Piast rzutem na taśmę ograł Jagiellonię
Piast Gliwice rzutem na taśmę zwyciężył Jagiellonię Białystok w meczu dziewiętnastej kolejki PKO Bank Polski Ekstraklasy. Gola na wagę zwycięstwa w doliczonym czasie gry zdobył Tiago Alves.
(fot. 400mm.pl)
„Naszym celem jest rozegranie dobrego meczu, tym razem skutecznie, by przywieźć z Białegostoku trzy punkty” – mówił przed pierwszym gwizdkiem sędziego Piotr Mularczyk. I tak się właśnie stało. Aż do doliczonego czasu gry wszystko wskazywało na to, że Piast w trzecim meczu z rzędu nie zanotuje ani jednego gola, lecz na ich szczęście rzutem na taśmę udało im się zdobyć upragnione trafienie dające zwycięstwo.
A przecież losy spotkania mogły być rozstrzygnięte dużo wcześniej. Gliwiczanie na przestrzeni dziewięćdziesięciu minut niejednokrotnie potrafili długimi fragmentami gry zdominować Jagiellonię, kreując jednocześnie liczne akcje ofensywne, lecz im bliżej znajdowali się bramki strzeżonej przez młodziutkiego Xaviera Dziekońskiego, tym bardziej brakowało im zimnej krwi, jakże potrzebnej do skutecznego sfinalizowania ataku.
Przewaga podopiecznych Waldemara Fornalika szczególnie zarysowała się w drugiej odsłonie spotkania po tym, jak Błażej Augustyn został ukarany drugą żółtą, a w konsekwencji czerwoną kartką. Drużyna z Górnego Śląska wraz z wykluczeniem Augustyna, niczym drapieżne zwierzę „poczuła krew”, i w związku z tym przystąpiła do jeszcze bardziej zaciętych ataków.
Na nic się to jednak nie zdawało. Bodaj najbliżej strzelenia upragnionego trafienia był w sześćdziesiątej pierwszej minucie Patryk Sokołowski, który strzałem głową po wrzutce z rzutu rożnego tylko ostemplował obramowanie bramki. Równie dogodne sytuacje strzeleckie mieli Michał Chrapek (z bliskiej odległości fatalnie skiksował) i Gerard Badia (również z kilku metrów trafił wprost w Dziekońskiego).
Aż wreszcie nadeszła dziewięćdziesiąta czwarta minuta. Wówczas Tiago Alves posłał dośrodkowanie w kierunku pola karnego. Nie była to jednak typowa wrzutka, która dociera na głowę adresata. Zagranie w wykonaniu Alvesa lepiej określić mianem słynnego „centrostrzału”, gdyż futbolówka nabrała rotacji dokręcającej się do bramki Dziekońskiego i wpadła mu za przysłowiowy kołnierz.
„Los chce ze mną grać w pokera, raz mi daje, raz zabiera” – śpiewał Zenek Martyniuk. Jego słowa wręcz idealnie pasują do Piasta Gliwice. W zeszłym tygodniu musiał uznać wyższość Warty Poznań, która zwycięskiego gola strzeliła w ostatniej minucie, lecz dzisiaj szczęście w końcówce sprzyjało jemu.
jbro, PilkaNozna.pl