie żal i smutek, ale wstyd? Wstyd? Nie, na pewno nie. Walczyliśmy, zrobiliśmy wszystko, co było w naszej mocy, jak to się mówi w Hiszpanii – daliśmy twarz. Nie mamy sobie niczego do zarzucenia pod tym jedynym względem, który możemy w pełni kontrolować. Znów jednak popełniliśmy błędy. Wszyscy. Nie ma to dla mnie znaczenia, że akurat strzeliłem w dwumeczu z Riga FC trzy gole. Wszyscy zagraliśmy zbyt słabo, jestem tak samo winny. A co do pierwszej części pytania: futbol klubowy jest o wiele bardziej wyrównany niż reprezentacyjny. To chyba oczywiste i nawet nie trzeba mówić dlaczego.
Pewnie często jest pan proszony, by jako osoba z zewnątrz ocenić, czemu polskie kluby ciągle i ciągle ponoszą klęski w pucharach? Owszem. I nie bardzo wiem co powiedzieć, bo to chyba nie ja powinienem mówić. Stwierdzę tylko fakt – ani BATE, ani Riga FC nie grało lepiej od nas w piłkę. Nie jestem przekonany, czy BATE występując w polskiej Ekstraklasie byłoby w czołówce tabeli. Nie ma więc różnicy jakościowej między polskimi zespołami, a tymi, które je eliminują. Natomiast dwumecze zawsze jakoś tak się układają, że odpadamy. Może właśnie chodzi o umiejętność rozgrywania tych starć pucharowych? Jeśli raz wygrasz, jak BATE wygrywa od lat, to potem już będzie ci to łatwiej przychodziło? To jest specyficzny rodzaj piłkarskiego doświadczenia, którego nam rzeczywiście w lipcu brakowało.
Początek sezonu ligowego też nie był udany. Wychodziliśmy na prowadzenie i nie potrafiliśmy go utrzymać. Nie umieliśmy zamykać meczów. Ostatnie dziesięć minut to był dla nas koszmar. Straciliśmy wiele niepotrzebnych punktów. Jak sobie przypominam starcie ze Śląskiem, to aż cierpnie mi skóra.
Ale teraz jesteście w czołówce tabeli. Co się zmieniło? Lepiej wytrzymujemy mecze, zachowujemy do końca koncentrację. No i po prostu jesteśmy dobrą drużyną, mamy świetnych zawodników.
Mówi się nawet, że Jorge Felix jest w tej chwili gwiazdą numer jeden Ekstraklasy. Nie będę się sam o sobie wypowiadał. Ale spójrzmy na rzecz tak: skoro jesteśmy tak wysoko w tabeli, to znaczy, że należymy do najlepszych w tej lidze. Nasz bramkarz jest jednym z najlepszych, nasi obrońcy, piwoci, skrzydłowi, napastnik – są wśród najlepszych, a i Jorge Felix znajduje się w czołówce ofensywnych pomocników.
To pana nowa rola. Tak, w poprzednim sezonie grałem najczęściej na skrzydle, bo pozycja numer dziesięć była zarezerwowana dla Joela Valencii. Gdy odszedł, ja ją zająłem, z czego się bardzo ucieszyłem, bo mediapunta to moja ulubione wcielenie na boisku. Na skrzydle często byłem poza grą, rzadko dostawałem piłkę. Tutaj jestem stale w centrum wydarzeń, mam dużo grania i dużo okazji także do strzelania goli.
Życiowa forma? Nie. W Rajo Majadahonda w sezonie 2016-17 grałem lepiej. To w sumie optymistyczne, bo znaczy, że mogę dać zespołowi Piasta jeszcze więcej niż daję. Do tego dążę.
Celem Piasta jest obrona tytułu? Byłoby wspaniale, choć najpierw awans do ósemki. Później zobaczymy, co się stanie, ale uważam, że nie jest to nierealne.
Najgroźniejszym rywalem – Legia? Legia jest zawsze najgroźniejszym rywalem dla każdego, kto chce walczyć o tytuł. Legia jest też zawsze faworytem. Ale bardzo dobre wrażenie sprawia także Cracovia.
Valencia odszedł do Anglii, Patryk Dziczek do Włoch. Gdzie chciałby odejść Jorge Felix? Dlaczego miałbym chcieć odejść? Pieniądze nie są w życiu najważniejsze. To znaczy – zawodowy piłkarz musi starać się jak najwięcej ich zarobić w trakcie kariery, bo trwa ona krótko, ma taki obowiązek wobec rodziny. Ale ja jestem w Polsce i w Gliwicach szczęśliwy, i bardzo sobie ten stan cenię. Czuję się lubiany. Mam świetne relacje z kolegami z zespołu i z trenerem. Przyzwyczaiłem się do stylu gry obowiązująco w Ekstraklasie. Jeśli miałbym gdzieś odejść, na pewno będę wszystko bardzo dokładnie analizował. Nie zaakceptuję pierwszej lepszej oferty.
Do polskiego stylu gry chyba nie było łatwo przywyknąć? No tak. Dużo walki fizycznej, długie piłki do napastników, akcje w wykorzystaniem szeroko ustawionych, centrujących skrzydłowych. Nie każdy się w tym od razu odnajduje. Ale Piast gra inaczej. Chcemy dopieszczać piłkę, starannie rozgrywać. Dbamy o jakość. To mi się podoba, tego bym nie chciał stracić. Gdybym miał występować w zespole stosującym prostszą taktykę – trochę bym cierpiał, nie ma co ukrywać. Ale tu cieszę się grą.
Czyli lepiej jest być piłkarzem w Polsce, niż ekonomistą w Hiszpanii? Zawsze uwielbiałem liczby, więc w nich się kształciłem. Wykonując zawód ekonomisty, doradcy finansowego, można pomagać ludziom. Ale jednak życie futbolisty jest lepsze. Spróbowałem innego chleba, więc wiem, co mówię.
Ma pan nadzieję być jeszcze zawodowym piłkarzem w Hiszpanii? Mógłbym nawet teraz! Miałem ofertę z klubu ze środka tabeli Segunda Division. Nie powiem, z którego. Ale zdecydowałem się zostać tutaj. Oczywiście, gdyby przyszła propozycja z Primera – pomarzyć dobra rzecz – to może inaczej bym o niej myślał. To w końcu najlepsza liga świata.
Wiele razy powtarzał pan w wywiadach, że Polska się bardzo panu podoba jako kraj. Poznając ją lepiej – z każdym dniem podoba się coraz bardziej, czy coraz mniej? Moje uczucia do niej już się nie zmienią. Ludzie są wspaniali, bardzo serdeczni. Jedzenie – super. Stadiony – zachwycają. Gliwice to urocze miasto. Pogoda dopisuje.
Słyszałem, że lubi pan wojażować po świecie. Czyli Nowy Rok przywita pan pewnie gdzieś daleko?
Nie, spędzimy cały okres ferii w Hiszpanii. Będę nie tylko w Madrycie, ale też w Lleidzie, skąd pochodzi moja narzeczona, a w niedalekiej przyszłości – żona.
Więc niebawem skończy się pańska samotność w Gliwicach? Narzeczona przylatuje do mnie co dwa, trzy tygodnie, a średnio co dwa miesiące odwiedza mnie mama. Nie jest więc źle.
Na koniec porozmawiajmy chwilę o pana ukochanym Atletico… Owszem, trenowałem jako dziecko w tym klubie, ale nie jestem jakimś zagorzałym fanem zespołu Colchoneros. Moją drużyną jest La Roja, czyli reprezentacja Hiszpanii. Oglądam wszystkie jej mecze. A numerem dwa – reprezentacja Polski. Finał Euro Hiszpania – Polska byłby dla mnie wielkim przeżyciem.
Polska w finale Euro? Macie najlepszego napastnika świata. Żeby odnieść sukces w tej imprezie, trzeba, w waszym wypadku, spełnienia tylko dwóch warunków. Pierwszym jest solidność w grze obronnej. Drugim – bardzo wysoka forma Lewandowskiego. To wcale nie jest tak dużo!
Powiada pan… No to z innej beczki: Hiszpania w finale Euro, po kolejnym zamieszaniu z obsadą stanowiska selekcjonera? To dobrze, iż wrócił Luis Enrique. Wolę, żeby on poprowadził zespół niż Robert Moreno. Natomiast oczywiście forma, w jakiej się dokonał powrót poprzedniego selekcjonera na stanowisko, nie była najlepsza.
Jaki problem ma dziś Atletico? Odeszli latem ważni piłkarze: Godin, Filipe Luis, Lucas Hernandez, Rodri, Antoine Griezmann. Nie da się ich zastąpić ot tak, natychmiast. Mimo kłopotów trudno mówić o kryzysie, skoro zespół jest tak blisko lidera La Liga i wyjścia z grupy w Lidze Mistrzów.
Trenował pan z Koke, Saulem, Diego Costą. Czy oni w pełni wykorzystują dziś swoje potencjały? Na pewno nie. Zwłaszcza Koke ma widoczny kryzys. Nie daje zespołowi tyle, ile powinien. Ale takie rzeczy się zdarzają. Znam go i jestem przekonany, że wróci do wielkiej formy. Atletico bardzo jej potrzebuje!
Kto zostanie mistrzem Hiszpanii? Barcelona. Dopóki będzie tam grał Leo Messi, zawsze najbezpieczniej będzie typować właśnie ją.
Rozmawiał LESZEK ORŁOWSKI
WYWIAD UKAZAŁ SIĘ W TYGODNIKU „PIŁKA NOŻNA” (NR 48/2019)